Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-09-2010, 09:53   #14
Bothari
 
Bothari's Avatar
 
Reputacja: 1 Bothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumny
Uczta rozpoczynała się. Dyskretnie raczono się mięsami i sosami przynoszonymi przez doskonałą służbę. Panowie niemal stawali na głowach, by odpowiednio usłużyć otaczającym ich paniom. Całe szczęście, że było ich wielu. Na tym balu hołdowano starej, doryjskiej jeszcze zasadzie, że mężczyzn powinno być o połowę więcej niż pań, a kawalerów - dwakroć więcej niż samotnych dam. Wszystko po to, by żadna z zaproszonych kobiet nie musiała nawet przez chwilę pozostawać sama i by nie musiała nakładać sobie potrwa, czy nalewać trunków.

Przy stole hrabiego Berlay (obserwowanego dyskretnie przez niemal wszystkich, chyba tylko stół królowej otaczał aktualnie większy mir) trzej dystyngowani dżentelmeni, każdy w swoim stylu, zajmowali towarzystwo. Każdy z nich potrafił jednym gestem pokazać jak wspaniałą jest szlachtą ...
Kapitan Grell nie musiał się nawet starać. Doryjskie obyczaje, nawet jeżeli są zardzewiałe, brzęczą dźwięczniej niż cynazyjskie srebro. Tu konkurowały co prawda ze złotem ...

Pomimo, że każdy z nich mógł poszczycić się oficerskim patentem - nie wspomniano o wojnie nawet w jednym słowie (choć w sugestiach już owszem). Opowiadano anegdotki z życia szlachty, o sztuce (tu szczególną wiedzą i obyciem pochwalił się sam hrabia), modzie, religii, liźnięto temat ostatnich dokonań naukowych. Omijano niewygodny temat polityki, choć raz po raz aż cisnął się na usta. Sprawdzano na wzajem umiejętności posługiwania się słowem i czytania między wierszami. Nareszcie - z zadowoleniem zanotowano, że przy stole siedzi dobra (choć w niektórych sytuacjach deczko niezręczna) szlachta.

Jedynym dysonansem w tej wesołej zabawie, był sługa, który ni stąd ni zowąd przyniósł kartonik z listem dla hrabiego. Ten, przeczytawszy go, uśmiechnął się. - Ot, jest i dobra wiadomość - nie muszę odchodzić od stołu.

Wtedy to królowa zadzwoniła w kielich. Muzykanci przestali grać. Żongler pozbierał marakasy i umknął a na sali powoli opadł szmer rozmów.
- Drodzy przyjaciele - rozpoczęła królowa - Zapewne nie uwierzylibyście mi, gdybym opowiedziała, jak bardzo się cieszę widząc Was tu tak tłumnie. Jest dla mnie prawdziwym zaszczytem gościć tak znakomitą szlachtę. To Wy, nikt inny, tylko właśnie przedstawiciele najgodniejszych rodów Cynazji podarowaliście mi tron i nakazaliście dbać o nasze wspólne dobro. Ten bal, nie jest na moją cześć - a na Waszą. Bawcie się więc, jedźcie i tańczcie. Choćby w ten sposób mogę podziękować Wam za zaufanie i wierną służbę.
Oklaski przerwały królowej. Poczekała aż opadną, obdarzając tłum przyjemnym uśmiechem.
- Nie pójdę w ślady mojego poprzednika i nie będę więcej zawracała wam głowy polityką. Nie oczekujcie na tym balu wręczanych hucznie nagród, czy pokątnie przekazywanych sekretnych misji dla korony. Jeżeli ktoś z mych podwładnych chciałby coś takiego, w moim imieniu uczynić - zabraniam. Niech poczeka do jutra. - parę osób odwróciło głowy w kierunku stolików markizy de Thulley, hrabiny Santezu czy hrabiego Berlay. Z twarzy tej trójki nic nie dało się wyczytać.
- Dzisiaj nakazuje Wam wszystkim zapomnieć o powinnościach względem korony i bawić się, jak na szlachtę przystało.
Hrabia klaskał bardzo entuzjastycznie.

* * *

Co Ona za bzdury wygaduje? Zawsze była trzpiotką. I po co tak naprawdę ten bal? Kiedyż nadejdzie ta północ i objawi nam swoje zamierzenia? Dystyngowanie powachlowała się i bez entuzjazmu przyjmowała hołdy młodzieńca. Są siebie warci. Ten też potrafi tylko przeprowadzać szaleńcze szarże. Gdybyż nie był tak potrzebny ... Mężczyzna zdecydował się uchwycić pod stołem jej rękę. Wyjęła ją naturalnym ruchem i nieco gwałtowniej zamachała wachlarzem, udając przestraszoną. Co za dzieciak. Westchnęła w myślach i wróciła do obserwowania królowej. I cały czas knuje z Rubinsheiem. Zaraz! Co powiedziała? Że nie zgadza się? Dlaczego on nie siedzi przodem!? Na co się nie zgodziła? Najwyższy! No i zasłoniła usta wachlarzem ... Prychnęła zdegustowana. Młodzieniec spłoszył się.

* * *


Orkiestra rozpoczęła kolejny taniec. W przeciwieństwie do figurowego menuetu, teraz miał odbyć się znacznie odważniejszy (choć i tak o całe nieba ustępujący walcowi) gawot. Miano tańczyć w parach i choć odległości pomiędzy partnerami nigdy nie były wystarczające do swobodnej cichej konwersacji, dobrzy tancerze znajdowali metody i na to.

Hrabia pierwszy przeprosił wszystkich i udał się do stolika hrabiny Santezu, którą to zresztą porwał zaraz na parkiet. Za Isabellą naraz stanęli dwaj panowie. Na raz skłonili się - jeden z lewej, a drugi z prawej strony. Z jednej blondyn z drugiej brunet. Przez krótki, bardzo krótki moment baronessa wahała się a potem - z gracją podała dłoń brunetowi. Usłyszano nazwisko - baronet Hershtein.

Pozostałym dwóm paniom też nie dano wytchnienia, słusznie podejrzewając, że na początku balu, wypoczęte, będą mniej chętne do odmawiania. Co ciekawe, żadnej nie poprosił do tańca towarzysz od stolika. Hrabina została poproszona przez starszego już mężczyznę, który z wielką godnością skłonił się przed nią - lord Craxi. Gdyby baronessa była jeszcze przy stoliku w mig zrozumiała by, że hrabina tańczyć będzie z dalszym kuzynem księżniczki Craxi, która włada teraz Belisham. Może właśnie dlatego pani Sherezai nie odmówiła tańca, a wręcz przeciwnie - spostrzegawczy dostrzegli by, że jak na nią było to poderwanie się, niczym żołnierz na rozkaz. Pozostali przy stole byli jednak zupełnie nie świadomi niuansów matrańskich rodów.

W tej samej chwili, bardzo młody i postawny kawaler stuknął obcasami przed Inez. Postawa i zachowanie zwiastowały oficera. Przeczucie nie myliło:
- Porucznik Pierr Toricelli do pani usług. Pierwszą z nich mógłby być taniec, jeżeli tylko pani zechce.

* * *



Inez

Porucznik był dobrym tancerzem, pełnym wigoru. Może nawet troszeczkę za bardzo. W zasadzie jego bardzo bliskie przejścia i niemal otarcia się o partnerkę mogły być uznane za ... końskie zaloty. Kilka słów które udało się z nim zamienić dotyczyły niestety tylko wojny i to tej agaryjskiej. Widać próbował zaimponować swoim męstwem.

Po tańcu zdołała nawet dotrzeć z powrotem do stołu (odprowadzona oczywiście przez porucznika, który zdołał wyartykułować prośbę o wpis w karnecie), ale już nie usiąść. Nadszedł "wice Karolek".
- Miła Pani, czy przypadkiem masz ten taniec jeszcze wolnym? Co prawda całe lata nie szalałem przy walcu ... - ukłon, oczko, uśmiech ... nie dał sobie odmówić.

Rubinshei prowadził doskonale. Trzymał przy tym fason i nie przygarniał do siebie kobiety, tak jak to robili niektórzy młodsi mężczyźni. Każdy jego gest czy ruch był tak czytelny, że nigdy wcześniej nie tańcząca walca kobieta ... płynęła po parkiecie.
- Ten bal jest niezwykle podobny do uniwersyteckiego wykładu, nie sądzisz konfreterko? Jest wykładowczyni, która powiedziała jakie są zasady, są starsi studenci, którzy zastanawiają się teraz czy warto owe zasady łamać. Myślą jaka może być kara i czy warto się jej poddać w razie, gdy magister ich przyłapie. Są i tacy, których w zasadzie interesuje tylko nauka i to, że za ich plecami brać przygotowuje psikusa, tylko ich mierzi. No i są freblacci, zaciągnięci na wykład nie dla nich przeznaczony i czekający na to, co uczynią starsi koledzy. Jest podobieństwo?
Szybka promenada uniemożliwiła odpowiedź, pomimo tego, że przecież twarze partnerów były nie dalej niż na dłoń. Potem obrót, gdy suknia zawirowała i ...
- Wiem, że tak. I wiem, że hrabia strasznie się teraz męczy z tą Matranką. Ja proponuję zastosować się do nakazów wykładowczyni i nie ryzykować nagany. Na poważne rozmowy będzie multum czasu pojutrze. Dziś możemy ... bawić się tańcem
Co ciekawe, Rubinshei zachowywał w walcu większy dystans niż Porucznik w gawocie ...

* * *

Isabell

Hershtein okazał się tancerzem natrętnym co się zowie. Z gawotu próbował uczynić taniec przytulany. Tu reakcja szlachcianki była jeszcze stonowana. Gdy jednak zaproponował bez skrępowania: - Może opuścimy tą salę? Wszak pałacowe alkowy bardziej sprzyjają bliższemu poznaniu ... . Nie zdołał do końca wyartykułować swojej myśli. Klaśnięcie dłoni małej artystki o jego policzek było nieźle słyszalne. Kilka krótkich słów, które rzuciła kobieta odchodząc, już nie, ale ostry ton - owszem. Nim doszła do stolika, jeszcze do żywego oburzona - już stanął przy niej Gunther Felerhar.
- Pani baronesso? Widziałem owo zajście ... Wystarczy, że skinie pani, a gotów jestem orężnie bronić pani honoru. - twarz oficera wyrażała zdecydowane uznanie dla kobiety i ... faktyczną gotowość do walki. W tle kończył się gawot. Orkiestra szykowała się do walca. Po takim zdarzeniu tak bliski i w zasadzie w Matrze uznany za nieprzystojny taniec, napełniał niepokojem. W karnecie zaś stało nazwisko ... kapitana Felerhara. Odmówić było by nieuprzejmym, choć w tej sytuacji zrozumiałym. Przeważyła szczera twarz wojskowego.

Obiecał, że poprowadzi delikatnie, ale słowa nie dotrzymał. Po pierwszych, dość wolnych obrotach, rozpoczęły się szybsze, bardziej ogniste figury. Strach pomyśleć, jaki byłby "niedelikatny" walc w jego wykonaniu. Tańczył znakomicie i choć dystans jaki utrzymywał nie należał do dalekich - nie można mu było zarzucić ani nieposzanowania partnerki, ani nieobyczajnych zapędów. Tak nie tańczyło się walca cynazyjskiego ... to był agaryjski, który dopiero powoli wkraczał na salony. Nie dało się rozmawiać. Tempo było zbyt szybkie. Gdy wreszcie orkiestra delikatnie zwolniła tempo i rozbrzmiały ostatnie tony - kapitan wychylił swą partnerkę.

Schodzili z parkietu, na jej twarzy wykwitały delikatnie rumieńce a piersi nadal dość szybko unosiły się w z trudem tonowanym oddechu.
- Aż trudno mi wyrazić, jak bardzo wdzięczny jestem za ten taniec. Teraz nie jestem w stanie już powiedzieć, czy lepiej Pani tańczy, czy maluje. Ja ... muszę się przyznać - nie znam się na malarstwie. A jednak Pani "Krajobraz matrański" bardzo mi się spodobał. Przypomina mi Agarię. Tą część, która graniczy z Valdorem - dziką i nieokiełznaną. Matra też jest tak niebezpieczna? Przecież w tym pejzażu ... tak niby spokojnym ... coś czyha. Przepraszam. Pewnie ośmieszam się teraz przy Pani baronowej ... - nie wyglądał na niepewnego, a raczej na zmieszanego czymś co próbował wyrazić i ... najwyraźniej szło mu nieudolnie.

* * *

Feresa

Lord Craxi, mimo wieku daleko późniejszego już niż swoja partnerka, poczynał sobie w gawocie z gracją ... bardzo zwinnego niedźwiadka. Widać było, że zęby zjadł w tym tańcu, ale wiek gonił go nieubłaganie. Zasapał się więc na koniec i gdyby nie to - efekt byłby pierwszorzędny. W tańcu ... wymieniono kilka drobnych uwag. W zasadzie zaproszenie miało tylko jedno znaczenie: "Pani, jestem tu i nadal służę królowej. Gdybym był potrzebny, to teraz o mnie wiesz."

A potem był walc z hrabią Berlayem. Okazał się wytwornym i dostojnym tancerzem, tak jak przewidywała.
- Jak słyszała Pani Hrabina, królowa zasznurowała mi usta. Teraz jestem w trudnym dylemacie, złamać słowo dane Pani, czy polecenie Królowej? Nie łamiąc go, mogę potwierdzić, że faktycznie chciałbym poprosić o przysługę. Wielowarstwową i skomplikowaną, którą wykonać może tylko doświadczona osoba. Na dodatek - nie może być ona cynazyjczykiem. Przez długi czas zastanawiałem się, kogo o nią poprosić a wtedy ... trafił na moje biurko raport dotyczący osób, które przebywają w Cynazji i można zastanawiać się, czy nie prowadzą tu jakiejś gry. Byłaś Pani na niej. Krótkie śledztwo ujawniło w Tobie Pani kobietę niemal kryształową, która wypoczywa w naszym pięknym kraju z dala od matrańsko - doryjskich spisków. A że odpoczywasz Pani już dość długo - ośmieliłem się zaproponować spisek cynazyjski.
 

Ostatnio edytowane przez Bothari : 29-09-2010 o 14:28. Powód: ciąg dalszy
Bothari jest offline