Wątek: Tysiąc Tronów
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2010, 16:03   #40
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Gdy doker poczuł, że natrafił rękami na coś, co mogło być zanurzonym krasnoludem, pochwycił to obiema rękami i z całej siły pociągnął. Raz i drugi... Degnar prychając i głośno sapiąc wynurzył się na powierzchnię z błota, w którym ugrzązł. Jost zaciągnął go do łódki i pomógł wgramolić się przez niską burtę. Potem sam podciągnął się na rękach i przerzucił ciało, tak że znalazł się na pokładzie.
Tylko Moczarnik Jekil nie wylądował w cuchnącej wodzie. Z fascynacją przyglądał się walce toczonej przez swoich klientów z olbrzymim wężem. Sprawiał wrażenie, że trzyma stronę gada.
- Pieprzony dziwak - mruknął pod nosem Jost, gdy Jekil ucieszył się z faktu, iż obślizgła bestia zdołała ujść z życiem.

Wieczór nie należał do najprzyjemniejszych. Pół dnia spędzonego w łodzi, w przemoczonym ubraniu, bez możliwości ogrzania się i wysuszenia, z na przemian gadającymi krasnoludem i przewodnikiem, źle wpłynęło na psychiczną i fizyczną kondycję Josta. Owinięty w płaszcz, siedział przy marnym, dającym niewiele ciepła ale obficie dymiącym ognisku, jakie udało się im rozpalić, pociągał nosem i usiłował wysuszyć buty. Reszta ubrania już w miarę podeschła, była tylko potwornie brudna i cuchnęła mułem. Ale co na tych bagnach nie cuchnęło? Jekil określił zapach jako dobrze wpływający na drogi oddechowe i udrożniający krtań. Jost nie miał sił komentować.

Jeszcze jeden dzień spędzony na łodzi i dotarli w pobliże świątyni, w której kilka lat wstecz Osric Falkenheim uratował chłopca. I przez ten fakt, Jost miał teraz katar i facjatę pogryzioną przez komary. Parszywy świat! Miał ochotę zabić chłopaka, którego nigdy na oczy nie widział, co byłoby zgodne z obietnicą złożoną łowcy czarownic. Jego zresztą też miał ochotę zabić. Podobnie jak ględzącego o paprotniku mszystym i zaletach moczenia nóg w mule, Jekila. Doker kichnął, wysmarkał nos i wylazł z łodzi, aby resztę drogi pokonać pieszo. Jedynym pocieszającym go w tej sytuacji faktem, było to, że idąc mógł gapić się na zgrabne tyłki podążających przed nim dziewcząt. Chyba że akurat widok przesłaniała mu pokraczna, baryłkowata sylweta Degnara.

Po jakimś czasie dotarli w końcu do ruin. Wznosiły się one na niewielkim pagórku, zewsząd otoczonym bagnami. W przeszłości musiała to być jakaś budowla obronna, sądząc po zwalonych murach i masywnych, zrujnowanych wieżach. Jakie było jej przeznaczenie, tutaj w środku bagien, nawet Jekil nie wiedział.

- Chyba nam Ranald nie sprzyja
- mruknął Jost na widok ruin. Z okien w dwóch wieżach, tych po północnej stronie, sączyło się światło. Słychać też było przytłumiony przez odległość, monotonny zaśpiew. W ruinach ktoś był. Wyglądało na to, że historia się powtarza. Jakie rewelacje tym razem wynikną ze starcia w ruinach, zastanawiał się Jost, podchodząc wraz z innymi coraz bliżej, bo co do tego, że do starcia dojdzie, nie miał żadnych złudzeń.
 
xeper jest offline