Wątek: C E L A
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2010, 21:00   #40
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Przypadł do Jill gdy osunęła się na kolana targana suchymi torsjami. Po chwili padła nieprzytomna, a Josh zaklął cicho pod nosem. Dotknął szybko czoła i szyi, przyłożył głowę do piersi. Oddychała, a tętno było wyczuwalne. Uspokoił się nieco. Gdy usłyszał głos Lechnera z trzeszczącego głośnika, wiedział że dla doktorka lepiej by było aby nie spotkali się więcej twarzą w twarz. Pogładził policzek Jill i uśmiechnął się w duchu do swoich myśli. Szalony błysk w oczach doktorka, który pamiętał z pierwszego spotkania już nie wypuści z pamięci. Obserwował ich na bieżąco, musiał być w tym budynku. Spotkamy się panie doktorze. Wpadniemy z siostrą na rodzinną wizytę. Już wkrótce.

Nie mógł niczego zrobić. Nie mógł jej pomóc. Miał nadzieję tylko, że Lechner nie łgał i że wkrótce jej przejdzie. Że jej organizm zwalczy to co zaaplikował ten sukinsyn, podczas swojej zabawy. Siedział przy niej w kucki nieruchomo i wpatrywał się w monitory. Lechner ich odciął, także od maniaka z maczetą. Przyglądał się Jill, jej oddech wyrównywał się.
Wreszcie otworzyła oczy i podniosła się z niewielką pomocą. Gdy powiedziała co należy zrobić, zmrużył tylko oczy, spodziewał się właśnie takiej reakcji. Nie ma się co oszukiwać, to Jill była silniejsza w rodzinie. Zawsze tak było i Josh zaakceptował to dawno temu. A więc polowanie. Wyciągnął z kieszeni butelkę, którą znaleźli jeszcze na dole. Marna namiastka broni, ale na początek musi wystarczyć. Przypomniał sobie też o telefonie w kieszeni. Siostrze już o nim powiedział, zerknął na Chrisa i zdecydował szybko.
- Znalazłem w sterówce. Bateria zdycha i niema zasięgu. Zresztą według mnie to i tak lipa.
Zaraz uśmiechnął się krzywo i zastanowił chwilę:
- Ciekawe ile grupek nasz Doktor Lechner przerobił w tych podziemiach. Pewnie dość sporo bo inaczej Maczeta by z głodu zdechł. Milusi z niego człowiek, ciekawe czy jego też nakarmił Sumieniem. Może to taki jego wzorzec do którego dąży? – parsknął cicho śmiechem. W sumie byli chyba na dobrej drodze, może zamiast polować na niego należałoby się z nim zaprzyjaźnić?

Większość pomieszczeń była pusta… prawie pusta. W każdej z cel znajdujących się na parterze ustawiono na podłodze lalkę przedstawiającą klauna. Choć jego uśmiech miał za zadanie rozbawiać ludzi, w takich okolicznościach mógł jedynie przyprawiać człowieka o gęsią skórkę. Co gorsza gdy Josh wiedziony przemożną chęcią kopnął kukłę, ta roześmiała się głośno i krzyknęła:
„ Zabawmy się! Podajcie ręce dzieci i zatańczmy w kółeczku!”

Znaleźli kilka przydatnych rzeczy. Apteczką zaopiekował się Chris, opatrując swoją ranę na udzie. Josh przez cały czas nie odzywał się. Zastanawiał go starzec z szachami. Partyjka za nietykalność? Pan Lechner modyfikował zasady. Sprawdzał ich, testował. Najpierw współpraca, a teraz jawne odwrócenie się zadkiem do towarzyszy. Nigdy nie lubiał tej gry, za mało... akcji.

Zaopiekował się butelką z benzyną. Zaraz odtargał kawałek rękawa z kombinezonu szkieletu znalezionego w jednej z cel i wepchnął do szyjki butelki. Obrócił ją na chwilę do góry dnem, tak aby zdążyła nasiąknąć dobrze. Broń nieporęczna, ale Josh niemalże zamruczał jak kot przyglądając się skończonym zabiegom. Kolejne dwie karty do kolekcji, celi o numerze 77 po drodze jednak nie znaleźli.

Gdy opuszczali parter wychodząc po schodach znajdujących się na rogu korytarza usłyszeli hałas dochodzący z pomieszczenia kontrolującego kraty w podziemiach. Ich przeciwnik, kolejna przeszkoda na drodze do wolności był tuż za nimi. Choć było to zapewne złudzeniem, wszyscy zobaczyli jak od strony uchylonych drzwi, za którymi był psychol, bije tajemniczy ciemny blask, jakby to co nadchodziło było stworem z otchłani piekielnych, a nie zwykłym popieprzonym człowiekiem. Zaraz potem skazańcy poczuli obrzydliwy smród rozkładającego się mięsa. Iluzja czy nie, było to wyjątkowo nieprzyjemne.
Odór śmierci był bardzo realny. Tak realny, że razem z ciemnym blaskiem tworzył całość w którą można było uwierzyć. No tyle tylko, że chodzące trupy z maczetą nie istnieją, prawda? Zbiorowa halucynacja? Bo przecież po reakcjach Jill i Chisa widział, że oni też dostrzegli to coś. Lechner mówił, że chce aby poczuli strach. Josh uśmiechnął się krzywo i zmrużył oczy. Trzeba było przyznać, że starał się. Przez chwilę efekty specjalne towarzyszące Maczecie naprawdę robiły wrażenie. Tyle tylko że trafiła mu się popieprzona zdrowo grupka, a Brunson zastanawiał się czy to dobrze czy źle. W każdym razie ścisnął mocniej butelkę w ręce i przygotował zapałki. Ciepłe dreszcze podniecenia zaczęły już krążyć po jego ciele. Fire walk with me! Zaczął się wycofywać w stronę dziedzińca. Rozproszyli się tak aby Maczeta nie miał łatwego wyboru. Płomyk zapałki błysnął i po chwili materiał w szyjce zajął się Ogniem.
 
Harard jest offline