Wątek: Tysiąc Tronów
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2010, 18:27   #41
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Soe przyjrzała się krytycznie świątyni.
- Mogę iść na zwiad. Od strony zachodniej, na murach na pewno nikogo nie spotkam. W mieście poruszać się umiem, ale tu... Może ktoś zna takie tereny lepiej?
Krasnolud wzruszył ramionami. Każda propozycja nie zmuszająca go do wyjścia tam na przedzie wydawała mu się dobra.
- Zwinnaś jest i niewyrośnięta. Nawet jak taką młódkę tu ujrzą, to niechybnie za bagienną zjawę wezmą abo inną ruchałkę. Jak dla mnie, to lepszego wyboru nie ma.

Złodziejka z pewnym trudem przekradła się na zachodnią część piaszczystej góry. Widziała wszystko całkiem dobrze, przynajmniej na kilka metrów od siebie - dalsze obserwacje utrudniała mgła. Na szczęście - potencjalnym obserwatorom także. Dotarła do podnóża osypiska i zwinnie wdrapała się na górę, wybierając co większe kamienie. Tu też musiała się zatrzymać. Na ciemnym dziedzińcu ujrzała pięć postaci ustawionych w okrąg. W środku znajdowało się coś, co przypominało studnię lub po prostu dziurę w ziemi. Śpiewali coś w niezrozumiałym języku. Wszyscy mieli wielkość i posturę człowieka, ale była prawie pewna, że jeden z nich miał na plecach coś wyglądającego jak przerośnięte nietoperze skrzydła. U innych nie dojrzała żadnych charakterystycznych cech, ale nie była też w stanie dojrzeć nic poza ogólną sylwetką. Do północno-wschodniej wieży prowadziły drzwi, ale wejście do północno-zachodniej było gruzowiskiem, w którym ktoś po prostu zrobił przejście. Nie dojrzała ze swojej pozycji nic więcej, na murach nie było żadnych wart, ale nie znaczyło to, że nie czają się gdzieś na wieżach, gdzie łatwo mogli się ukryć pośród kamieni. Wróciła do reszty, opowiadając o tym, co zobaczyła.

- No to masz babo placek - skwitował raport zafrasowany khazad. - Jak na moją głowę, to winniśmy się podzielić. Ci, co miotać z dala mogą, niech przejmą jedną wieżę i ostrzelają tych na dole, a reszta wtedy wpadnie przez mur młócąc żelastwem i biorąc ich w kleszcze. Ino na gacka trzeba będzie uważać. Zawsze to może być wąpierz albo inna twarda cholera. Kołek ktoś ma może?
- A cóż za problem z kołkiem
- odparł Jost i wyciągnął sztylet. Chwycił za gałąź rosnącą tuż obok niego osikę i odciął kawałek długi gdzieś na łokieć. Potem zastrugał go z obu końców. - O i gotowe. Osikowy, ponoć najlepszy. Na wąpierza jesteśmy przygotowani. Ja strzelać nie będę, chyba że palcami. Ale do pomysłu się dołączam. To z pewnością jacyś kultyści. Cóż za zbieg okoliczności...
- Kultyści czy inne plugawce, mi tam jedno. Widać, że gusła tu jakieś czynią, więc pewnikiem ze spaczonym chłopięciem w komitywie są. Ino jeden problem widzę - krasnolud otaksował wzrokiem dostępny kompanii oręż. - Chyba kapkę brakuje nam w kompanii strzelców... Widać, trza będzie jednak plugawców poszczerbić w sposób klasyczny, znaczy się żelastwem przez łeb.

Nastia pokręciła głową.
- Ja w bliskim starciu jeno walczyt' umiem, musimy więc zdat' się na zaskoczenie. Można spróbowat' ich otoczyt', ale nie ma pewnosci, czy więcej ich po wieżach nie siedzi. Tych skrzydlatych zwlaszcza. A może to demon jaki albo insze diabelstwo? - Ścisnęła wisior, zdobiący jej dekolt.
Soe wzruszyła ramionami.
- Nie musimy lecieć tam wszyscy z wyciągniętą bronią. Jak zaczniecie w tym swoim metalu na mur wchodzić to was usłyszą, nawet jak będą wrzeszczeć. Mogę się wspiąć na północno zachodnią wieżę, mógłby ktoś iść z nami. W końcu śpiewać przestaną i się porozchodzą, pojedynczo będzie ich łatwiej wyłapywać. Wtedy część może zaatakować od muru, a część od wieży. Strzelec ze mnie żaden, mogę tylko rzucać nożami. Trzema.
Wyjęła je z butów i wsadziła za pasek, skąd łatwiej było sięgać.
- To ja pójdę z Tobą - zaproponował Jost. - Nie powinienem mieć problemów ze wspięciem się na mur. A rzucać w nich też mogę. Kamieniami.
Szlachcianka oparła dłoń na rękojeści szpady.
- Ja wolę zostat' na dole, bardziej użyteczna tak będę.
- Toż na kultystów jakiś wyglądają a na pewno mutantów. Na Sigmara ileż się słyszało, iż oni złe moce przywołują. Teraz tez pewnie tak jest. Nie zamierzam czekać, aż śpiew swój zakończą, bo nie wiadomo co z tego wyniknąć może, z pewnością zaś nic dobrego. Kto wroga z dala razić może niech się przygotuje i wynajdzie jakieś miejsce do tego zdatne. Wtedy na ich znak ruszymy. Ja środkiem, bo z tego co widzę jestem najpełniej chroniony, zaatakuję tego ze skrzydłami. Po mojej prawej Degnar reszta niech sobie wybierze pozycje w szyku jaką woli. Idziemy ławą. Jak do szarży konnej. Tak jak w niej pamiętać aby pilnować towarzysz po lewej.
- Ja mogę strzelać – odezwała się wreszcie wtrącając Dziewczyna. Skrzywiła się przepraszająco, wysłuchując planów towarzyszy zapomniała, że większość czynionych przez nią komentarzy była dla nich niesłyszalna. Wyciągnęła z torby wąskie zawiniątko – Tylko przy tym świetle trafienie może się okazać ciężkie.
- Wyszukaj zatem sobie jakaś pozycję na znak którym będzie wystrzelona przez ciebie strzała ruszymy.
Stwierdził Cohen sprawdzając swój sprzęt i zaglądając do zapasu szarpi.

W odpowiedzi Dziewczyna kiwnęła głową na zgodę. Szybkimi, sprawnymi ruchami rozwinęła pakunek i naciągnęła cięciwę na znajdujący się w środku krótki łuk.
- Na cóż więc dalej zwlekać? - krasnolud splunął w dłonie, ważąc w nich połyskujący wilgocią topór. - Pora poszczerbić kilku plugawców! Coś czuję, że będą o tej bitce jeszcze potomni przy ogniskach prawić!
- Ta... Jak ktoś opowie o naszych mężnych czynach popełnionych na tych przeklętych bagniskach, w przypadku gdybyśmy wszyscy polegli w jakże słusznej sprawie - Jost rozgniótł kolejnego komara na czole. Naciągnął głębiej czapkę na głowę i dziarskim krokiem ruszył w stronę ruin.
Nastia wyjęła powoli szpadę z pochwy. Uśmiechnęła się.
- Sama ja o niej zaspiewam! Chodzmy zatem, póki oni skupieni na rytuale czy tam modlitwie.
Soe głębiej nasunęła kaptur na czoło.
- Tylko nie naróbcie rabanu, wciąż mogli kogoś pozostawić do pilnowania. Dziewczyno, idziesz ze mną? Z wieży będzie dobry strzał.
 
Lady jest offline