Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-09-2010, 22:29   #9
Blacker
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Błyskawica rozdarła czerń nocnego nieba na pół, oślepiając Ivaha, strażnika miejskiego stojącego na warcie przy bramie. Praktycznie jednocześnie ze światłem nadszedł dźwięk, świadcząc o tym jak blisko piorun uderzył. Starszy już strażnik stał, podpierając się na halabardzie i drżąc z przejmującego chłodu. Dokuczliwa mżawka już dawno sprawiła, że przemókł do suchej nitki, a do końca warty pozostało jeszcze kilka godzin. Wtedy nagle w ciemnościach rozległ się cichy głos

- Witaj

Zaskoczony Ivah zrobił dwa kroki w tył, potknął się o jeden z kocich łbów i byłby upadł, gdyby w ostatniej chwili nie podparł się halabardą. Czując, że serce wali mu jak młot rozejrzał się dookoła, jednak nie zdołał zauważyć nikogo. Już chciał zwalić to na karb fantazji, sądząc że zwyczajnie się przesłyszał gdy głos odezwał się ponownie

- Powiedziałem: witaj

Strażnik czując narastającą panikę ponownie rozejrzał się dookoła, ujął drzewce halabardy mocniej w dłoń po czym starając się opanować drżenie głosu i nadać jego brzmieniu jak najwięcej pewności zapytał

- Kim jesteś!

Szept z ciemności tym razem wydawał się być znacznie bliżej

- Jestem Ten Przed Którym Padają Imperia A Na Dźwięk Którego Imienia Nawet Najodważniejszych Przejmuje Strach

Ivah poczuł, jak oblepia go zimny pot. Zrozumiał, że głos dochodzący bezpośrednio z ciemności nocy przedstawiający się w taki sposób może należeć tylko do samej śmierci. Serce waliło mu jak młot, poczuł zawrót głowy, zatoczył się ponownie opierając się plecami o ścianę przybudówki strażniczej, a głos odezwał się ponownie

- Spójrz na mnie! Przybyłem...

Serce starego strażnika uderzyło jeszcze kilka razy po czym nie wytrzymało. Osunął się on powoli na ziemię nie słysząc już dalszego ciągu wypowiedzi

- ... w poszukiwaniu statku płynącego na pobliską wyspę, chcę bowiem odwiedzić znajomego. Czy możesz mi wskazać... zaraz, a co tobie? Hej, dobrze się czujesz?!

Ivah odpowiedzieć już nie mógł z tej prostej przyczyny, że był martwy

***

Gnom, nieco skołowany wypadkami tej nocy wkroczył do miasta obok stygnącego powoli ciała strażnika. I choć nie wiedział dlaczego człowiek ten padł martwy w trakcie rozmowy to domyślał się, że to prawdopodobnie jakieś ukryte do tej pory nadnaturalne moce (nie mógł wszak wiedzieć, że strażnik po prostu nie spojrzał w dół przez co nie dostrzegł gnoma). Jako prawdziwy arcyłotr nie przejął się tym jednak i budząc mieszkańców okolicznych domów swym demonicznym śmiechem kroczył ulicami śpiącego miasta. Dzieci budziły się z krzykiem, kobiety płakały a mężczyźni bladzi ze strachu czym prędzej łapali za broń z bezsensowną nadzieją na to, że uda im się obronić bliskich... a przynajmniej tak sądził Boddynock Laslo Alain Callik Kastor Elmo Redegewandt. W rzeczywistości jego piskliwy chichot nie obudził prawie nikogo, a ci którzy nie spali wzięli go za odgłos walczących o terytorium kotów. Zwykle po przejściu gnomiego geniusza zła zostawały tylko zgliszcza, płacz i zgrzytanie zębów, ale tym razem zwyczajnie nie miał czasu (gdyby tylko mu się tak nie śpieszyło!), zmierzał bowiem do portu. Jego dawny znajomy podobno dochrapał się wysokiej pozycji i potrzebował kogoś kto teoretyczne podstawy budowy systemów totalitarnych miał w małym palcu. W końcu każdy władca potrzebował szarej eminencji która zakulisowo wykorzystywała go jako swoją marionetkę, a arcyłotr pokroju Pożeracza Pieczonej Rzepy nadawał się do tego wręcz idealnie.

Gdy w końcu odnalazł okręt odpowiednio reprezentatywny, który byłby godny zaszczytu przewiezienia jego skromnej osoby okazało się, że załoga nie chce zapłaty (tak jakby miał zamiar płacić) ale zamiast tego bezczelnie żąda pomocy przy załadunku. Przez chwilę gnom wpatrywał się w mężczyznę który mu to powiedział, jakby oczekując aż ten powie ,,niespodzianka, żartowałem" jednak nic takiego się nie stało. Widać ten prosty żeglarz nie słyszał jeszcze o nim, bo wtedy zapewne sam zaproponowałby mu zapłatę byleby tylko zechciał skorzystać z jego statku. W sumie nie było to dziwne, osobę gnoma otaczała bowiem zła sława a opowieści o nim nie usłyszało się w karczmie a co najwyżej szeptane w trwodze w blasku świec. Sam słyszał w jednej z gnomich osad w której się zatrzymał jak jeden z dorosłych gnomów chcąc nieco postraszyć wioskowych urwisów opowiadał im mrożącą krew w żyłach historię o tym, jak Siewca Chaosu Na Przyjęciach zjadł wiśnię z tortu na urodzinach starszego swojej wioski po czym wyzwał go od ,,starucha".

Miał zamiar powoli wyjaśnić to marynarzowi, tak by nawet pomimo typowego dla ludzi niedostatku umysłowego zdołał to pojąć, jednak zrezygnował wypatrując w tym doskonałą szansę, by ukryć swoją tożsamość. W końcu nikt nie pomyśli by osoba jego pokroju kalała się fizyczną pracą a co za tym idzie nikt nie będzie się spodziewał że największy geniusz zła znalazł się na tym skromnym stateczku. Wziął więc jeden z worków (wybierając oczywiście najmniejszy i najlżejszy) po czym zaniósł go do ładowni. Po zaniesieniu go na miejsce stwierdził, że dość się napracował zwłaszcza że oprócz niego załadunkiem zajmowała się spora grupa osób. Udał się do kajuty, którą (o zgrozo!) dzielił z innymi osobami. Nie mógł zrozumieć jak mogło dojść do tak karygodnego niedopatrzenia jednak i to postanowił wykorzystać na swoją korzyść. Jako że najwyraźniej wszyscy z którymi miał dzielić kajutę zajęci byli pracą poluzował linki wszystkich hamaków tak, by wytrzymały ciężar leżącej osoby wystarczająco długo by zasnęła ale niewystarczająco by zdążyła się wyspać, po czym z trudem tłumiąc demoniczny śmiech wyszedł na pokład

Zauważył tam już kilka osób z tych, które wcześniej widział harujące przy załadunku. Podszedł więc do nich odpalając swoją, nabitą wcześniej ziołem fajkę. Słyszał jak kobieta rozmawia z mnichem, wyłapał z dialogu ich imiona, następnie przedstawił się kolejny mężczyzna wyglądający na wojownika. Uznał, że powinien spoufalić się nieco z nimi, wypuścił więc z ust kółko z dymu (prezentując umiejętność, z której był naprawdę dumny) i przedstawił się

- Witam was. Jestem Boddynock Laslo Alain Callik Kastor Elmo Redegewandt, Siewca Chaosu Na Przyjęciach, Mistrz Flamenco, Najroztropniejszy, Najprzystojniejszy i Najskromniejszy Spośród Gnomów, Pożeracz Pieczonej Rzepy.

Nie przerywając mówienia nawet na chwilę zwrócił się do Michała

- Jesteś mnichem jak sądzę? Znałem kiedyś pewnego mnicha, Podgrzybek się nazywał i prowadził lokalną gazetkę dla starszych pań. Nieźle zresztą na tym zarabiał, sądząc po jego karocy. Mówię ci, prawdziwe cacko, mosiężne szprychy w kołach, siedzenia obite skórą, złote wykończenia. Zresztą znanej krasnoludzkiej firma, Mojaksiążka czy jak kto woli Meinbuch w krasnoludzkim. Co prawda wszystkim wokół siebie mówił w kółko że powinni żyć skromnie i tylko regularnie dawać datki na jego pisemko albo spłoną w piekle i na dodatek regularnie mieszał się do polityki lansując niejakiego Jeremiasza Gęś na burmistrza ale i tak wszyscy uważali go za świętego

Następnie odezwał się do czarodziejki

- Znałem także jednego maga, Gandzialf się nazywał. Przyjeżdżał co jakiś do naszej wioski po nowy transport fajkowego ziela. Straszny nałogowiec, za każdym razem gdy wypalił skręta albo dwa zaczynał gadać od rzeczy o mrocznym władcy i zgubionym pierścionku zaręczynowym. Tak naprawdę chodziło mu o jego teściową, która to straszny miała charakter, nic dziwnego bo była półorczycą a której on zgubił pamiątkowy pierścionek po jej świętej pamięci mężu. Oczywiście wszyscy wiedzieliśmy że gada bzdury jak to się czasem przy słabej głowie która za dużo pali ziółka dzieje, ale jednej wioskowy przygłup Frodo tak się tym przejął że porzucił swój dom i wyruszył w Wielką Heroiczna Podróż. Jak ostatnio go widziałem to kurował poparzenia, których nabawił się gdy po ziółku bawił się fajerwerkami

Nie dając okazji nikomu się odezwać kontynuował swój słowotok, tym razem kierując go do Ursusona

- Ty zaś nieco kojarzysz mi się z wujaszkiem Janem Piwonią, może go znałeś? Wielki gnomi wojownik, drugiego takiego mistrza szabli nie znajdziesz pomiędzy Rilden a Annet, może dlatego że nikt tam nie mieszka. W każdym razie był on naprawdę wspaniałym wojownikiem ale niestety nie stronił od alkoholu i pewnego razu w pijackim widzie pomylił swoją szablę z mrożoną golonką. Takiej szarży jeszcze nikt nie widział, podobno zdołał samemu pokonać ciężkozbrojny pułk rycerstwa zanim zauważył że to co trzyma w ręku to nie jest jego szabla. Może i zdołałby się wyrwać z pierścienia wrogów gdyby nie fakt że zamiast walczyć postanowił skonsumować golonkę. Naprawdę, tragiczna historia.

Gnom przerwał na chwilę, by zaczerpnąć oddech i kontynuować swoją przemowę gdy usłyszał krzyk i pluśnięcie. Ktoś najwyraźniej wypadł za burtę! W takich chwilach powinien stanąć przy burcie z liną dając tonącemu nadzieję na ratunek, potem odwrócić się jakby miał zamiar odejść pozbawiając go tej nadziei i dopiero wtedy rzucić mu linę, jak na prawdziwego arcyłotra przystało. Stracił też momentalnie zainteresowanie dotychczasowymi rozmówcami i skierował się w stronę, z której dobiegł do krzyk by zrealizować swój demoniczny plan
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline