Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-09-2010, 11:17   #21
Morfik
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
Matko, ale dziura.
W porównaniu ze wszystkimi miastami w jakich do tej pory bywał Kyllion, Haroldzie Doły były jednym z tych miasteczek, które Ramzor omijałby z daleka. Cały czas zastanawiał się dlaczego Marcus zamienił ogromne miasto jakim jest Wyzima, na coś takiego. Może ktoś go ścigał i musiał szybko uciekać? Czy jest teraz w jakimś niebezpieczeństwie? Czy w ogóle jeszcze żyje? Tyle pytań żadnych odpowiedzi.

Tak jak w każdym miejscu na Ziemi, takich informacji najlepiej szukało się w karczmach. Podpici klienci bardzo często, z ogromną ochotą mówili wszystko co wiedzą.

Nie trudno było znaleźć karczmę, duży, piętrowy budynek.

Hmmm, Sympatyczny Jos. Zaraz zobaczymy jak bardzo sympatyczny.

Podszedł bliżej do drzwi. Szczerze powiedziawszy spodziewał się czegoś innego. Przystawił ucho do drzwi i nasłuchiwał. Cisza. Nie było nic słychać. Krzyków, śmiechów, całej tej atmosfery, która towarzyszyła zawsze takim miejscom. Kyllion postanowił, że zajrzy do środka. Lekko uchylił drzwi.
W karczmie panował taki bajzel, jakiego Ramzor nigdy w życiu nie widział. Jakby tornado przeszło przez całe pomieszczenie.

-Czego?!- warknął postawny, łysy mężczyzna w średnim wieku z toporem w ręku. Na brudnym, niegdyś biały fartuchu napisane miał czarnymi literami "Jos".
-Zamknięte! Nie widać?!

Kyllion spojrzał jeszcze raz na szyld karczmy. „Sympatyczny Jos”. Sympatyczny to on był chyba tylko z nazwy.

- Ach więc to pan musi być tym sympatycznym Josem, jak mniemam? - zapytał spokojnie Kyllion.
-Ta. Nie widać?! Zamknij te pieprzone drzwi, bo pył lata! – krzyknął głośno właściciel.
- Czy mógłbym wejść na chwilkę? Ogrzać się tylko i zaraz mnie tu nie ma. Słyszałem, że to najlepsza karczma w mieście, a w najlepszych miejscach musi być miejsce dla zmęczonego podróżnika - zaczął improwizować Kyllion. Musiał się czegoś dowiedzieć, a po za tym zaraz będzie lało, więc lepiej być wtedy w jakimś pomieszczeniu.
-Ta, możesz o ile na czas pobytu będziesz ten pierdolnik sprzątał-warknął nieprzyjaźnie Jos.
- Jak dla mnie świetnie, dajcie mi tylko kufel dobrego piwa a zaczynamy sprzątanie - powiedział Kyllion i nie czekając na zaproszenie karczmarza, od razu skierował swe kroki do środka. - Rzeczywiście niezły bajzel. Co tu się stało? – zapytał i palcem przetarł kurz na stoliku.
-Myślisz, że ja tu teraz coś trzymam? Żeby pyłem zalazło?! Remont! Nie widać?!-faktycznie, wyglądało to jak remont, ale po kataklizmie.
- Nie uwierzę, że nie macie przy sobie jakiegoś mocnego trunku mości karczmarzu. Przecież trzeba jakoś sobie pomagać przy pracy.
-Ta. Było, ale nie ma-wyjął stalową piersiówkę, odwracając do góry dnem po uprzednim odkręceniu.-Do roboty, albo won!- wskazał palcem na rozwalone stoły oraz zniszczone ściany.
- To może zanim zacznę, chciałbym zadać jedno pytanie. Czy mówi coś może panu imię Marcus? Mężczyzna z krótkimi, czarnymi włosami i demoniczną bródką?
-Chcesz tu zostać czy mnie dalej wkurwiać?! To się wyklucza!
- Oczywiście, że chcę zostać i pomóc. Chciałem tylko rozpocząć jakoś tę rozmowę. To jak? Widział pan kogoś takiego?
-Jeszcze raz wspomnisz skurwiela to uduszę. Do roboty!- usiadł, wskazując ponownie przeciwległy koniec sali.
- Uuu widzę, że mamy podobne zdanie o tym psie. Sukinsyn zwiał ostatnio z moimi pieniędzmi i teraz szukam go, aby go osobiście powiesić za jaja. Oczywiście jest pan zaproszony na egzekucję - zakończył z uśmiechem na twarzy. Trzeba było coś takiego wymyślić. Jakby Kyllion powiedział, że jest przyjacielem Marcusa, z pewnością cała ta rozmowa skończyłaby się inaczej.
Poraz pierwszy Jos spojrzał na gościa nieco przychylniej.
-Taak. Słusznie zrobisz. Chętnie się temu przyjrzę.
- Więc może jednak wie pan gdzie mogę znaleźć tego śmiecia?
-Nie wiem, ale zrobił sobie wielu wrogów jak okradł kilku bogatszych ze wsi. U mnie!
- Wyjechał z miasta? Muszę go dorwać!
-A bo ja go wiem czy wyjechał? Wiem tylko tyle, że przez jakiś czas jeszcze tu był.
- Nie wie pan może, komu jeszcze ten skurwiel mocno zaszedł za skórę?
-Pewnie każdemu po kolei, ale najbardziej to Provowi Radostowi jak mu chałupę oczyścił. Najbogatszy we wsi był. Teraz już nie śpi na monetach.
- Gdzie mogę znaleźć tego jegomościa?
-Na końcu ulicy, co ma takie znaczki-powiedział, kreśląc stopą na kurzu liczbę 11.

Pora wychodzić – pomyślał Kyllion.

- No to później trzeba będzie go odwiedzić. A teraz bierzmy się do pracy, ale wie pan z czym się lepiej pracuje? Mam pełną piersiówkę w torbie. Pójdę do konia i przyniosę ją. Tak będzie sie nam szybciej pracowało.
-Zawsze się lepiej pracuje z płynnymi siłami-skinął głową, samemu zabierając się za rozbiórkę ściany.

Kyllion wyszedł i zamknął za sobą drzwi, po czym wskoczył na konia i pojechał w kolejne odwiedziny. Ma troszkę czasu zanim karczmarz zorientuje się, że tak na prawdę nikt nie chce mu pomóc.

Miał nadzieje, że Radost będzie wiedział, gdzie może być Marcus.
 

Ostatnio edytowane przez Morfik : 19-09-2010 o 21:20.
Morfik jest offline