Wątek: Tysiąc Tronów
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-09-2010, 15:00   #39
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Wąż chyba przecenił swoje możliwości. Był wielki i silny, a życie na bagnach nauczyło go porywać ofiary niemal tak samo duże jak on sam. Nie nauczyło go tylko tego, że reszta grupy może bronić porwanego, który sam w sobie był ciężki i szamotał się w uścisku, a nawet odwzajemniał, kąsając mocno i zawzięcie. Poruszanie się było utrudnione i stwór szamotał się, wężowymi ruchami oddalając się od łódki wolniej, niźli by chciał. Byli zbyt szybcy, a woda zbyt płytka. Kolejne ukąszenia wywoływały jego wściekłość, ale nie zawracał. W końcu ofiary, nawet te kolczaste, zawsze zaprzestawały walki. Ból pojawił się też w innym miejscu i jeszcze innym! A ofiara nagle szarpnęła się z niesamowitą siłą, zatrzymując ich w miejscu. Odwrócił się, wężowymi ślepiami widząc jak coś kolejnego spada do wody. I kolejne ukąszenia. I kolejne!
Puścił ofiarę, nie będąc w stanie już utrzymać, gdy przebite ciało drgało i skręcało się z bólu. Odpłynął, zawiedziony, głodny i przepełniony cierpieniem. To polowanie nie było udane.

Tylko przewodnik wyszedł z tego wszystkiego z suchym ubraniem. Degnar, wyciągnięty przez Josta za włosy i brodę ociekał nie tylko wodą, ale i mułem, w który ciężki krasnolud zapadł się znacznie. Poza napiciem się obrzydliwej wody nie odniósł żadnych obrażeń. Znacznie gorzej było z Nastią, która wciągnięta na łódkę przez długi czas kaszlała, trzymając się za mocno obolałe żebra - nadwyrężone i obite, ale na szczęście wciąż całe. Soe zaczepiła kotwiczkę o jej pas, co zatrzymało jednocześnie węża, zrzuciło trzymającego linę Cohena z łódki i było powodem największego bólu kislevitki. Okazało się jednakże zaskakująco skuteczne, zwłaszcza, gdy dołączyły do tego kąsające stwora sztylety. Jekil popatrzył na nich z wciąż uśmiechniętą gębą.
- To dobrze, że daliście mu uciec! Strasznie szkoda byłoby, gdyby coś stało się temu pięknemu stworzeniu! Chyba musicie się osuszyć, to niedobrze chodzić w mokrych ubraniach, lato się już kończy.
Choć bagna były wilgotne i parne, zimno powoli dokuczało tutaj na północy, gdzie lata były niezwykle krótkie. Musieli ponownie zatrzymać się na jednej z wysepek i ze sporym trudem udało się im rozpalić małe ognisko, dymiące niesamowicie, ale dające nieco ciepła. Do wysuszenia ubrań było to za mało i ten, kto nie wziął ze sobą zapasowych, narażał się na przeziębienie i pogłębiającą się niewygodę.


Kolejne dwa monotonne dni minęły na szczęście bez kolejnych rewelacji i przygód, wypełnione jedynie nie słabnącymi zachwytami Moczarnika, którego usta zamykały się tylko czasami, gdy ktoś wystarczająco mocno go przekonał lub zastraszył. Wtedy milknął na jakieś pół godziny, nie więcej. I co najwyżej Degnar mógł go przekrzyczeć i zmusić do zamknięcia ust na dłużej. Tyle, że wtedy to on gadał. Z której strony by więc nie patrzeć, mimo że pokonywali bagna łodzią, była to dość męcząca podróż. Gdy więc wieczorem trzeciego dnia Jekil zatrzymał łódź, wskazując na coś na lądzie, odetchnęli z ulgą.
- Dalej nie można łodzią. Świątynia jest pół mili stąd, poprowadzę.
I nie czekając wyskoczył na brzeg, pokazując drogę przez gęstsze w tym miejscu rośliny. Stopy zapadały się w błocku, zahaczały o korzenie i człapały z trudem, gdy siedem maszerujących postaci odganiało się od chlastających po twarzach gałęzi i rojów wszędobylskich owadów. Aż w końcu się zatrzymali, podążając wzrokiem za jego wyciągniętą dłonią.

Przy ziemi zalegała dość gęsta mgła, ale nad nią wystawało coś, co dojrzeli już doskonale. Trzy okrągłe wieżyce odbijały się na tle ciemniejącego nieba.
- To już niedaleko, chodźcie.
Wybierał ścieżki z łatwością, klucząc i omijając zdradzieckie tereny. Aż doszli pod samą świątynię, która z bliska wyglądała niemalże jak warownia, którą zapewne kiedyś też była. Wieże ustawione były w trójkąt, połączony murami i ustawiony na niewielkim, piaszczystym wzniesieniu, na którym rosły obecnie tylko przerośnięte, omszałe grzyby. Same zaś ruiny były w marnym stanie. Mury leżały w gruzach, a wielkie zawaliska kamieni pokrywała gruba warstwa mchu. Wieże wyglądały tylko trochę lepiej, zwłaszcza te północne - bowiem południowa także wyraźnie zawaliła się na samej górze i chociaż nie było tego widać z ich pozycji - to powinna być zasypana kamieniami. Wejście do niej a także przez osypiska w miejscu murów nie powinno być problemem. Bramy i tak nigdzie nie było widać.

Po podejściu, bliższe oględziny wykazały jeszcze kilka interesujących szczegółów. Północno - wschodnia wieża była w zdecydowanie najlepszym stanie, a jej dach nosił ślady napraw. Z północno - zachodnią było gorzej, drugie piętro było odkryte i na pewno chociaż częściowo zagruzowane. Ale nie to ich powstrzymało. Zrobiły to słabo dostrzegalne światła. Jekil zatrzymał się tuż przed podejściem na górę. Odezwał się cicho, nie tak bardzo pozbawiony rozumu jak można byłoby sądzić.
- Tam ktoś jest, tak jak siedem lat temu.
W obu północnych wieżach, przez nieliczne okna, sączyło się światło. A co gorsza, z wewnątrz dobiegł ich jakiś zaśpiew, pojedynczy głos. Jeśli wystawili warty, bezpośredni szturm musiał się zakończyć źle. Nie dostrzegli nikogo ze swojej pozycji, która znajdowała się dokładnie u podnóża południowej wieży. Zapadająca ciemność utrudniała jakąkolwiek obserwację z daleka, a mgła osnuwała podnóże świątyni.

Był Backerstag, 4 Nachgeheim 2522. Słońce zniknęło już dawno za drzewami, gdzieś tam chyląc się za horyzont.

 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 19-09-2010 o 15:41.
Sekal jest offline