Kapłan zadrżał i... stał wryty w ziemię, umysł podpowiadał - Uciekaj głupcze!, ale ciało jakby ujęte magiczną liną nie chciało sie ruszyć. Z tego stanu wyrwał go dopiero krzyk krasnoluda, a potem paladyna, a po nim jeszcze kogoś. Słowa nie były dobrze zrozumiane, to przez chaos w głowie, ale co mogliby powiedzieć w takiech chwili... no ewentualnie można rzec: To... narazie chłopcy.
Po chwili osłupienia, ruszył się w końcu z miejsca. Jak szalony szukał miejsca, w którym mógłby sie ukryć przed wielką gadziną. Na usta cisła się mu po raz kolejny modlitwa do boga tyranii, ale w tej plątaninie nie dało się tego usłyszeć.
__________________________________________ k20 = 15 |