Dotknęła posadzki, czując jak moc przepełnia ciało. Czy sam ten kamień był w stanie wywołać tak silne emocje, by zmusić ją do podążenia portalem, nawet, gdy ten tak na prawdę mógł prowadzić wszędzie? Nie mogła stwierdzić tego z całą pewnością - próba skupienia się na czymś innym w olbrzymiej komnacie stanowiła zbyt wielkie wyzwanie. Jeśli ciągnął ją także drugi portal, uczucie to zostało stłumione. Wiedziała, że to musi się jakoś łączyć z tym co mieli na szyi...
Było już za późno.
Mysz przekroczyła jakąś niewidzialną barierę, a nagły wybuch magii, wyzwolonej z wymyślnej i potężnej pułapki, przeniknął Megarę aż do kości. Zadrżała, przez chwilę niemo obserwując wyłaniające się znikąd szkielety. - Marie, wróć się! Nie masz kamienia, to uruchamia pułapki!
Nie było czasu na dokładniejsze wyjaśnienia. Wróg już nadchodził, zbliżając się do linii pierwszych kolumn. A czarodziejka czuła wszechogarniającą siłę.
Czuła się tu taka potężna!
Sięgnęła po moc, nie zastanawiając się do końca po jak wielką dawkę. Inkanta rozbrzmiewała po okolicy, odbijając się od ścian i dźwięcząc w uszach, gdy słowa, których się nie zapamiętuje, przecinały powietrze jak sztylety. Wykreśliła na posadzce znak, który docelowo miał tylko spowolnić nadciągające stwory...
- Odsuńcie się od kolumn!
...a który poruszył ziemię, wywołując coś na kształt niewielkiego trzęsienia. Skierowane na górę kolumny uderzenie rozbiło w pył część sufitu i górną część podtrzymującego strop monumentu. Meg przełknęła ślinę, widząc, jak głazy i ziemia spadają, rozsypując się po podłodze i grzebiąc pod sobie kilku przeciwników. Piękna sala w ledwie chwilę stała się częściowo wielkim rumowiskiem. Pozostali spadkobiercy właśnie ruszali do walki, pozostawiając zszokowaną czarodziejkę z tyłu. Ten kamień był niezwykle potężnym źródłem mocy! Była więcej niż pewna, iż ta magini, którą spotkała, nie miała z powstaniem tego nic wspólnego. Mistrzyni powietrza nie mogła uformować tego w pozbawionej nawet odrobinki wiatru, starożytnej komnacie. Ona tylko wykorzystała pracę innych.
Nie czas był jeszcze na rozważania. Magiczna energia wciąż przemieszczała się w żyłach z ogromną energią. Meg wstała, unosząc niewielką bryłkę, która dotoczyła się do niej aż z osypiska. Rzuciła nią o ziemię, wypowiadając magiczną formułę i unosząc dłonie. Pył, ziemia i kawałki kamienia uniosły się wraz z nimi i poczęły formować w spore, twarde jak skała pociski. Czarodziejka wykrzyczała ostatnie słowo, rozwierając ramiona i wypuszczając zaklęcie, które choć proste w założeniu, z mocą tego pomieszczenia mogło być nawet śmiertelnie niebezpieczne dla uciekającego szkieletora, w którego pociski pomknęły. Megara wiedziała, że trafią bezbłędnie. |