Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-09-2010, 15:16   #81
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Nathias


Timmy po walce przy trakcie był jakiś nie swój. Szedł za grupą jak obłąkany, nie patrząć gdzie idzie i co się dzieje dookoła. Rozmyślał. Cały czas rozmyślał. Mógł nad tym zapanować. Do tej pory działał pod wpływem impulsu. Instynktu. Jego moc wyzwalała się tylko pod wpływem emocji. A tych nie potrafił kontrolować. Jeszcze. Dlatego nie patrzyłprzed siebie a w siebie. Starał się poznać tą energię. Nie było to jednak łatwe. Pomijając już samą naturę tej mocy, to jednak w pewnym stopniu musiał się koncentrować na marszu. A ten był dość długi i forsowny. Mimo to Timmy ciągle próbował wykrzesać cokolwiek. Niestety bezskutecznie. Jednak nagle coś się zmieniło. Wszyscy stanęli. Timmy usłyszał rozmowy towarzyszy. Coś nie było tak. Podniósł wzrok i stanął jak wryty. Tego nie mógł się spodziewać nikt z nich. Olbrzymi fragment lasu już leżał wycięty u stóp orków. A ci rąbali dalej. Bez litości powalając największe z drzew. Złość wezbrała w chłopaku. Zacisnął mocniej dłoń na kosturze i już miał ruszyć na hordę, gdy usłyszał w swojej głowie głos.
“Wiedzę i potęgę cierpliwością i pracą tylko zdobędziesz. Nie frywolnością i zachciankami ducha. Ale tego się musisz nauczyć sam”
Wtedy Timmy nie rozumiał słów swojego mentora. Być może nie był on tak szalony jak chłopak uważał i być może rozumiał go lepiej niż on sam. W każdym razie chłopak powstrzymał się. Zaparł się nogami i widać było że walczy ze sobą. Jakby serce i duch miały mu się wyrwać z piersi, ale ciało i umysł powstrzymywały go. I nagle to poczuł. Tą niewiarygodną energię. Podniósł dłoń na wysokość oczu i poczuł w niej moc. Dłoń otoczyła delikatna i blada aura. Timmy był jednocześnie przestraszony i ciekawy. I to drugie uczucie wygrało. Zamknął oczy i starał się skoncentrować. Zapanować nad emocjami. Nad swoim jestestwem. Cierpliwość i praca. Tak mówił stary czarodziej. A więc dobrze. Cierpliwością i pracą zapanuje na tym. Otworzył oczy. Jego towarzysze o czymś rozmawiali. Nie obchodziło go to. Jednak szybko oprzytomniał widząc aurę i czująć, że coraz więcej energii płynie do jego dłoni. Szybko ochłonął i schował dłoń do kieszeni. Nie mogli ich zauważyć. Wszystko w nim ucichło, jednak wiedział, że zrobił prawdopodobnie najważniejszy krok w swoim życiu. Teraz wszystko się zmieni. Rozejrzał się. Widział gorącą dyskusję. Chyba zastanawiali się co zrobić.
- Chodźmy stąd. Tu nie jest bezpiecznie. - ruszył za resztą.
Po długich chwilach błądzenia dotarli w końcu do olbrzymiego drzewa. To co zaniepokoiło chłopaka to dziwna zmiana w zachowaniu elfa. Nie miał pojęcia o co chodziło do momentu całkowitego zlekceważenia rannej Marysi przez tropiciela. W sumie to nadal nie wiedział o co chodziło, jednak wiedział, że chodzi o nią.
- Musimy ją jakoś wciągnąć na górę. - powiedział do Sandro obserwując jak Falanthel zwinnie wspina się po konarach, znikając po chwili w gąszczu gałęzi.

Pteroslaw


Venterin szedł krokiem nie tyleż dziarskim a raczej krokiem osoby której wszystko jedno gdzie pójdzie, byle tylko oddalić od niebezpieczeństwa. Jego skórzane buty znaczyły trochę ubłoconą ścieżkę śladami. Wreszcie dotarli do źródełka. Lodowata woda płyneła wartkim strumieniem tocząc przed sobą kamienie, Mylay zawsze zastanawiał się dlaczego woda tak zimna nie zamarza. Obmył twarz wodą, Skrzywił się gdy pewna ilość wody wlała mu się za kołnierz. Inni przygotowywali łuki, chcieli łapać ryby. Venterin nie potrafił łapać ryb, polować, ściął więc największy liść jaki znalazł, złożył go odpowiednio i napełnił wodą. Podszedł do Lajla i dał mu wody, to przynajmniej mogło zrobić coś dobrego.

Boyos


Elliot nie zajmował się niczym. Szedł w środku grupy co jakiś czas rozglądając się na boki, czy nikt za nimi nie podąża. Gdy doszli do wody, pierwsze co zrobił to podszedł i sprawdził jej czystość i poziom zlodowacenia. Nadawała się do picia, ba, nawet była do tego świetnie przystosowana. Tak jakby na nich już czekała. Nie oczekując dłużej, przykucnął i wziął kilka łyków. Gdy był już i napojony i najedzony (mięsem od nieznanego człowieka) usiadł na ziemi i obserwował poczynania całej grupy.


Qumi


Wszyscy usługiwali niziołki. Wprowadzało go to w takie zażenowanie, że wstydził się cokolwiek mówić i proponować. Dyskusja trwała, co chciał powiedzieć było powiedziane, więc może to i dobrze... Na słowa Oskara Lajl niemal zmienił się w buraka.

-Zaszkodzić? Nieee... ja naprafdę dobrze się czuję...- wydusił z siebie. Chciał już wstać na nogi i pokazać, że czuje się dobrze, że nadal może walczyć, że nie jest ciężarem.

Zaczął więc powoli wstawać, czuł lekki ból z w miejscu, gdzie go zraniono, ale przecież bohaterowi potrafili panować na bólem i mimo przeciwności losu walczyć do ostatniej kropli krwi. Najgorsze już i tak było za niziołkiem, był opatrzony... nie chciał dalej spowalniać grupy...

Nemo


Paskudne elfy i ich paskudne drzewa. Paskudne orki i ich paskudne topory. Paskudne lasy i ich paskudni mieszkańcy! Dla ponadprzeciętnie niezadowolonej wiedźmy, wielka korona była teraz niczym gigantyczny, śmiejący się z niej troll. Tutaj, chować się, teraz? Och, jak chętnie! Gdyby nie obawa, że po drodze zgubi wnętrzności dla ptaszków i innych wilków. Ach, niech to demony, gdyby miała linę, zapewne wymyśliłaby coś totalnie błyskotliwego...ale nie miała liny. I nie zapowiadało się by miała ją w najbliższej przyszłości. Oczywiście, zawsze istniała opcja wykorzystania siły mięśni wieśniaczków, jednak wizja tak bliskiego kontaktu nie tylko napajała ją odrazą, ale również obawą przed tym, że może zasiać w ich główkach nasionka dziwnych pomysłów, które zasilone atmosferą (hej, korona drzewa to prawie jak krzaki), rozkwitną w coś czego bardzo nie chciała. Najwyżej znajdzie sobie jakąś dziuplę czy inne schronienie nie wymagające specjalnych wyczynów fizycznych. Bo tutaj jaki miała wybór? Królikodźgaj był za krótki, by mogli ją wciągnąć z jego pomocą. Hmpf!...
...Marysia miała problem. A raczej miałaby, gdyby nie była, cóż, wiedźmą! Pewny siebie uśmiech wykwitł na jej twarzy. Spojrzała na Timmiego i Sandro z dziwną mieszanką wdzięczności i wyższości. Mniej więcej taką, jaką traktuje się przygłupiego kuzyna który naprawdę stara się pomóc w czymś trywialnym.
-Nie ma potrzeby się mną martwić, kochani. Za nieco ponad minutkę będę na górze...tylko dobrze by było żeby jeden z was został zbierać to, co zostanie.
Chichocząc tajemniczo pod nosem, dziewczynka rozpoczęła manipulowanie przy swojej włóczni. Proces ten zawierał w sobie mistyczne pomrukiwania, oraz pokrywanie oręża składnikami, które dziewczynka nosiła ze sobą. Gdy ostatnia garść króliczej sierści została zużyta, cwany uśmiech Marysi jeszcze bardziej się poszerzył. Przeszła kilka kroków, szukając odpowiedniej pozycji względem ziemi, drzewa, no i prostaczków. Musiała zadbać o to, by przypadkiem nie zaświecić im tym co kryła spódnica. Wzięła głęboki oddech, podskoczyła...i zamiast opaść w dół, unosiła się dalej w górę. Nie niesiona dalej siłą własnych nóg, oczywiście-to Królikodźgaj zaczął robić się większy i większy, zupełnie jakby postanowił zapolować na długouchych gigantów. Ostrożnie kontrolując wielkość broni, niewiasta dostała się do korony drzewa, będąc zaś pewną że jest już bezpieczna, bez słowa, z niewinnym uśmiechem, zerwała kontakt dotykowy z bronią, pozwalając jej powrócić do normalnych rozmiarów pod pniem.
 
Ajas jest offline  
Stary 14-09-2010, 15:39   #82
 
Chester90's Avatar
 
Reputacja: 1 Chester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumny
Sandro przysłuchiwał się wymianie zdań pomiędzy czarownicą i łowczym z połowiczną uwagą. Część myśli miał zaprzątniętych widokiem przed nimi. Spora grupa orków i goblinów nie licząc nawet tego olbrzyma bez problemu wyrywającego drzewa, a wiedźma chce na nich szarżować? Bawić się ogniem? Gdzie sens, gdzie logika? Kapłan postanowił wtrącić swoje trzy grosze do rozmowy.


- Uważam, że zabawa ogniem kiedy mamy przed sobą taką silną grupę zielonoskórych jest pozbawiona sensu. Nawet jeśli faktycznie potrafisz wzniecić ogień czy to magiczny czy nawet zwykły i coś tu podpalić, orki nas zauważą i dojdzie do walki. A kolejnej możemy nie przeżyć. Nie żeby miało to jakieś znaczenie, ale jeszcze nie widzę się po drugiej stronie. - Sandro uśmiechnął się lekko i odwrócił się w ślad za tropicielem - Dlatego jestem podobnego zdania co Falanthel. Obejdźmy zielonych i poszukajmy innej drogi.

Tak też zrobili. Tropiciel prowadził, a reszta małej grupy szła w ślad za nim, aż w końcu dotarli do ogromnego drzewa, na którym mogli się schronić. Tutaj też doszło do dziwnego zachowania się elfa, który całkowicie lekceważąc ranną Marysię wspiął się na drzewo nawet się nie oglądając na pozostałych. Kapłan się wahał czy razem z Timmim pomóc czarownicy czy też najpierw zatroszczyć się o siebie i pójść w ślad za tropicielem. Jednak jego rozterki okazały się bezcelowe, bowiem wiedźma znakomicie poradziła sobie sama. Robiąc jakieś tajemnicze rzeczy ze swoją bronią podskoczyła i broń zaczęła rosnąć unosząc ją do góry. W końcu czarownica znalazła się bezpieczna na drzewie i wypuściła z rąk włócznię, która wróciła do normalnych rozmiarów. Sandro podniósł ją i przerzucił sobie przez plecy.

- Wygląda na to, że nasza mała wiedźma radzi sobie doskonale sama. – mruknął do Timmiego po czym sam zaczął piąć się w górą po konarach.
 
__________________
Mogę kameleona barwami prześcignąć,
kształty stosownie zmieniać jak Proteusz,
Machiavela, łotra, uczyć w szkole.
Chester90 jest offline  
Stary 14-09-2010, 15:53   #83
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Czy powinien był zostawiać ich samych?
Uznał, że tak. W końcu nie mógł ich pilnować jak małych dzieci. Mieli tyle samo mniej więcej lat i powinni być choć trochę odpowiedzialni. Jeśli nie będą, to żadna opieka czy nadzór nic nie da. Albo się nauczą, albo zginą.
Poza tym zamierzał do nich wrócić, a nie bawić się w 'zobaczymy, kto przeżyje sam w wielkim lesie'.

Zaczął się jeszcze uważniej rozglądać na wszystkie strony.
Tym razem chodziło nie tylko o zielonoskórych. Aby żyć, trzeba jeść. W lesie, aby jeść trzeba coś znaleźć albo upolować. Dary lasu są w stanie utrzymać przy życiu każdego, kto las zna i umie z tych darów korzystać.
Tym razem jednak nie był sam. Nie wystarczyło nazbierać garść jagódek i przegryźć korzonkami - jak to kiedyś usłyszał z ust kogoś, kto o druidach nie miał zielonego pojęcia. Tym razem było ich wielu, a poza tym przyjaciel Eburona nie był jaroszem...

Polowanie z pomocą Ulva zawsze było dużo łatwiejsze, niż samodzielne uganianie się po lesie za kawałkiem przyszłej pieczeni. Tak było i tym razem.
Chociaż Eburon zwykł polować o innej porze dnia, to i tym razem Pani Lasu okazała się łaskawa dla swego wyznawcy. Gdy wracali nad rzekę druid niósł dwa spore króliki, a Ulv wyglądał na całkiem sytego.


Eburon położył na trawie swój łup, a potem powiedział do Lajla:

- Czy to prawda, że niziołki są mistrzami, jeśli chodzi o sztukę kulinarną?
 
Kerm jest offline  
Stary 18-09-2010, 22:51   #84
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Zodiaq


-Więc...co zamierzamy?- podjął próbę rozmowy, cisza była denerwująca, nawet dla niego, w takim momencie nawet on chciał coś planować...wolał współpracę niż lądowanie w klatce, czy też żołądkach orków. Starał się mówić na tyle głośno aby wszyscy go słyszeli...raczej nikt nie wyglądał na zainteresowanego rozmową...w międzyczasie z głuszy wyłonił się druid:
-Idziemy wgłąb lasu, do miasta, czy zostajemy tutaj na potrawkę dla orków- na to ostatnie co niektórzy spojrzeli na Iana jak na obłąkanego...nienawidził lasu...i wsi...tak, teraz już był całkowicie pewny swojego zdania, wszystko co jest poza murami miast i nie jest ubitym traktem jest po prostu beznadziejne...jedyny plus tej całej sytuacji był taki, że w swoich szeregach mieli druida, który jakby nie było znał tą przeklętą

Qumi


-Niby tak... choć niefiele gotofałem. Ma i pa zfykle się tym zajmofali... a więc, masz może jakieś zioła? Tymianek, kolendrę, majeranek? - spojrzał na zdobycz druida.

Oczywiście znał się na gotowaniu dość dobrze, choć daleko mu było od dań ma i pa. Musiał być jednak samodzielny, ze względu na życie, które chciał, aby stało się jego udziałem. Zabrał się więc za gotowanie, czuł się już lepiej i mógł stabilnie stać na nogach, więc nie było tak źle.

-Idziemy tam gdzie bezpieczniej. Chociaż... co z naszymi bliskimi? Jak nasz cel ma się do nich?- spytał niziołek.

Ulli


Oskar z zadowoleniem przyjął, że towarzysze rozpoczęli rozmowę dotyczącą dalszej wędrówki. "Przestajemy juz być dziećmi"- przeszło mu przez myśl.

- Pozwólcie, że ja też zabiorę głos. Naszym rodzicom, jeśli przeżyli w co wątpię, i tak nie pomożemy w tej chwili. Musimy udać się do miasta i przedstawić sytuację władcy. Gdyby nie to, że mamy rannych byłbym za drogą przez środek puszczy. Jest to na pewno bardzo niebezpieczne miejsce, ale jak pokazuje przykład tego spotkanego tropiciela można tam żyć. Przy wsparciu Eburona na pewno by się nam udało. Teraz jednak byłbym za wyjściem na trakt lub spłynięciem w dół rzeki. Tratwę nie byłoby trudno zrobić a Lajl miałby czas na dojście do pełni sił. Poza tym droga wodna jest na pewno bezpieczniejsza niż lądem. Co wy na to?

Nathias


Timmy patrzył ze zdumieniem na poczynania Marysi. Myślał, że jako leśna wiedźma szczytem jej umiejętności będzie uważenie jakiegoś eliksiru miłosnego, czy czegoś w tym guście. Gdy kij wiedźmy upadł na ziemię podniósł go Sandro. Obaj popatrzyli się na siebie znacząco.
- Wygląda na to, że nasza mała wiedźma radzi sobie doskonale sama. - mruknął Sandro.
-Imponujące... - odparł cicho młodzik po czym chwycił najbliższą gałąź, podciągnął się i zaczął się powoli wspinać za towarzyszami. Szło mu to trochę niezgrabnie, dawno bowiem nie wspinał się na żadne drzewo. Jednak jego myśli zaprzątało to co dopiero zobaczył. Widać, musiał się jeszcze wiele nauczyć.

Ajas


Nad Rzeką


Grupka rozłożyła się i zaznała odpoczynku nad orzeźwiająca wodą. Kilka osób zadbało też o zapasy, Oskar wyławiał niezbyt dobre, acz pożywne małże. Eburon zniknął wraz ze swym wilkiem w lesie, by po dłuższej nieobecności wrócić z dwoma królikami. Lajl czuł się już trochę lepiej i opuściwszy nosze, usiadł pod drzewem, obserwując brodzącego w wodzie kapłana. Mogli sobie pozwolić na chwilę błogości, odpoczynku od ciągłej ucieczki, i spokojne ułożenie planu co do dalszych działań. Ci którzy odwiedzili las wewnętrzny, opowiedzieli reszcie o wielkim wilku, kamiennym postumencie jak i o człowieku zamieszkującym tamten obszar. Jedno było pewne, wewnętrzna puszcza kryła liczne sekrety.
Jednak było coś co wciąż martwiło większość osób, otóż czwórka z uciekinierów, wciąż pozostawała nieodnaleziona. Druid pocieszał resztę tym, iż był tam Falanthel i łowca na pewno wiedział jakich obszarów lasu unikać. Jednak decyzja była niemal jednogłośna, dzieci pragnęły odszukać swych towarzyszy niedoli. Spojrzenia wszystkich padły na Ulva, który już raz spisał się w roli tropiciela. Eburon w języku wilków poprosił swego towarzysza o kolejna przysługę, a wilk szybko zaczął wąchać ziemię. Traf chciał, że czwórka dzieci obozowała tu wcześniej, toteż wilk złapał trop i ruszył wzdłuż rzeki. Lajl chcąc nie chcąc wszedł z powrotem na nosze które chwycił Mylaj i Eliot jakoś musieli odpłacić się za ratunek.
Grupa ruszyła za wilkiem szukać przyjaciół…

Trakt


Droga nie była łatwa, wilk kręcił się i zawracał, z niezrozumiałych powodów bo dłuższej drodze wzdłuż rzeki, wilk cofnął się by ruszyć na około. Czyżby coś zmusiło czwórkę uciekinierów do ominięcia tej prostej trasy? Na takie pytania i dywagację nie było teraz miejsca gdyż temp było mordercze, szczególnie dla noszących niziołka. Wilk gnał przed siebie, a nikt nie chciał szukać przyjaciół w nocy, w lesie nawiedzanym przez orków.
Po ciężkiej przeprawie przez krzaki uchodźcy wypadli na trakt okrążający las. Wszyscy poza rannym Niziołkiem byli wycieńczeni marszem. Mimo protestów Lala teraz nosze chwyciła dwójka krasnoludów, gdyż nie dane było im odpocząć. Ulv złapał bowiem dalszy trop. Wszyscy ruszyli za nim, jednak tym razem droga nie trwała długo, za jednym z pobliskich zakrętów grupa natrafiła na dwa ciała orków. Byli bez wątpienia martwi, jeden z dziurą w boku, drugi w głowie. Wilka zainteresowało jednak coś innego, wąchał kałuże krwi, oddalona od ciał, spuszczając uszy. Eburon wiedział już, że ta krew nie należy do orkowych wojowników. Tylko który z ich przyjaciół ucierpiał i czemu nie ma tu jego ciała?

Kryjówka na drzewie


Wszyscy dostali się na drzewo i tam postanowili przeczekać do następnego dnia, była to kryjówka doskonała, a stan Marysi do najlepszych nie należał. Timmy i Sandro zobaczyli iż elf zaczął odnosić się do dziewczynki bardzo sceptycznie. Ba w ogóle się do niej nie odzywał! Wiedźma odpłacała mu tym samym, złowroga cisza wcale nie wpływała na nastroje pozytywnie. Falanthel zszedł z drzewa na pewien czas wybierając się po jakieś jedzenie. Wrócił z kieszeniami pełnymi różnorakich roślin i owoców leśnych, i rozdzielił je równo… na trzy porcje. Mag i kapłan spojrzeli po sobie i przekazali trochę jedzenia dziewczynie. Wiedźma pierw próbowała unieść się dumą, lecz widok jedzących chłopców i burczenie w brzuchu wygrało. Jednak widok triumfującej miny elfa pozostał w jej pamięci na cały dzień. Wieczór zbliżał się wielkimi krokami, i pozostało im już tylko rozmawiać, planować i modlić się do swych bóstw o spokojną noc.
 
Ajas jest offline  
Stary 18-09-2010, 23:11   #85
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wszystko co dobre ma to do siebie, że prędzej czy później się kończy.
Tak skończyły się króliki, podobnie też musiał się skończyć postój nad rzeczką.
Eburon dopilnował, by resztki ognia zostały zalane wadą, a ślady po obozowisku w miarę zatarte, by nie można było zbyt łatwo określić, kto tu obozował i w jak licznym gronie.

Ruszyli tropem wskazanym przez wilka. Nie musieli zdawać się na łut szczęścia czy przychylność bogów. Najwyraźniej zagubiona czwórka również przechodziła tędy i Ulv bez problemów wychwycił znajomy zapach.

Pogoda sprzyjała wędrówce, teren również. Chociaż trzeba było zachować ostrożność i nieść Lajla na noszach, poruszali się dość szybko. Na tyle, by mieć nadzieję, że dystans między nimi a Falanthelem i resztą będzie się stale zmniejszać.

Znalezienie ciał orków stało się powodem do niespodziewanego postoju. Jak widać tamta czwórka miała pecha i natknęła się na niebezpiecznego przeciwnika.
A może i szczęście... Orki leżały martwe, w przeciwieństwie do poszukiwanych.

Eburon wraz z Ulvem przeszukali okoliczne zarośla. Wreszcie druid powiedział:
- Więcej orków tu nie było. Możemy iść za naszymi. Może im się przydać nasza pomoc, bo ktoś z nich został ranny.
Wolał nie wypowiadać na głos przypuszczenia, że ktoś z tamtych mógł zginąć.
- Nie ma co tu dłużej stać - dodał.
- Ulv, sprawdź dokąd poszli - powiedział.
 
Kerm jest offline  
Stary 18-09-2010, 23:18   #86
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Falanthel po skończonym posiłku wpatrywał się w pustą przestrzeń. Rozmyślał nad swoim i jego towarzyszy położeniem. Czekała go trudna rozmowa z samym sobą, która miała być tylko przygotowaniem przed jeszcze trudniejszą rozmową z innymi członkami grupy. Elf podjął bowiem decyzję co do swoich dalszych poczynań, ale nie był z niej dumny, a wątpił by Timmy i Sandro spojrzeli na nią przychylniej.

Łowca rzucił okiem w kierunku wiedźmy. Dziewczyna była ranna, co tylko bardziej namieszało w ogólnym rozrachunku. Jednak myśliwy wiedział już co zrobi, nie mógł występować przeciwko własnej naturze, nawet jeżeli skrzywdzi w ten sposób innych. Z drugiej strony starał się odłożyć informowanie o tym kompanów ile tylko mógł. Było to nieuniknione i ostateczne, ale nie musiało przecież następować już teraz. Do rana się stąd nie ruszą, po co się tak od razu afiszować?

Zwątpienie zawładnęło Falanthelem. Starał się on samego siebie przekonać, że dobrze czyni, jednocześnie odwlekając ogłoszenie planów na najbliższą przyszłość, które przecież nie mogły być dobrze przyjęte przez towarzyszy. W końcu jednak chęć zdjęcia z siebie ciężaru tej wewnętrznej "dyskusji" zwyciężyła i elf przerwał długotrwałą ciszę, nie dbając już o to czy inni zgodzą się z nim, czy go potępią:

- Musimy ustalić pewną sprawę. Otóż po tym jak wiedźma pokazała nam dzisiaj jaka jest na prawdę postanowiłem, że nie będę kontynuował podróży w jej towarzystwie. Pozostaje jedynie kwestia czy wy - tu zwrócił się do Timmy'ego i Sandro - wolicie ruszyć ze mną, czy zaopiekować się nią.
 
Col Frost jest offline  
Stary 18-09-2010, 23:36   #87
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Zodiaq

Szybkie tempo narzucone przez futrzaka nie było aż tak straszne, gorsze było znużenie, z którym Ian musiał teraz walczyć.
Gdy tylko wyszli na trakt i poczuli utwardzoną powierzchnię, pół-elf poczuł przypływ nieokrzesanej radości...w końcu wyleźli z tego huczącego i szeleszczącego skupiska drzew, w końcu mógł stąpać po czymś pewniejszym niż warstwa kory, liści, igieł i robali...odetchnął głęboko...to był błąd, od razu do nozdrzy napłynął słodkawy zapach krwi, kilka metrów dalej leżały dwa ogromne cielska orków.
"Przynajmniej potrafią walczyć"
Przy okazji starając się jak najlepiej dotlenić organizm, aby przemóc senność zdjął z pleców łuk...po tym co widział wolał być przygotowany
-Którędy teraz?-mruknął patrząc na niuchającego wilka

Ulli


Posiłek składający się z wyłowionych małży i królika znacznie poprawił humor młodego kapłana moradina. Nie na tyle jednak żeby nie przejmować się losem zaginionych towarzyszy.

-Tak, trzeba ich odnaleźć.- przyznał po chwili przysłuchiwania się rozmowie.

Nie był co prawda przekonany czy ich wysiłki mają jakikolwiek sens, ale tak po prostu nakazywała przyzwoitość. Łażenie po lesie pełnym orków z rannym na noszach było bardzo niebezpieczne. Jeśli natknęliby się na większą grupę nie pozostanie nic innego jak się bronić, lub zginąć. Pozostawienie rannego Lajla na pastwę bestii nie wchodziło w grę. Nie miał tez pojęcia jak Ulv da radę wytropić zaginionych nie mając kontaktu z pozostawionym przez nich śladem. „Widocznie magiczny wilk druida posługuje się w tym celu jakąś magią.” Nie wiedział wtedy, że dziwnym zbiegiem okoliczności wybrali na popas dokładnie to samo miejsce co oni.

Wraz Hurillem chwycił za nosze z rannym niziołkiem i pomaszerowali a właściwie popędzili za wilkiem Eburona. Nie uszło uwadze Oskara, że trasa nagle zakręca. Ciała dwóch orków były oczywistym wyjaśnieniem.

-Albo przed nimi uciekali, albo omijali inną ich grupę.

-Eburon ma rację. Trzeba ruszać dalej.



Pteroslaw


Mylay
nie zwlekając wziął nosze z niziołkiem, zdążył się już posilić i napoić, jak głupio by to nie brzmiało. Nad czym się zastanawiał podczas podróży? Nad niczym ważnym, przede wszystkim nad tym co będzie dalej, to nie było ważne, w końcu co ma być to będzie, tak już jest ten świat zbudowany, bogów było tylu że Mylay już się gubił. który jest od czego. Nie był nawet pewien czy był bóg przeznaczenia. Wreszcie wyszli z tego lasu, Venterin zauważył ciała orków zanim poczuł ich zapach.
-Czy ktoś mógłby przejąć ode mnie te nosze na moment? chciałbym sobie obejrzeć tych orków.- Mylay uwielbiał wiedzieć z czym ma do czynienia.

Ajas


Trakt


Mylay
przykucnął przy orkach by obejrzeć ciała dokładniej. Bez wątpienia nie zabiło ich żadne zwierzę, rany wyglądały na kłute. Młody zabójca przypomniał sobie iż wiedźma niosła ze sobą włócznię, może to przy jej użyciu powaliła jednego z orkowych wojowników?
Nie było jednak czasu na takie rozmyślania, wieczór zbliżał się szybko, a jak Eburon zauważył jedna osoba mogła być ranna, kto wie czy tylko ona.
Grupie nie umknęło też że ciała orków były ograbione, nie mieli na sobie zbroi, na ziemi leżał jedynie jeden sporych rozmiarów topór.
Wilk powąchał jeszcze kilka razy zaschniętą krew, któregoś z ich towarzyszy niedoli i ruszył dalej, podążając tropem uciekinierów.
Tym razem to Eburon i Ian wzięli nosze w swoje ręce i ruszyli za zwierzęciem druida.
Tym razem marsz również nie trwał długo gdyż po niespełna trzydziestu minutach przedzierania się przez zarośla usłyszeli łoskoty i trzaski dochodzące z miejsca w, które prowadził ich wilk. Chcąc sprawdzić co znowu stoi im na drodze położyli na ziemi nosze z rannym niziołkiem, a zmęczony już marszem Oskar powiedział cicho do reszty.

- Ja z nim tu zostanę, jestem zmęczony a zwiadowca ze mnie przedni nie jest. A samego go zostawić nie możemy. –
powiedziawszy to przysiadł przy noszach niziołka oparty plecami o pobliskie drzewo.

Reszta uznała ten argument za dość logiczny i zostawiła Lajla pod opieka kapłana. Wszyscy jak najciszej mogli, zbliżyli się do miejsca w którym kryło się zwierze druida. Wilk przyczajony w krzakach ze spuszczonymi uszami patrzył na polankę. Dzieci rozstawiły się na całej długości zarośli tak by każdy mógł jak najlepiej się ukryć, i każdy delikatnie rozchylił liście by zobaczyć co zatrzymało wilka.
Przed nimi otwierała się polana na której leżało kilka powalonych drzew. Parę orków ubranych jedynie w spodnie uderzało siekierami o leżące pniaki. Jednak większość zielonoskórych siedziała, lub stała wpatrując się w scenę rozgrywającą na środku polany. Tam bowiem stało około dwudziestu zbrojnych. Ich twarze przysłaniały przyłbice hełmów, i wszyscy byli ciężko opancerzeni, oraz trzymali potężnie wyglądające kusze w dłoniach. Stali w dwóch kolumnach, równych kolumnach, od razu było widać, że nie jest to byle jaka zbieranina, lecz prawdziwy, dobrze wyszkolony oddział.



Na ich czele stał wysoki człowiek o białych włosach. Ubrany był jak i orkowie jedynie w spodnie, dobrze skrojone skórzane czarne spodnie. Był szczupły jednak mięśnie były dokładnie wyrysowane na jego ciele, niczym na posągach pradawnych herosów. Przez plecy miał przewieszoną sporych rozmiarów pięknie zdobioną kosę. Broń wyglądała naprawdę niezwykle i pięknie, gdy lekki wiaterek ruszał aksamitnymi zdobieniami na trzonku tego oręża. No owych aksamitnych skrawkach materiału wyrysowane były dziwne symbole, takie same zresztą pokrywały ramiona i plecy człowieka.



Twarz białowłosego pomalowana była czarną i białą farbą. Przez te malunki wyglądał jak gdyby zamiast twarzy miał czaszkę, najprawdziwsza ludzką czaszkę. Mężczyzna stał przed dość grubym orkiem, który mimo, że był wyższy od posiadacza kosy, kulił się przed nim ze strachu. Osobnik piorunował zielonoskórego wzrokiem i zaczął na niego krzyczeć we wspólnej mowie, na tyle głośno, że ukryta w krzakach grupa mogła to bez problemu usłyszeć.



- Czemu tak wolno się z tym uwijacie! Ten odcinek lasu powinien być już dawno wykarczowany! Myślisz że nie wiemy, że wczorajszej nocy zamiast od razu zabrać się do roboty, zrobiliście sobie małą ucztę!? Myślałeś, że się o tym nie dowiemy świńska mordo!?
– mówiąc to mężczyzna uderzył orka w brzuch z taką siłą, że potwór zgiął się w pół. Inni zielonoskórzy nie reagowali, większość nawet lekko się odsunęła i starała nie rzucać się w oczy. Kilka ciosów później spasły ork leżał już u stóp mężczyzny, który uraczył go jeszcze kilkoma silnymi kopniakami. Na koniec osobnik z kosą na plecach splunął na otyłego drwala i stwierdził tonem przeznaczonym dla najgorszych śmieci i robaków jakie tylko krążą po ziemi. – No... A teraz masz coś by uratować swoje nędzne życie?
Ork dźwignął się ciężko z ziemi, miał rozcięta wargę a z ust kapała mu krew, prawdopodobnie stracił kieł. Stanął jednak prosto, i ciężko dysząc zaczął się tłumaczyć tonem tak służalczym, że żadne ze skrytych w krzakach dzieci nie wierzyło, iż bestia taka jak ork jest zdolna do czegoś takiego. O dziwo również mówił w języku wspólny ale widać było, że przychodzi mu to z trudnością.

- Tak mam, mam! Złapaliśmy jednego co próbował uciec! Wygląda jak by coś wiedział, takk on wie coś na pewno! Oszczędź mnie proszę! Hargher’ ushar’ agh! – zakończył w orkowym języku wskazując na dwóch orków stojących na skraju lasu. Ci złapali coś co wcześniej było niewidoczne, dla skrytych w krzakach dzieci, i zaczęli to ciągnąć w stronę zbrojnych. Nie byli delikatni w ciągnięciu związanego mężczyzny, szorował brzuchem po ziemi, dopiero gdy rzucili go przed białowłosym, który od razu podniósł go za włosy, ukryta w zaroślach grupa mogła mu się przyjrzeć. Związane był mocno pobity, zaschnięta krew pokrywała jego twarz, a z napuchniętej wargi ciekła cienka stróżka krwi. Czarne włosy mężczyzny pokryte kurzem były teraz w dłoni białowłosego wojownika który patrzył na jeńca z pogardą. Człowiek ubrany był w czarny płaszcz z deseniem róży na ramieniu i plecach. Bez żadnych wątpliwości był to Aiden, opiekuna Iana .
Człek z kosą na plecach spojrzał na niego ze złowieszczym uśmiechem.
- No różyczko, słyszałem że kryjesz jakieś sekrety. Mam nadzieje, że zdradzisz ich nam za łatwo... Mam ochotę trochę się z tobą zabawić. - Rosehood nie odpowiedział, patrzył tylko w twarz wojownika, a żaden mięsień na jego twarzy nawet nie drgnął.

Wilk delikatnie ciągnął koszulę Eburona zapatrzonego w to straszliwe widowisko. Druid zrozumiał intencję swego podopiecznego, zwierze miało rację, to miejsce było trzeba opuścić jak najszybciej. W tym białowłosym było coś niedobrego, coś naprawdę przerażającego. Druid syknął do najbliżej znajdujących się osób i wskazał ruchem głowy by wracali. Informacja szybko rozeszła się pośród ukrytych dzieciaków i po chwili wszyscy już wiedzieli co robić. Powoli zaczęli wycofywać się z tego miejsca zamarudzili jedynie Ian i Garret . Młody półelf wciąż wpatrywał się w swego związanego nauczyciela, a bard zauważywszy to powoli zbliżał się do niego by pociągnąć go ze sobą.
Stopa Garreta trafiła na wystający z ziemi kamień, i źle się ustawiła przez co młody muzyk stracił równowagę i syknął z bólu. Chciał ratować się łapiąc pobliskiej gałęzi ta jednak pękła z głośnym trzaskiem.
Wszystko jak gdyby na moment zwolniło, Ian spojrzał na wypadającego na polankę barda, grupka usłyszała jedynie trzask łamanej gałęzi i wolała nie wiedzieć co to oznacza. Bard trzasnął o ziemię, a wtedy czas znowu ruszył niczym błyskawica.

- Mamy tutaj szczura! – białowłosy wrzasnął i machnął ręką na kuszników którzy niczym maszyny równo zaczęli ładować potężne kusze.
Harril
jako, że był ostatni w grupie wycofujących się podbiegł do Iana i złapał go za przegub. – No już biegiem! – wrzasnął w twarz półelfa. To pomogło wioskowy goniec otrząsnął się patrząc na brodacza i już zrywał się do biegu.

Dwadzieścia bełtów jednocześnie poszybowało w krzaki...

Garret
który próbował z powrotem uciekać w zarośla, opadł na ziemię z trzema pociskami wbitymi w plecy, nie było szans by to przeżył. Kilka pocisków powbijało się w ziemię jeden który poszybował trochę dalej otarł się o ramie Eliota rozrywając koszulę, i lekko rozcinając skórę.
W momencie gdy Ian już miał uciekać wraz z krasnoludem dwa pociski ugodziły brodacza. Jeden wbił się w jego ramię, drugi zaś w tors. Krew kranoluda trysnęła na młodego półefla, ochlapując mu twarz i koszulę. Dłoń Harilla puściła przegub Iana , i młody wojownik zwalił się na plecy, a blask w jego oczach zgasł niczym zdmuchnięty płomień świecy.
Zadziałał pierwotny instynkt Ian puścił się biegiem w stronę reszty uciekających, biegł ostatni, lecz pędził jak szalony. W momencie gdy dobiegał do Eliota coś uderzyło go od tyłu w lewą łopatkę powodując niesamowity ból. Siła uderzenia była tak duża że młody złodziejaszek wywrócił się boleśnie na twarz. Czuł jak ciepła krew brudzi jego rozlewa się po jego plecach, nie oszukiwał się, znał prawdę, bełt z kuszy mocno wbił się w jego ciało.
Eliot usłyszał gruchnięcie za sobą i odwrócił się instynktownie. Ian leżał na ziemi a z jego łopatki wystawał gruby bełt, oczom młodzieńca nie umknęło też ciało Harrila, które leżało w powiększającej się plamie krwi. Złodziej stoczył w głębi siebie trwającą pół sekundy walkę moralności z chęcią przetrwania, tym razem moralność zatriumfowała. Podbiegł do krwawiącego półelfa i zarzucił sobie jego prawa rękę na szyję.

- No dawaj nie poddawaj się bo obaj tu umrzemy! – wrzasnął chłopak wprost do ucha młodego Rosehooda. Ten znalazł w sobie resztki sił spotęgowane adrenaliną i mimo niewyobrażalnego bólu, zaczął biec podtrzymywany przez Eliota

Oskar wstał słysząc hałas jaki towarzyszy przybyciu jego przyjaciół, nim jeszcze pierwszy wyskoczył z krzaków jego usta zaczęły formować pytanie.

- Hej co się dzi...

Druid który jako pierwszy wyskoczył z krzaków wrzasnął do niego tylko

- Biegnij no już!

Eburon podbiegł do Lajla, nosze były by teraz samobójstwem, dla tego szybko zarzucił sobie ręce małego człowieka na szyje i kazał mu wejść na plecy. Niziołek nie zwlekał wskoczył na plecy druida który od razu zaczął biec. Ulv biegł pierwszy, on wyznaczał drogę ponownie uciekającym dzieciom z Brim.
 
Ajas jest offline  
Stary 18-09-2010, 23:40   #88
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- O Pani Lasu...
Z poruszających się ust Eburona nie wyszedł najmniejszy nawet dźwięk. Ostrożność okazała się silniejsza od zgrozy wywołanej przerażającym obrazem.
Kim był ten człowiek, którego bali się orkowie? Czego szukał w lesie? I co chciał od Aidena? Co nauczyciel Iana mógł wiedzieć o jakiejkolwiek, kryjącej się tu tajemnicy?
A może orkowie uznali, że wydanie Aidena odwróci uwagę białowłosego od ich niedbalstwa i opieszałości...

Ulv na szczęście okazał się mądrzejszy od nich wszystkich.
Szarpnięcie za nogawkę przywróciło Eburona do rzeczywistości. Ciszej od myszy zaczął się wycofywać. Był już dość daleko, gdy za jego plecami rozległ się głośny trzask łamanej gałęzi.
I okrzyki, a potem szczęk ładowanych kusz.
I kolejne okrzyki, tym razem bólu.
Nie czekał, by dowiedzieć się, co się stało. Tylko półgłówek miałby wątpliwości co do dalszego przebiegu zdarzeń. Jedyne, co im pozostawało, to uciekać jak najprędzej...

Dobiegł do noszy, na których wylegiwał się Lajl.
To znaczy powinien się wylegiwać, ale widocznie zamieszanie towarzyszące przedzieraniu się przez krzaki sprawiło, że nie leżał.
- W nogi! - Ebuton poparł wcześniejsze zdanie kolejnym poleceniem.
Z niziołkiem na plecach rzucił się do ucieczki podążając po śladach Ulva. Miał nadzieję, że jego przyjaciel zdoła ich wyprowadzić z tych tarapatów.
 
Kerm jest offline  
Stary 18-09-2010, 23:51   #89
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Zodiaq


"Ładunek" na noszach co chwilę podskakiwał w takt biegu niosących go. Widok martwych orków dał Ianowi do myślenia.
"Widać reszta nie jest tak bezużyteczna..."
Po dwóch kwadransach marszu przez gąszcz w który niestety znów musieli wejść do ich uszu dobiegły trzaski rąbanego drzewa, jak najdelikatniej położywszy nosze, ruszył kuckiem w kierunku wilka należącego do druida.
Scena była...cóż co najmniej dziwna...orkowie, rębacze, zbrojni, ten zabawnie wymalowany facet z przerośniętą, aczkolwiek urodziwą kosą na plecach i olbrzymie kusze w łapach blaszaków:
-Można by pomyśleć, że mają jakieś kompleksy- mruknął przypatrując się całemu zajściu, gdy na scenę wytaszczono głównego aktora...od razu go poznał, nawet nie po pokiereszowanej twarzy czy włosach...wystarczyło zobaczyć ubranie...dokładnie taka sama peleryna jaką miał na sobie Ian.
Chłopak zamarł w kompletnym bezruchu, czuł ogromną ochotę chwycenia za łuk i dobicia Aidana...chęć była tym większa, gdy grupa przysłuchała się "dialogowi"
Sekrety, sekrety, całe życie to sekrety, tajne wiadomości, iksy, igreki, ludzie z jednoliterowymi nazwiskami, ludzie bez nazwisk, tajne szyfry, dziwne rysunki, tajemnicze rozmowy po nocach, morderstwa, łgarstwa, więcej tajemnic i sekretów...chciał to skończyć, chciał widzieć Aidana martwego, chciał widzieć jak jego truchło pada ze strzałą w skroni.
Pojawił się opór...w końcu chciał jeszcze coś zobaczyć w swoim życiu...

Z rozmyślań wybudziło go lekkie klepnięcie w ramie...nie chciał się jeszcze cofać...chciał coś wiedzieć
Następne co słyszał to już tylko syk, dźwięk łamanej gałęzi i grad bełtów puszczonych przez niewzruszonych blaszanych kuszników, bard był przeszyty masą pocisków, od głowy aż po stopy.
Silny uścisk na przegubie, pół-elf spojrzał na stojącego obok krasnala...już mieli biec, hektolitry posoki roztaplały się o twarz i koszulę, czuł jej ciepło, jej zapach blokował nos, krasnolud nie żył...mieszaniec sunął przez chrupiącą pod nogami ściółkę, widział przed sobą plecy pozostałych i nagle poczuł jak jego plecy wydają z siebie dziwny, dotąd jeszcze nie "zarejestrowany" dźwięk...nie mógł ruszyć ręką, bełt zablokował jego łopatkę, była pogruchotana, siła pocisku rzuciła nim na ziemię
-Nie tylko duże kusze...-syknął starając się opanować ból, wyłączyć się, odciąć od organizmu ranę, nie czuć bólu...palącego, okropnego bólu...trup, czuł zbliżający się koniec...oczyma wyobraźni widział stojącego nad nim blaszaka z olbrzymią kuszą i bełt sunący ku głowie. Ktoś go szarpnął, dosyć silnie. Ręka powędrowała na kark postaci, wzrost był podobny, otworzył oczy.
Postać ryknęła prosto do ucha, jeden z grupy wrócił po niego?
-Wleczesz trupa bracie- mruknął starając się biec najszybciej jak tylko może.
 
Ajas jest offline  
Stary 19-09-2010, 18:29   #90
 
Chester90's Avatar
 
Reputacja: 1 Chester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumny
Nastroje w ich małej grupie wyraźnie się popsuły. Tropiciel zerkał niechętnie na wiedźmę, a ona ranna też była ponura i odpowiadała mu podobną monetą. Złowroga cisza potwierdzała rodzące się wrogie nastroje między tą dwójką. Kapłan zerkając to na jedno to na drugie wolał się nie wtrącać. Nie miał zamiaru interweniować czy występować w roli rozjemcy.

Kiedy Falanthel zszedł z drzewa Sandro zajął się rozmową ze swoją boginią. Wiedział, że Kamienna Pani patrzy na niego łaskawiej od chwili walki z orkami. Nawet pomimo tego, że kapłan się w niej niezbyt zasłużył. Najwyraźniej taka była jej wola. Będzie potrzebny by wypełnić inne zadania. By nieść jej słowo w świat. By służyć tak jak jego pani uzna za stosowne. Dlatego kapłan modlił się żarliwie prosząc ją o pomoc, wsparcie i potrzebne mu zaklęcia. Miał nadzieję, że Rubinowa Zaklinaczka spojrzy na jego prośby łaskawym okiem.

Tymczasem wrócił tropiciel i przyniósł dla wszystkich trochę jedzenia znalezionego w lesie. Dla wszystkich z wyjątkiem wiedźmy, z którą wyraźnie nie miał zamiaru się podzielić. Sandro wymienił znaczące spojrzenia z Timmim i obaj podzielili się swoją porcją z Marysią. Jedli w milczeniu i to tropiciel w końcu je przerwał.

- Musimy ustalić pewną sprawę. Otóż po tym jak wiedźma pokazała nam dzisiaj jaka jest na prawdę postanowiłem, że nie będę kontynuował podróży w jej towarzystwie. Pozostaje jedynie kwestia czy wy - tu zwrócił się do dwójki chłopców - wolicie ruszyć ze mną, czy zaopiekować się nią.

Kapłan zastanawiał się nad odpowiedzią rozważając wszelkie za i przeciw. Nie uśmiechało mu się teraz rozdzielać, jednak podejrzewał, że tropiciel nie ustąpi. Po krótkim wahaniu podjął decyzję.

- Zostaję z tobą.
– powiedział cicho. – Przykro mi Marysiu, ale Falanthel lepiej zna te lasy. – kapłan podniósł wzrok na Timmiego Pójdziesz z nami? Wiedźma pokazała, że umie o siebie zadbać. Myślę, że nie ma potrzeby, żeby się nią opiekować.
 
__________________
Mogę kameleona barwami prześcignąć,
kształty stosownie zmieniać jak Proteusz,
Machiavela, łotra, uczyć w szkole.
Chester90 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172