Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-09-2010, 16:52   #5
Bartosh
 
Bartosh's Avatar
 
Reputacja: 1 Bartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znany
„Tego mi było trzeba!”

Rozprostował plecy i przeciągnął się. Ciężkie pakunki i pełne beczki okazały się doskonałą okazją do odrobiny wysiłku i rozgrzania zastałego po wielodniowej podróży organizmu.
Chwycił armatnią kulę, i przyciskając ją do brzucha, wszedł po trapie. Czytał o broni czarnoprochowej, o jej potędze, a także zawodności. W Traktacie o nowoczesnym orężu autor dowodził, że co dziesiąta obsługa dział ginie w wyniku eksplozji.

„Lepiej już zejść z wysiłku przy dziewce, niż zostać zabitym przez własną broń”

Tak powtarzał jego ojciec, a po nim wuj. Kim on jest, żeby kwestionować takie mądrości.
Obmył twarz i przez dłuższą chwilę starał się wygodnie ułożyć w hamaku. Czyniony przy tym hałas ściągnął na niego kilka przekleństw marynarzy, którzy spali obok. W końcu zamknął oczy. Po chwili pochłonęła go ciemność

_ _ _

Wciąż śpiąc, próbował namacać swoją broń. Gdy dłoń trafiła w pustkę, jego ciało zadziałało szybciej niż umysł. Zerwał się na równe nogi, stojąc w rozkroku lustrował otoczenie. Oddech szybki i płytki, Moc bitewna krążąca w żyłach. Przypomniał sobie po chwili gdzie się znajduje, natychmiast uspakajając się. Jego broń i cały ekwipunek leżały pod hamakiem, w zabitej na głucho skrzyni. Żaden kapitan nie wpuści na pokład uzbrojonych podróżnych. Tym bardziej pochodzących zza Wschodniej Puszczy.

Na przybitym do desek stoliku stał antałek z rumem. Jeden z marynarzy kazał się częstować. Ursusom podniósł ciężkie naczynie, przykładając szyjkę do ust. Paląca ciecz spłynęła po gardle. Odłożył naczynie, nie chcąc nadużywać gościnności. Postanowił wyjść na pokład. Przechodząc obok części towarowej, ujrzał swoje odbicie w ogromnym lustrze z polerowanego srebra, zabezpieczonym pod ścianą.

„Takie lustro miał wuj. Chwalił się, że niejedna dziewka miała okazję się w nim przejrzeć”

Zatrzymał się i przyjrzał sobie. Średniego wzrostu mężczyzna. Dość postawny, lecz wyrobione w potyczkach mięśnie pokryły się świadectwem mięsnych i winnych uczt. Czarne skórzane spodnie oraz kubrak tego samego koloru zaczynały opinać się nieco w okolicy brzucha. Mocny, szeroki pas, pozbawiony krzepiącego ciężaru broni, służył teraz za element ozdobny. Wygolona głowa błyszczała. Blizna nad lewym okiem jak zwykle paliła. Na wąsach i brodzie osadziły się maleńkie kryształki soli. Liczył sobie dwadzieścia cztery wiosny, lecz wyglądał na trzydzieści.



„Życie to okrutny rzeźbiarz”

_ _ _

Nie tylko on tej nocy nie mógł spać. Z rozczarowaniem stwierdził, że przy burtach stoi kilku ludzi. Wyminął staruszka , witając go skinieniem głowy. Bardziej wyczuł niż zauważył postać, która stała w cieniu, przyglądając się pozostałym. Twarze stojących przy burcie postaci stały się wyraźniejsze. Oczy przyzwyczajają się do ciemności.

„Oni też zmierzają do zamku”

Podszedł do grupy, przez chwilę przysłuchując się konwersacji. Gdy uwaga rozmówców na chwilę skupiła się na nim, położył rękę na piersi i zgiął się lekko w ukłonie.

- Ursuson. Niech Królowa Matka ma was w swojej opiece.

Nie odezwał się więcej, obserwując pozostałych. Najbliżej niego stał kapłan, który z pewnością nie stronił od doczesnych radości. Ursusom nie był w stanie dostrzec symbolu przynależności religijnej.

Z klerykami sprawa jest prosta. Słuchać tego co mówią i wyciągać z tego to, co wartościowe. Zawsze okazywać szacunek, gdyż duchowny jest przedłużeniem swojego boga. A zadrzeć z bogami, to jak wleźć w gniazdo mrówek z rzycią posmarowaną miodem. Pamiętać jednak należy, że duchowny to człowiek, i jako taki ma tę właściwość, że dobrze zdzielony po pysku, pada na ziemie jak stonka po solnej oblewce.”

Rozmówczynią duchownego była kobieta o urodzie zacnej, lecz jednocześnie dziwnej i niepokojącej.

Jakby każdy element jej jestestwa stał w sprzeczności z pozostałymi”

Wyczuł drganie powietrza wokół niej. Przez chwilę spojrzała mu w oczy.

„Magiczka! A niech to! To mi się trafiło towarzystwo.”

Odwrócił się bokiem, przyglądając się niespokojnym wodom. Czytał o pięknie wielkich jezior, którymi nijak nie mógł mieć do czynienia w swojej rodzinnej krainie. Teraz doświadczał tego na własnej skórze, i był szczęśliwy, że los, rękoma jego wuja, zesłał go w to miejsce.
 
__________________
Bar pod Martwym Mutkiem - blog Neuroshima RPG. Link w profilu. Serdecznie zapraszam!
Bartosh jest offline