Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-09-2010, 19:33   #2
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Zoth'illam musiał przyznać, że pogoda na południowym wybrzeżu Morza Spadających Gwiazd była zawsze dość kapryśna, od Wysokiego Imaskaru, aż do Smoczego Wybrzeża. Ewidentnie zbierało się na porządną nawałnicę, niebo na horyzoncie było nieźle zaciągnięte. Przy odrobinie szczęścia może jeszcze zdąży dotrzeć do pobliskiego portu... jakże się on nazywał... a tak, Cruar's Cove. Nie było co liczyć na specjalne luksusy, ale zawszeć to okazja by znaleźć sobie solidną karczmę, w której nie przecieka dach. A poza tym... kto wie? Może mają tam jakiś solidny ratusz, ze szczęśliwie zachowanymi papierzyskami?

A, pal licho przypuszczenia, kiedy stopy bolą. „Dobra Zoth- przede wszystkim potrzebujesz roboty. Jeśli nie kupisz komponentów, to znowu będziesz zasuwał na piechotę do kolejnego miasta. A to przecież poniżej wszelkiego poziomu”.
Mężczyzna musiał sam przed sobą przyznać się do tego, że rozpuścił ostatnio za dużo gotówki i aktualnie bytował na żelaznych rezerwach. Miał dość w kiesie, by można było kupić coś do jedzenia i wynająć porządny pokój, ale wizyta w dobrym zamtuzie skazałby go już na żebranie. O prowadzeniu poszukiwań za to, co aktualnie posiadał to już w ogóle nie mogło być mowy. "Wiedza zdecydowanie za wiele kosztuje"-marudził.


Bramy miejskie, a na ich straży nie kto inny jak.. no cóż, straż. Dwóch niezbyt entuzjastycznych mężczyzn, którym wyraźnie nie podobało się, że warta przypadła im na taką paskudną pogodę. Czujnym i nieżyczliwym okiem przyglądali się ludziom wchodzącym i wychodzącym z miasta, a ponieważ nie było ich zbyt wielu, to dla czystej rozrywki poddawali inspekcji każdego, kto akurat się nawinął. To całkiem niezły sposób wyładowywania frustracji.
-Nazwisko- warknął jeden ze strażników, zatrzymując przechodzącego właśnie Zoth'illama. Po prawdzie jednak, zatrzymałby go nawet, gdyby mu się nie nudziło. Zoth'illam był bowiem bardzo egzotyczny. Po pierwsze, choć wiało jak diabli i było dość chłodno, mężczyzna paradował z odsłoniętą piersią. Po drugie, trzecie i tak dalej, za długo by wymieniać.
-Abe Threepwood C'eville- skłamał odruchowo Zoth'illam, jedynie przez moment zastanawiając się, skąd wytrzasnął tak głupie miano.
-Czy wwozi pan do miasta jakieś towary w celach handlowych?- kontynuował regułkę strażnik.
Nowo mianowany Abe Threepwood C'eville, odwrócił się za siebie szukając wzrokiem jakiegoś wozu. Albo chociaż konia. Ba! Osła, albo muła. Nie znalazłszy jednak niczego takiego, spojrzał tylko wymownie na żołnierza.
-Cel przybycia?
-Nocleg, ewentualnie uzupełnienie zapasów- grzecznie odpowiadał Zo... Abe.
-No, z noclegiem to może być kiepsko. Większość miejsc pozajmowana- strażnik wreszcie wykazał się inwencją własną. Przy okazji nie potrafiąc ukryć intensywnego wpatrywania się w zatrzymanego mężczyznę.-Ledwo co skończyły się uroczystości ku czci Ioun, przyjezdni wyznawcy nie zwolnili jeszcze kwater.
Threepwood zamrugał oczami, podrapał się po skroni, po czym zapytał:
-Ku czci kogo?
-Bogini Ioun- powtórzył strażnik, jakby był zmuszony do tłumaczenia czym jest koło. C'eville wolał nie drążyć tematu, religia zawsze była dość drażliwą sferą.
-Coś jeszcze Panie Władzo?- Abe lubił korzystać z terminu Pan Władza, bowiem większość strażników lubiła być tak tytułowana. Podkreślało to ich autorytet i mile łechtało poczucie własnej wartości, dzięki czemu mniej się czepiali.
-Nie, może pan wejść.


No, no Abe”- Zoth'illam lubił czasami mówić do siebie w myślach, szczególnie kiedy utrwalał sobie nową tożsamość-"Threepwood C'eville? Nie dało się wymyślić czegoś głupszego? Jak to w ogóle brzmi?”- Marudził sobie idąc przez miejskie uliczki.
W oczy rzucał się ogólny poziom miasta: był odrobinę upośledzony w gestii wysokości. Wewnętrzne mury odgradzały tych, którym się powodziło od tych, którym nie szło, w efekcie zapewne podmywając gospodarkę. A ponieważ, przynajmniej na razie, mężczyzna poza wewnętrzne mury się nie dostał, to mógł podziwiać łuszczące się drewniane domy i zalegające na ulicach błoto. Zoth'illam nie cierpiał błota, strasznie brudziło buty.
Strażnik bramy miał rację, szalenie trudno było znaleźć nocleg, co było tym bardziej kłopotliwe, że zaczynało już siąpić. Do ulewy już tylko krok, a C'eville nie lubił moknąć, to nie dla niego. Miejsce znalazło się dopiero w czwartej odwiedzonej gospodzie, która standardem znacznie odbiegała od tego, do czego przywykł mężczyzna. Była co prawda tania, ale co z tego? Czy będzie tu wygodne łóżko, prywatna balia z wodą? Na pewno nie. Ale co było robić? Threepwood rozstał się ze sztuką złota, którą uznawał prawie za zmarnowaną, za co przez dwa dni miał gdzie spać. Chyba, że w łóżku będą karaluchy. Wtedy straż miejska będzie musiała wyjaśniać sprawę zagadkowego zniknięcia karczmarza.

Na szczęście łóżko było wolne od małych lokatorów, Abe postanowił się więc rozpakować. Pozornie nie miał z czego, bo cały jego ekwipunek składał się ze sztyletu zatkniętego za pas, kuszy wiszącej mu na plecach i jednej sakiewki. Pozory jednak mylą.
"Gdzie ja wsadziłem ten plecak"- marudził Threepwood wsadzając dłoń do swej sakwy. A potem, ponieważ plecaka nie było na wierzchu, wsadził całe przedramię i przez chwilę szukał swej własności."Ach, jest"
Wkrótce do wyjętego i dość zmiętego plecaka został wrzucony śpiwór, zapasowe eleganckie ubrania, część pieniędzy i dość mało przydatny zwykły, płócienny worek. C'eville zdecydowanie powinien uzupełnić braki w swoim wyposażeniu- chociażby inkaust, pióro i trochę pergaminów by się przydało. Na razie jednak trzeba było coś zjeść.

Abe nie był jakoś specjalnie wybredny, jeśli idzie o jego posiłki, ale doprawdy- jajecznica na talerzu? A gdzie się podział boczek? Albo chociaż szynka, na litość Ilmatera! Ostatecznie mężczyzna zdecydował się na pieczyste z królika i miał nadzieję, że ten królik za życia nie miał długiego, różowego ogonka.
Nim jedzenie, bacznie dźgane teraz przez Threepwooda, trafiło na stół, do gospody zwaliło się mnóstwo klienteli.


Mężczyźnie zajęło chwilkę, nim pojął powód takiego nagłego zagęszczenia ludności- na dworze zaczęło lać. C'eville miał szczęście, że zdążył się rozgościć w tej gospodzie. Może i standard nie był najwyższy, ale przynajmniej było sucho.
Posiłek na szczęście mijał Abe'owi spokojnie i zwyczajnie. Tyle tylko, że w jego wypadku oznaczało to, że był wytykany palcami, ale nie otwarcie zaczepiany. Threepwood skłamałby, gdyby stwierdził, że uwaga jaką na sobie skupia, mu się nie podoba. Celowo chodził w tak wyzywającym stroju, prezentując swoje umięśnione, ogorzałe ciało- potężne muskuły widoczne były pod owiniętymi wokół ramion rzemieniami, wyrzeźbiona klatka piersiowa, zupełnie niczym nieosłonięta, prezentowała wytatuowane smoki. Wystarczy trochę fantazji i już przykuwa się wzrok bardziej niż diablę, czy dragonborn.

Niestety, poza oczywistymi plusami w postaci rzucanych mu ukradkowo przez kobiety spojrzeń i uśmieszków, jego wygląd miał także minusy. Jednym z nich było to, że pijane grupki szybko identyfikowały go jako cel do zaczepienia. Nie inaczej sprawa wyglądała w tej gospodzie, gdy podchmielony tłum postanowił skosztować trochę sportu, a ponieważ sala była za krótka na bieg na sto metrów, zapadła powszechna zgoda, że boks i zapasy wystarczą.
Niestety nim Abe zdążył udać się na z góry upatrzone pozycje, został powalony na ziemię przez jakieś przypadkowe ciało obce, co dziwne jeszcze zdolne do szczątkowej konwersacji:
-Jesteś spóźniony! Spotkanie dziś o drugiej wieczornej straży przy Tawernie Talbota... Cho...- dłuższa wymiana zdań została przerwana przez latający taboret: magiczny przedmiot, najczęściej spotykany w podrzędnych karczmach.
"No dobra"- myślał C'eville.-"Ja nic nie piłem i na pewno się nie przesłyszałem. W takim wypadku, kimkolwiek był tamten facet, on musiał za dużo wypić i mnie z kimś pomylić"- wywód trwał kiedy mężczyzna podniósł się z podłogi i od razu uchylił przed szybującym kuflem."A pomylenie mnie z kimkolwiek, to sztuka"-Threepwood instynktownie odskoczył w tył i podstawił nogę facetowi, który próbował przywalić mu w zęby.

Abe nie miał najmniejszej ochoty na uczestniczenie w rozróbie, powoli i ostrożnie przesuwał się więc do schodów prowadzących na piętro. Udało mu się nawiać bez większego uszczerbku na zdrowiu, ot jedno krzesło rozbite na plecach. Bywało, że obrywał znacznie gorzej, a to ledwo poczuł. Bijatyka nie była nawet zbyt intensywna, karczmarz potrafił przywoływać do porządku swoją klientelę. I chwała mu za to, albowiem C'eville wolał odpocząć w swym pokoju bez hałasów.


"Dobra Threepwood...niech mi Oghma wybaczy ten durny pseudonim... dobrze wiesz, że potrzebujesz roboty. Skoro ktoś ci podrzucił okazję pod nogi, to grzech nie korzystać"- wewnętrzna konwersacja trwała już od paru minut, kiedy to mężczyzna wygładzał swój podróżny płaszcz, który miał go ochronić przed lejącym na zewnątrz deszczem.
Tawernę Talbota powinno dać się dość łatwo znaleźć. Co prawda nikt w taką pogodę po mieście nie łazi, a karczmarze niechętnie opowiadają o konkurencji, ale jakiś podchmielony kliencina pewnie doradzi, gdzie jeszcze w mieście można się napić.
"Ciekawe jaka to będzie robota? Szpiegostwo? Wyłudzenie? Morderstwo?"- wymieniał sobie w myślach C'eville zbierając się do wyjścia na tą paskudną pogodę.

Wypytywanie to tu, to tam zajęło niespełna godzinę i już Abe wiedział, gdzie się znajduje Tawerna Talbota. Trochę ze zdziwieniem Threepwood stwierdził, że przybytek cieszy się niezłą renomą. Zwyczajowo najemników sprasza się do mordowni, a nie porządnych lokali, lecz tym się nie warto było przejmować- mogło to bowiem oznaczać jedynie coś dobrego, a nie złego.
Mając mnóstwo czasu do terminu spotkania, C'eville postanowił trochę pozwiedzać Cruar's Cove. Pogoda była może i paskudna, ale przez to ulice były praktycznie puste, a i przez to bezpieczniejsze. Nawet bandytów nie wyrzucano na taką ulewę.
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 19-09-2010 o 20:29.
Zapatashura jest offline