Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2010, 23:02   #25
Hellian
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Batyskaf zrobił się jeszcze mniejszy, a smród w nim panujący zdecydowanie zwielokrotnił swą siłę. To wszystko w czasie tych dziesięciu minut, których jednak nie dało się w całości wypełnić rozmową z Nadią. Ale gdy tylko wskazówki zegara przesunęły się na właściwie miejsce, bo wspinając się na wyżyny swojej cierpliwości śledziła je równie uważnie jak komunikaty napływające od Kano z platformy i od Evrosa z kutra, Aspazja z ulgą oznajmiła wszystkim przez skrzekotkę, że wchodzi na platformę.

Evros oczywiście protestował. Wiedziała, że musi. Takie były obowiązki, które przyjął na siebie wraz z funkcją. Niemniej sprzeciw nie podziałał. Na jedną planetę przypadał tylko jeden raz, kiedy mogło się to udać. Każdy ma swoje zasady.
Nadia i Soren również opuścili łódź podwodną.

***

Było ciemno, cicho i zimno.
Oni sami szeptali i starali się nie hałasować chyba nie tylko ze względów bezpieczeństwa, ale i dopasowując się do atmosfery miejsca. Gigantyczna metalowa konstrukcja przywodziła baronównie na myśl śpiące snem zimowym morskie zwierzę. Nie opuszczał jej niedorzeczny pomysł, że hałas może je obudzić.

Kopnięty przez nią metal rozbrzmiał prawdziwą kakofonią dźwięków.
- Ups… Przepraszam – to było jak hałas w świątyni proroka w trakcie uroczystego nabożeństwa. Wspólnota potępiających spojrzeń. Szczęśliwie nie obudziła stalowego potwora.
A jednak tam gdzie mieli dach nad głową nie wzniecali tumanów kurzu, nie strącali pajęczyn. Życie musiało tu czasem wracać.

Już miała całkiem głośno, łamiąc ogólnie przyjętą konwencję wyrazić dezaprobatę dla nudy tej wycieczki, kiedy pod Evrosem załamała się podłoga. Prawdę mówiąc wcześniej Aspazja nawet nie zauważyła, że metal pod ich stopami ustąpił drewnu.
Spadł z niedużej wysokości. Słyszała jak wstaje. Potwierdził, że nic mu nie jest.
-Czyżby czas na dietę? – zapytała miło nachylając się nad czarną dziurą. I wtedy rozległ się donośny, gardłowy okrzyk.
-Mózg!
Aspazja błyskawicznie wysunęła z pochwy jatagan. Nieznośny szlachecki nawyk, który sprawiał, że zawsze najpierw myślała o broni białej.
- Skorupy – wyszeptała i była w tym pewna fascynacja. Na wpół martwi, którzy jednak poruszali się, atakowali i zachowali szczątkowe zdolności umysłowe. Choroba, której biologicznych podstaw nie dało się do końca ustalić albo boskie przekleństwo. Choć nie słyszała, żeby cofały się przed modlitwą albo świętym artefaktem. Były silne, wolne i niezbyt zręczne.

Szykowała się do zeskoku poziom niżej, kiedy usłyszała ruch przed sobą. Trzy sylwetki. W tej chwili poruszały się ociężale i jakby bez celu. Natychmiast zgasiła swoją latarkę. Trzech to sporo, miała otwartą drogę ucieczki, ale przecież nie mogła zostawić Evrossa i przegapić zabawy. Mało widziała, ale nastawiła się na korzystanie z szóstego zmysłu. Sekundę wahała się czy nie zmienić broni, mogła strzelić, ale musiała być precyzyjna, ból nie powstrzyma skorupy, zresztą nawet strzał prosto w serce nie zabije jej od razu.

Poruszały się karykaturalnie, nierytmicznie, jakby ich kończyny były nieproporcjonalne a tułowia za długie. Wiedziała, że to skutek częściowego paraliżu układu nerwowego. Kiedyś byli zwyczajnymi ludźmi. Zapewne dawno. Straszny koniec.

Aspazja zapaliła mniejszą, kieszonkową latarkę ukrywając dłonią jej światło, a potem pchnęła przedmiot w kierunku dużej sterty pustych, ciężkich metalowych beczek. Potoczył się dość cicho, bądź co bądź, po drewnie.


Liczyła na to, że skorupy ruszą w stronę światła, a ona zyska sposobność do precyzyjnego ataku, takiego, który zetnie jednej z nich głowę. Potem miała zamiar uciekać, zygzakiem między beczkami w kierunku schodów, które musiały być gdzieś przed nią i prowadzić w dół, do Evrosa. Była dużo szybsza od skorup, więc powinna je wyprzedzić. Przy schodach chciała sama się ukryć, a pogoń znowu oszukać światłem lub hałasem. Tak żeby weszły na schody, oby wąskie tak jak te prowadzące na wieżę wiertniczą. Zetnie głowę skorupie z tyłu i kopniakiem zwali obie. Potem dokończy dzieła.

O ile wszystko pójdzie zgodnie z tym śmiałym planem.

***

Na trik z latarką skorupy się nabrały. Ich „świeci” brzmiało bardziej przerażająco niż „mózg”. To drugie oznaczało jedynie apetyt, pierwsze wskazywało na jakąś pochodną ciekawości, ludzką część tego okropieństwa.
Ale głowa miała i tak polecieć.
Wszystkie skorupy zwrócone były tyłem do baronówny i nie zauważyły jej szybkiego cięcia. Od dołu, z dużą siłą, precyzyjnie i skutecznie, niczym na lekcji szermierki. Głowa jednej ze skorup wielkim łukiem odleciała gdzieś w kierunku czarnej dziury. Gęsta, ciemniejsza niż ludzka krew wytrysnęła niczym z fontanny brudząc wszystko wokół, łącznie ze skafandrem i twarzą Aspazji.
Oczywiście pozostali napastnicy zauważyli baronównę. Ciekawość ustąpiła przed apetytem. Szlachcianka z łatwością uniknęła nieskoordynowanych ataków. Miejsce jej sprzyjało, beczki, puszki pod nogami, stare przewody i rury - ona mijała je znacznie zręczniej.

A potem po prostu miała szczęście. Bezgłowy trup, co nadal stał na nogach, zaatakował swojego. Plan baronówny uległ zmianie. Jeden do jednego to korzystny układ i nie potrzebowała schodów do stoczenia tej walki.

„Wolna” skorupa próbowała ją dopaść, lawirując miedzy przedmiotami Aspazja zwiększyła dzielący je dystans, dzięki czemu miała czas wskoczyć na jedna z metalowych beczek. Z góry łatwiej jej będzie zaatakować.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie

Ostatnio edytowane przez Hellian : 22-09-2010 o 00:27. Powód: opis walki
Hellian jest offline