Gobliny uderzyły w nich w biegu, choć wyraźnie starały się rozdzielić, minąć ich grupkę. Szum ogromnych skrzydeł, ich powolny łopot narastał stając się już słyszalnym nad miarę. Gobliny starły się z nimi brutalnie, jak to zwykle ma miejsce, kiedy stawały naprzeciwko ludzi i krasnoludów. Szczęknęła stal, jej zgrzyt i charkot rannych i umierających zagłuszył tumult czyniony przez biegnących. I fałszywą nutą wdarł się w akordy lutni. Dwa krasnoludy ruszyły wściekle do przodu rąbiąc na lewo i prawo toporami, lecz zielonskórzy jakby w amoku nawet nie oddawali specjalnie ciosów. Uciekali w panice. I naraz ciemność pieczary w jakiej toczył się ten bój wypełnił krwawo złoty blask. Blask ognistej smugi sunącej po ziemi, topiącej skały, żwir i ostatnich zielonoskórych maruderów. Ziemia zadrżała odczuwalnie, kiedy ogromne, lecące cielsko wylądowało z łoskotem i chrzęstem metalicznym. Gwar bitwy zagłuszył ryk niosący się echem po ścianach jaskini. A oczom porzuconych przez zielonoskórych Śmiałków ukazał się ogromny, rogaty jaszczur kroczący na słoniowatych nogach zakończonych mocarnymi pazurami i wachlujący swoimi błoniastymi skrzydłami przestrzeń. Smok. Ogromny tak, że jego kraniec niknął w mroku.
- Kurwa! – wyszeptał Duard doskonale oddając odczucia, które nimi owładnęły na widok monstrualnego jaszczura. Jaszczura, który zbliżał się z każdą chwilą, najwidoczniej zwabiony blaskiem tętniącego niebieską poświatą portalu. Jego paszcza była tak wielka, że mogła by bez problemu pochwycić każdego z nich a zęby równać się mogły wielkością z ich orężem. Zęby, pazury, kolczasty grzebień ogona, okraszona rogami głowa i ogień, którym potrafił ziać. Pradawny jaszczur z piekła rodem. Raptem o kilkadziesiąt kroków od nich i zbliżający się w tempie, które wykluczało szansę na szczęśliwą ucieczkę w ramiona teleportu. Porzuceni przez zielonoskórych, mogli tylko walczyć z nim, co było prawdopodobnie pozbawione szans powodzenia. Lub skryć się za najbliższymi skałami modląc się o to, by ich nie ścigał zafascynowany widocznie portalem.
Jaszczur zaś zbliżał się coraz bardziej pozostawiając im coraz mniej czasu na zastanowienie.
- W dyrdy chopy! – syknął Duard cofając się w bok, wyraźnie schodząc z linii, którą podążał jaszczur. Ten nawet nie zwrócił nań uwagi wpatrując się swoimi czarnymi jak noc oczyma w blask portalu. Był coraz bliżej. A oni mieli coraz mniej czasu na decyzję…
.