Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-09-2010, 13:18   #40
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Zanim jednak samobójcze przepowiednie androida miały szansę się urzeczywistnić, zimna dłoń pochwyciła go za nadgarstek i podciągnęła ku górze, grając na nosie pani grawitacji. Gendou wyłonił się zza skalnej bariery, trzymając androida. Ten był cały i zdrowy, jeśli nie liczyć chwilowego oślepienia i śladów po otrzymanym kopniaku. Ciężko powiedzieć dlaczego, ale cała ta sytuacja przypominała sobą nieco te maszyny do wyciągania pluszaków, które można było czasami znaleźć w salonach gier. Akcja ratunkowa zyskała więcej oklasków niż wygrana walki ze strony dziewczyny. A skoro już o tym mowa:
- Druga walka Turnieju Czarnego Lotosu została zakończona. Zwyciężczyni – Tiara.
Kapturnik wygłosił swoją standardową śpiewkę w towarzystwie gwizdów i ostentacyjnych wyrazów uznania. Dziewczyna butnie dygnęła w parodii ukłonu, najwyraźniej mając w głębokim poważaniu to, co myśli o niej zgromadzona widownia.


Gdzie dwie poprzednie zdawały się dość zrównoważone, następna konfrontacja przybrała charakter całkowicie jednostronny. Odpowiedzialny za taki stan rzeczy okazał się pierwszy z walczących, o dziwacznym i mieniu i jeszcze dziwniejszym kolorze włosów (bo zielonym). Ozdobiony licznymi złotymi świecidełkami mężczyzna o ciemnej karnacji i markotnej twarzy dosłownie wgniótł swoją opozycję w ziemię wraz z odgłosem gongu. Scena wyglądała dziwnie i niepokojąco - wysoki chudzielec uniósł znacznie niższego i grubszego od siebie delikwenta, capnąwszy go za krtań. Tłuścioch krztusił się i bulgotał, ale jego próby wyrwania spełzały na niczym. Wszystko to stanowiło jakąś wypaczoną próbę nauki pokory, bo jeszcze chwilę temu mężczyzna z nadwagą był bardzo pewny swego. Jego ego mogło przenosić góry. Swoiste wybawienie (utrata przytomności) przywitało go jednak dopiero wtedy, gdy szczupły wojownik walnął jego potylicą o parkiet. Nie jeden, a kilka razy.
- Trzecia walka Turnieju Czarnego Lotosu zakończona. Zwycięzca - Ein-Hee-Toph!
Zielonowłosy opuścił parkiet z delikatnym uśmiechem wyższości na ustach.


Następne były dwie pary mieszane. Pierwsza z nich – Kria i Drenn. Już po sposobie wkroczenia na arenę można było oszacować, że Kria ziała determinacją. Miała na sobie obcisły kostium będący mieszaniną szarości i czerni. Posiadała pół-długie, płomienne włosy, a jej czy dość dobitnie sugerowały, że nie zamierza się hamować podczas walki. Drenn był imponującym młodym mężczyzną z mocną opalenizną. Jego czarne kudły sięgały do pasa i zostały luźno związane. Klatkę piersiową i ramiona zdobiły liczne, plemienne tatuaże, zaś z uszu dyndały niewielkie kolczyki w kształcie trupich czaszek. Z takiej odległości ciężko było oszacować czy pochodziły od jakichś niefortunnych żyjątek, czy po prostu zostały w ten sposób wykonane. Gong. Zaczęło się. Pierwsza zaatakowała kobieta i od razu stało się jasne, że jej styl bazował na chaotyczności i mobilności. Mężczyzna był bardziej pasywny. Blokował, unikał, grał na czas. Starał się lepiej poznać możliwości swojej przeciwniczki. Dwójka walczących przywodziła na myśl żywioły wody i ognia. Ona była nieprzewidywalna, on z kolei dostosowywał się do każdej sytuacji. Dopiero kiedy kobieta odbiła się od ziemi wyprowadzając kopniak w jego głowę, Drenn podjął się kontry. Muskularna sylwetka młodego kombatanta wygięła się w łuk, pozwalając mu na finezyjny unik. Może nieco zbyt finezyjny jak na jego umięśnienie, przywodzące na myśl wór pełen ziemniaków ciało. Jednak powyższy manewr był jedynie wstępem do prawdziwego widowiska. Dłoń pewnie zacisnęła się na kostce mijającej go niewiasty. Długowłosy nie wahał się ani przez chwilę. Jak zrobiony z gumy, Drenn odbił się w drugą stronę ze swoim żywym ładunkiem i przygrzmocił kobietą mocarnie o ziemię w sposób podobny do tego jakim grzmoci się młotkiem w łebki gwoździ. Próbowała wstać, ale zbyt mocno kręciło jej się w głowie.
- Jeszcze… nie. Jeszcze…
- Gotowanie i rodzenie dzieci! To wszystko do czego się nadajecie! Powinnyście siedzieć w domu i zmieniać dzieciakom pieluchy! Hahaha!

Jej głowa krwawiła dość mocno. Drenn skrzyżował ręce na piersi, po czym kopnął Krię od niechcenia pod żebra i zaśmiał się donośnie. Wystarczyły dwa ciosy żeby wygrać ową walkę. O ile ten drugi można było w ogóle zakwalifikować jako właściwy cios. Najwidoczniej siła Drenn’a posiadała wiele wspólnego z tą eksponowaną przez Crisa. Chociaż ich charaktery zdawały się całkowicie przeciwstawne. Może właśnie to był jego błąd, bo oto chuda ręka niewiasty zamachnęła się na odlew, a za nią postąpiła utkana z karmazynowego ki kosa, która przecięła tkanki, kości, mięśnie i zapewne kilka organów wewnętrznych. Drenn otworzył szerzej oczy, a jego usta napełniły się krwią. Zrobił chwiejny krok do tyłu, po czym przewalił się na plecy jak długi. Ogromnych rozmiarów rana ziała z jego klatki piersiowej. Co bardziej spostrzegawcze osoby mogły, korzystając z tego spektaklu, nauczyć się sporo o biologii.
- Ugh. Czwarta walka Turnieju Czarnego Lotosu zakończona! Zwyciężczyni – Kria! Sprzęt medyczny poproszę. Tym razem bez niego się nie obejdzie.
Gendou zakasał rękawy i zabrał się do roboty.
 
Highlander jest offline