Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-09-2010, 00:25   #4
Vivianne
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Mimowolnie, na moment spuściła wzrok. Po chwili jej oczy znów powędrowały ku twarzy mężczyzny na której widniał zadziorny uśmiech. Chyba w tym momencie, patrząc na bądź co bądź przystojnego faceta coś w niej pękło. Nie mogła uciec, opierać się, nie miała szans. Dlaczego by więc nie wykorzystać sytuacji w jakiej się znalazła...?
- Jesteś bezczelny, wiesz?

- Nie moja wina. Wiesz, jak trudno trzymać taką bestię na wodzy?- tak, był bezczelny, i to jak!

- Pochlebiasz sobie - prychnęła jakby od niechcenia.

- Naprawdę?- uniósł brew zaciekawiony- Proszę, spróbuj więc nad nim zapanować, jeśli to takie proste! Ale ostrzegam, strasznie wierzga.- wspomniałem, że Michael bywał bezczelny jeśli chodzi o sprawy seksu?

- Bezczelny i pewny siebie - stwierdziła cicho nie odwracając wzroku od jego ciemnych oczu - a wydawał się być taki miły i niewinny - kontynuowała. Oddech miała ciężki i niespokojny. Nie spodziewała się po sobie takiej reakcji!

- Och, dalej mogę być miły. Chcesz się przekonać?- przycisnął Rose mocno do siebie, jednocześnie masując dłońmi jej plecy i „przypadkiem” ocierając się o nią swą męskością.

- Teraz udowadniasz, że dalej możesz być bezczelny - uśmiechnęła się zadziornie. - Cholera, rzuciłeś na mnie jakiś urok czy co? - zapytała całkiem serio. - Chyba, że masz taką zdolność do przekonywania, ale wątpię. Albo moja podświadomość asekuracyjnie wybiera mniejsze zło.

- Urok. Wiesz, to kwestia... magicznej pałeczki- parsknął śmiechem, dobierając się do zapięcia jej stanika. Jego ręce zsunęły się w dół, wsunęły pod sukienkę, a następnie ruszyły ponownie w górę, tym razem wraz z materiałem, odkrywając nogi Rose.

Zaśmiała się cicho. Nie dowierzała temu, co się dzieje. Paranoja - przeleciało jej przez myśl. Później, w ułamku sekundy, bez najmniejszego ostrzeżenia wpiła się łapczywie w usta mężczyzny zarzucając mu ręce na szyję.
Michael oddał pocałunek, jednocześnie zajmując się zapięciem stanika swojej kochanki.
- Dlaczego ja? -oderwała się na chwilę od ust mężczyzny. W głosie nie było słychać strachu czy żalu, teraz było to zwyczajne pytanie. Dziwne pytanie, ale chciała poznać odpowiedź. - Kazał Ci przyjść akurat do mnie czy to Twój własny... wybór?

- Zasmucisz się, ale kazał mi. Podejrzewam, że uznał Cię za najbardziej delikatną... albo po prostu chciał, żebym się zajął damą w sukni. Wiesz, dodatkowy efekt psychologiczny. Ale proszę, nie mówmy o tym, mamy znacznie przyjemniejsze rzeczy do roboty- uśmiechnął się, całując Rose w policzek.

- Czemu niby miałabym się zasmucić? - uniosła pytając brew. - Po raz kolejny strasznie sobie pochlebiasz, wiesz? Poza tym, uważam, że rozmowa...- zastanowiła się chwile - w cholerę z tym! Zrobiła krok w tył, dotknęła plecami ściany. Dłoń Rose zjechała z jego szyi, po umięśnionym ramieniu, do dłoni. Pociągnęła go lekko w swoją stronę. Jej minę można było uznać za...zachęcającą.

- Bo ta sytuacja nie jest tak romantyczna, jak mogłaby być- pozwolił się pociągnąć, zbliżając się do Rose- przypuszczam, że wolisz mnie jako człowieka?- jego mina wyrażała minimalny zawód.

Wybałuszyła oczy, przez chwilę nie wiedziała co odpowiedzieć na ostatnie słowa Michaela. - Dziwne pytanie - odpowiedziała w końcu głupio.
- Ha, i naprawdę myślałeś...przyszedłeś tu z zamiarem... i myślałeś, że będzie romantycznie? Nie wierzę.

- Hmmm...- Slave zamyślił się- wiesz, romantycznie to nie jest do końca to słowo, które opisuje moje pierwotne intencje. Ale nie sądziłem też, że będziesz aż tak chętna...- prowokacyjny uśmieszek odsłonił jego białe zęby.

Otworzyła usta, w zdziwieniu przyglądała mu się chwilę. Zaśmiała się nerwow. - Chętna - powtórzyła przygryzając wargę. - A może po prostu, staram się nie myśleć, odciąć się od siebie samej, bo muszę zrobić coś czego tak naprawdę robić nie chcę. Nie przeszło Ci to przez myśl? - zapytała zupełnie serio smutniejąc lekko.

- Wybacz- lew także wyraźnie posmutniał- trudno mi uwierzyć, że kobieta która sama mi się domaga pocałunków i wybucha śmiechem jest zmuszana w jakikolwiek sposób. Jeszcze raz proszę o wybaczenie, zapomniałem się.

- Nie przepraszaj - pogłaskała go po twarzy. - To przecież nie Twoja wina. Tak myślę. Nie wiem czemu, ale chyba Ci wierzę - odwróciła na chwilę wzrok - i ufam - powiedziała zaraz bardzo cicho. - Nie wyobrażasz sobie jak często kobieta musi coś udawać, żeby postąpić słusznie. Nie to chyba nieodpowiednie słowo. żeby wybrać mniejsze zło - znów spojrzała w jego oczy.

- Wybacz, ale nie rozumiem, o czym teraz mówisz- Michael pokręcił lekko głową- i nie wiem, czy chcę zrozumieć- w jego oczach tlił się dziwny smutek.

- Nieważne - pokręciła głową, próbowała się uśmiechnąć. Nie wyszło. - Dlaczego - zaczęła powoli - dlaczego jesteś smutny?

- Myślę, że do tej pory liczyłem na to, że będziemy to wszystko robić dobrowolnie. Wiesz, Rose... mógłbym Ciebie pokochać, naprawdę. Ale boję się, że Ty nie mogłabyś powiedzieć o mnie tego samego. Nie w tym obrocie koła fortuny.

Zaśmiała się smutno. -Pokochać? Nie mów tak. Działasz pod wpływem emocji, chyba sam do końca nie wiesz co mówisz...

- Nie, naprawdę. Wierz mi lub nie, ale mam swój honor. Nie należę do tych facetów, którzy po wszystkim odchodzą bez słowa i traktują kobiety jak szmaty. Kobiecie należy się szacunek, zawsze i wszędzie.

- Szacunek - dobre słowo. Szacunek, nie miłość. To zupełnie różne rzeczy - na twarzy Rose pojawił się delikatny, jakby pocieszający uśmiech. - Cieszę się, że mogę liczyć na szacunek z Twojej strony.

- Tak, ale komuś, z kim się współżyje należy się więcej niż szacunek. Inaczej tracimy człowieczeństwo. Nawet zwierzęta łączą się tylko wtedy, gdy czują się przy sobie naprawdę dobrze.

- Jesteś taki... naiwny - stwierdziła. - Nie odbieraj tego źle, to komplement. Ale Ty nie masz wyjścia, nie robisz tego z własnej woli... nie mówmy więc o uczuciach i emocjach, które znajdują miejsce w normalnym życiu.

- Naiwny? Nie wiem, dla mnie to kwestia honoru. Powiedz, nie wolałabyś, żebym Ciebie pokochał? Naprawdę szczerze, mocno? Nie wolisz zrobić tego z osobą, dla której nie jesteś tylko ładną dziewczyną? Powiedz mi, proszę, powiedz mi szczerze.

- Cholera, Michael! Nie możesz mnie pokochać ot tak, teraz na zawołanie nie znając mnie, nic o mnie nie wiedząc. To niemożliwe! - przymknęła oczy - możesz tak mówić, ale sam doskonale wiesz, że będzie to kłamstwo. Tylko kłamstwo, które ma na celu zmniejszenie Twoich wyrzutów sumienie i próbę zachowania moralności.

- Nie- pokręcił głową, powoli, stanowczo- masz rację, nie znam Cię, ale naprawdę mogę Cię pokochać. Mogę się o Ciebie troszczyć, wstawiać się za Tobą, chronić Cię z całych moich sił. Na Ziemi żyje kilka miliardów ludzi i zasadniczo każdy może pokochać każdego. Jedyny warunek to chęć obu stron. Zazwyczaj pojawia się ona po dłuższej znajomości i owszem, tak jest lepiej. Ale wierz mi, jeśli tylko pozwolisz mi się pokochać, to zrobię to. Nie widzę powodu, dla którego nie miałbym Cię kochać. Po prostu go nie widzę.

Kiwnęła głową, nie chciała ciągnąć tego tematu. - Proszę Cię, niczego nie obiecuj, nie teraz. Po prostu nie. Dobrze?

- Postaram się.

- Dziękuję - powiedziała szczerze. Spuściła zaszklone oczy, nie chciała znowu płakać. Przytuliła się do niego mocno. Chlipnęła, miała nadzieję, że nie słyszy.
Michael objął ją mocno i przycisnął do swego nagiego torsu.

***

Nagie ciało przy nagim ciele, ostrożne ruchy, przygryzione wargi. Czuli się dziwnie, robili wbrew sobie coś, czego nie chcieli, a jednocześnie obydwoje wydali na to zgodę. Powstrzymywali swe jęki, instynktowne wyrazy czułości, pocałunki. Z czasem rytm ich złączonych ciał przyspieszył, wybijany przez szalone bicie serca. Obydwojgu wyrwały się głębokie westchnięcia, ręce bezwolnie objęły drugą osobę, nogi Rose same z siebie owinęły się wokół męskich bioder, gdy ta wmawiała sobie, że to nic.

W końcu nadeszło apogeum, przy akompaniamencie odgłosu rozkoszy stłumionego gorącym, głębokim pocałunkiem i miękkości sierści. Pazury znikąd wysunęły się i przejechały po kobiecych plecach, pozostawiając cienkie, czerwony linie na białym ciele.

- Sierść?! - zareagowała natychmiast, a reakcją było coś pomiędzy szokiem a przerażeniem.
- Co... ale?! - W oczach Rose widniał strach i wzburzenie. Dość niecodzienny widok w "takich" momentach. Położyła otwarte dłonie na włochatej piersi stworzenia, które jeszcze przed chwilą było człowiekiem. Próbowała go odsunąć. Lew jednak ani drgnął.

Slave mocno sapał, odpoczywając po przeżytym orgazmie. Spojrzał półprzytomnie na dłoń Rose, potem na własną sierść i uśmiechnął się przepraszająco - Wybacz. Jak mówiłem, to moja prawdziwa forma. Czasem, kiedy jestem zły zmieniam się w nią mimowolnie. A teraz... zapomniałem się. Przepraszam.

- Zły? - zapytała natychmiast wciąż zszokowana widokiem.

- Tak, ale nie tylko. Zmieniam się w chwilach wielkich emocji, przeżyć. Gdy jestem zły, wściekły, pełen energii... jak teraz widziałaś, często zdarza mi się to podczas szczytowania- starał się zahamować rumieniec uśmiechem.

Niesłabnący dotąd opór, jakim starała się odsunąć go od siebie jakby trochę zmalał. Patrzyła an stworzenie, która miała przez sobą pełna sprzecznych emocji. Po chwili, nie wiedziała ile właściwie czasu minęło, jej ręce znalazły się na twarzy lwa, w jego włosach...grzywie. - Wiem, że prosiłam, żebyś nic nie obiecywał... wiem. Ale nie zostawiaj mnie samej.

- Obiecuję, że Cię nie zostawię. Będę się o Ciebie troszczył, zawsze.

Uśmiechnęła się. Zaraz po tym wyczerpani opadli na ziemię. Wtuliła się w niego jak dziecko pełne bezgranicznego zaufania. Głaskała niespiesznie jego kark czując całą sobą ciężki oddech Michaela, który działał uspokajająco.

***

Obudziła się raptownie, uniosła się natychmiast do pozycji siedzącej. Coś jej się śniło, coś strasznego. Nie pamiętała jednak snu. Rozejrzała się po pomieszczeniu.
Nie było go.
Na nogach Rose, leżała zmięta koszula Michaela, która musiała zsunąć się z niej przy gwałtownym ruchu.

(bo w jednym poście się nie zmieściło...)
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline