Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-09-2010, 15:04   #3
Felidae
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Ocknęła się czując piasek w ustach, a ostre światło słońca na chwilę pozbawiło ją zdolności widzenia.
Próbowała oddychać głęboko, ale krztusiła się. Obróciła się więc z wysiłkiem na bok wypluwając piasek i jakieś glony.
Było jej niedobrze, a w głowie huczało jak w ulu. Leżała tak przez dłuższą chwilę łapiąc oddech i zbierając siły.
Ostatnie co zapamiętała, to straszliwa burza, która rozpętała się znienacka i pękający fragment balustrady pod palcami rozpaczliwie próbującymi utrzymać ją na pokładzie. A teraz leżała na jakiejś plaży.

Spróbowała wstać, ale siła ciężkości szybko powaliła ją z powrotem na kolana. Zwymiotowała i po tym o dziwo poczuła się dużo lepiej. Podjęła więc ponownie wysiłek przywrócenia ciała do pionu. Tym razem jednak wolno i ostrożnie. Udało się. Odsapnęła z ulgą i obejrzała się dokładnie. Nie widać było śladów krwi, więc aż tak mocno nie oberwała. Trochę spokojniejsza rozejrzała się zatem dookoła.
Na piasku nie było ciał. Leżały tylko jakieś drewniane, połamane elementyi i dzięki Corellonowi jej dobytek!

Z tego co zdążyła się zorientować znalazła się w jakimś starym, rozpadającym się i opuszczonym porcie, a właściwie stoczni. Co za nora! Wspominając opowieści kapitana doszła do wniosku, że morze wyrzuciło ją na brzegi Cruar’s Cove, miasta, do którego nie chciał zawijać żaden statek.
Postawiła kilka kroków. Lekko kołowało jej się w głowie, ale nie miała już mdłości. Oczyściła więc odzienie, zebrała swoje rzeczy i podążyła w kierunku malujących się na horyzoncie zabudowań.
Nie zaszła jednak daleko. Tuż obok przeżartego zębem czasu i solą morską pomostu natknęła się na grupkę mężczyzn. Działając instynktownie wprawnie ukryła się w cieniu.
Trzech bandziorów napadło jakiegoś podróżnego. Błysnęły noże.

Biedny głupiec - pomyślała kobieta.

Jednak mężczyzna okazał się o wiele bardziej sprawny niż go oceniła. Szybko załatwił jednego z napastników, a pozostała dwójka wkrótce zwiewała gdzie pieprz rośnie.
Nieznajomy ruszył w jej kierunku, ale niebawem okazało się, że i on odniósł w tym starciu obrażenia.
Zwolnił i odsłaniając kurtkę okazał mocno krwawiącą ranę na boku. Mimo, że próbował zatamować krwotok, wiedziała, że nie ma dla niego ratunku.
Mężczyzna znalazł się zaledwie kilka kroków od niej i w końcu ją zauważył. Przez chwilę zdziwienie odmalowało się na jego twarzy potem szybko powiedział:
- Weź ten list - wyszarpnął z tubusa przy pasku zakrwawiony pergamin, kontrastujący z bladością twarzy - i sygnet. Za przysługę zatrzymaj moje złoto, całe... i co jeszcze... chcesz... Ja... Ah! spotkanie jutro w karczmie "Pod Czer..." - Oczy nieznajomego mężczyzny uciekły do tyłu i znalazł się na bruku, w ostatnim świadomym odruchu rozprostowując palce i rzucając pergamin w kałużę błota i krwi.

Ellandriel szybko i uważnie rozejrzała się dokoła. Cholera, nie potrzebowała kłopotów w obcym miejscu. Było jednak pusto, a ciekawość zwyciężyła. Zabrała sakwę podróżną mężczyzny, do której schowała owinięty w jakąś szmatę zabrudzony pergamin i sygnet, który mężczyzna nosił na palcu. Całość ukryła we wnętrzu jej własnej sakwy.

Nie marnowała czasu na przeglądanie jego ubrań i rzeczy osobistych. Była złodziejką, ale nie hieną cmentarną. Poza tym obawiała się, że uciekinierzy będą chcieli powrócić ze wsparciem.
Zamknęła nieznajomemu powieki i krótko powierzyła jego duszę bogom. Potem sprawnie zniknęła w cieniach aby wkrótce znaleźć się wśród zabudowań.

***


Cruar’s Cove nie było marzeniem, ale Ellandriel potrzebowała chwilowo ciepłej strawy, dachu nad głową i chwili do namysłu. A to mogło zaoferować nawet tak mizerne miasto.
Minęła stare i rozpadające się rudery i minąwszy bramę wkroczyła do trochę lepszej części miasta, pytając strażników o możliwość noclegu. Okazało się, że miasto przeżywa obecnie oblężenie pielgrzymów przybyłych na uroczystości ku czci Iouna i wolnych miejsc w tych lepszych karczmach może nie być.

Mimo wszystko postanowiła spróbować szczęścia, nie miała wielkiej ochoty na towarzystwo karaluchów w pościeli.

Znalazła miejsce w samym centrum, w Tawernie Talbooth. Gospodarz zaoferował jej skromny, ale czysty pokój za niewygórowaną opłatę. Szybko dobili targu. Ellandriel zapłaciła za tydzień z góry i dorzuciła jeszcze sztukę złota za możliwość kąpieli.

Gospodarz, mężczyzna gruby jak beczka, o sympatycznej i wiecznie uśmiechniętej twarzy, zaprowadził ją do pokoju kąpielowego, a młoda służka pomogła jej zdjąć odzienie i Sroka nareszcie mogła zanurzyć się aż po szyję w parującej wodzie.
Wkrótce świeża i przebrana w czystą, elegancką odzież pojawiła się w sali jadalnej.

O tej porze dnia tawerna była prawie pusta. Zaledwie kliku gości posilało się przy drewnianych stołach. Mimo tego Ellandriel zauważyła zaciekawienie na ich twarzach kiedy spoglądali na młodą i atrakcyjną Eladrin.
Uśmiechnęła się do siebie i zajęła miejsce przy jednym z pustych stołów dając znak gospodarzowi, że chce złożyć zamówienie. Korciło ją już żeby zajrzeć do rzeczy zdobytych w porcie, ale w brzuchu tak jej burczało, że musiała chwilowo uzbroić się w cierpliwość.
Gospodarz szybko porzucił frapujące zajęcie polerowania szklanek i zbliżywszy się do stołu zapytał trochę zasapany:

- Co podać panienko?

- Podajcie gospodarzu na początek dobrą jajecznicę ze skwarkami, miód, ser, dwie pajdy chleba i dzbanek mleka – odparła Ellandriel – a po małej chwili dodała – Powiedzcie czy w Cruar’s Cove jest jakaś karczma czy tawerna ze słowem czerwony w nazwie?

- O ile mi wiadomo tylko karczma „Pod Czerwoną Jarzębiną” panienko – odpowiedział gospodarz wzruszywszy ramionami.

Znakomicie – pomyślała Sroka – pójdę się tam dziś rozejrzeć.

***


Posiłek był smaczny i suty. Skusiła się jeszcze na kawałek ciasta z jabłkami, wypieku ponoć samej gospodyni. Była zadowolona. Nawałnica na morzu mogła skończyć się dla niej jeszcze gorzej, a tak, miała okazję zobaczyć wcześniej nie widziany kawałek Faerunu i może napotkała na coś ciekawego?
Zamknęła drzwi do pokoju, sprawdziła okiennice i dopiero wtedy wyjęła zdobycze z sakwy.
Sygnet był wąski, na pierwszy rzut oka wykonany ze srebra i ozdabiał go motyw długiego gada o smoczym pysku. Trudno było stwierdzić cóż to dokładnie za zwierzę, ponieważ nie zaznaczono łap, a jego szyja była dość długa.



Obejrzała go dość dokładnie zanim odłożyła na bok. Potem wyjęła chustkę kryjącą pergamin. Niestety ten był bardzo mocno przesiąknięty krwią. Najwyraźniej tubus, w którym nieszczęśnik z portu chował list, miał bezpośredni kontakt z raną. Po mozolnym odcyfrowywaniu liter Ellandriel udało się odtworzyć jedynie mały fragment zapisu.

"(...) Władca Północnej Fortecy nigdy nie żył. (...) zginął u stóp Gatt (...) Świątynny Kryształ wskaże podpowiedź, głupców (...) ższa zagadka niech będzie wskazówką. Na końcu (...) prawdą. Powodzenia Mor (...)"

- Hmmm... niewiele, ale dobre i to na początek – powiedziała cicho do siebie.

Nie chciała się sama przed sobą przyznać, ale ten list obudził w niej ponownie to coś, co ostatnio rzadko się przydarzało. To już nie była zwykła ciekawość. W palcach czuła mrowienie i dokładnie wiedziała, że musi rozwiązać tę zagadkę. Ona na pewno zawierała coś cennego... coś unikalnego. Nie po to aby się wzbogacić, o nie. Chodziło raczej o kolejny sprawdzian umiejętności i chęć zdobywania rzeczy niezwykłych, tajemniczych. Zastanawiała się przez chwilę czy przy pomocy magii można by było wydobyć resztę tekstu. Gdyby była u siebie, wiedziałaby gdzie popytać, a tutaj...

No nic – pomyślała – wszystko po kolei.

Na końcu otworzyła sakwę podróżnego. Oprócz rzeczy osobistych jak koszule, spodnie czy bielizna, racji żywnościowych i sakiewki, odkryła małe pudełeczko.



Wykonane z delikatnie wyprawionej skóry, ozdobione tylko jednym małym, nieznanym jej motywem.
Pudełko było ewidentnie magiczne. Sroka obejrzała je wprawnym okiem, doszukując się pułapek, ale nie znalazła takowych. Otworzyła więc wieczko. Niestety pudełko było puste.
Zaklęła pod nosem. Możliwe, że ktoś bardzo sprytny ukrył zawartość pudełka jakimś hasłem lub inną magiczną sztuczka.

Tak łatwo ci ze mną nie pójdzie – zaśmiała się w myślach.

Odłożyła pudełko na bok i wciąż na nie patrząc zajrzała do sakiewki. Gwizdnęła cicho z wrażenia znajdując w niej ponad 200 sztuk złota, trochę srebra i miedziaki.

Kim byłeś nieznajomy? – zastanawiała się w myślach.

Ukryła sakiewkę, sygnet i pergamin w swojej magicznej sakwie, a pozostałe rzeczy podróżnego spakowała do jego sakwy podróżnej. Musiała się ich gdzieś dyskretnie pozbyć, ale o tym pomyśli później. Ukryła obcą sakwę w pokoju i ruszyła w kierunku schodów. Tymczasem chciała się bliżej przyjrzeć karczmie „Pod Czerwoną Jarzębiną” i pomyśleć co dalej.

***


Gospodę udało się szybko odnaleźć. Zapytani ludzie wskazywali ją bez problemu. Okazało się, że znajduje się przy samej głównej ulicy, całkiem niedaleko od jej tawerny.

Jednak zaraz przy wejściu napotkała na przeszkodę. Wykidajło stojący na zewnątrz powiedział jej prosto z mostu, że nie wpuści jej do środka, ponieważ nie ma w niej miejsc. Przez okna karczmy faktycznie widać było, że trzeszczy ona w szwach i wpuszczenie kolejnego gościa było ryzykowne.

Wzruszyła ramionami i postanowiła zajrzeć jutro z samego rana.

Tymczasem ponownie zgłodniała, a ponieważ ciało nadal było trochę obolałe pomyślała, że powróci do tawerny, zje i porządnie się wyśpi.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline