Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-09-2010, 14:10   #41
Irmfryd
 
Irmfryd's Avatar
 
Reputacja: 1 Irmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie coś
Podróż, jej kolejny etap rozpoczął się wczoraj na lądowisku. Pomimo, że stały grunt poprzez obecność gór zbliżył się, nadal czuje się nieswojo. Wczoraj tylko raz wyszedłem na zewnątrz. Dotknąłem barierki nawet nie patrząc w dół. Co niektórzy są odważniejsi, popijają drinki na zewnątrz, urządzają pogawędki, przechadzają się po tarasie widokowym. Wolę siedzenie w środku gondoli.

Zajmujemy razem z Panną Casee rząd foteli na pierwszym poziomie. Jej stan nadal nie zmienił się. Nie słyszałem aby na pokładzie sterowca powiedziała choćby słowo. Jeśli krzątająca się wszędzie obsługa poda jej pożywienie zjada wszystko aż do ostatniego kęsa. Potem siedzi bez ruchu z talerzem w dłoni ze wzrokiem utkwionym w oparcie fotela albo spogląda w umieszczony nad naszymi głowami bulaj.

***

To dopiero popołudnie czwartego dnia lotu … tęsknię za Emilie i Etienne … tęsknię za miastem … za Xhystos. Podróż pociągiem jakoś szybko minęła. Posiłki, sen, pogawędka z Bowmanem tzn. Blumem, który najwyraźniej znalazł sobie obiekt zainteresowań … czy aby tylko zainteresowań … jej niepewne gesty, uciekanie wzrokiem … opiekuńcza poza Bluma … coś ich łączy … przeżycia … może wspólne miejsce. Zresztą nawet jeśli uciekają z Xhystos to co mnie to obchodzi, nie są przecież członkami wyprawy … nie są wysłannikami Rady. Jedni uciekają, innych miasto wyrzuca … efekt jest ten sam. O czym to ja myślałem … a tak podróż pociągiem. Potem ten konduktor ze złą wiadomością o Pannie Casse. Przedział sypialny … gdzieś na przedzie pociągu i ona wpatrzona w sufit. Co spowodowało tak silne zobojętnienie … decyzja o wyjeździe … raczej nie, a jeśli to nie główny powód, być może dostała napadu lęku kiedy bramy zamknęły się za nami. Ale zaraz kiedy nastąpiła zmiana … jeszcze w Le Chat Noir … gdy podszedłem do stolika promieniała, brylowała w towarzystwie, z wdziękiem utarła nosa temu … turyście do Samaris… jak on się nazywał … w sumie nieistotne. Jako jedyny nie pasował, odstawał, stanowił jej całkowite przeciwieństwo. Był jak martwy. Wiało od niego pustką. Nie było nic. Nie było emocji. Może to mechanizm obronny przed czymś strasznym co widział. A może nie … ludzie miasta bledną, stają się coraz bardziej częścią Maszyny. Zbliżają się coraz bardziej do granicy, gdzie nie ma emocji a więc nie ma człowieczeństwa. On … turysta do Samaris … najwyraźniej ją przekroczył. Opuszczenie Xhystos może go uzdrowić … na początku będzie szukał zapomnienia … potem być może przyjdzie oczyszczenie. Chyba, że istnieje inna możliwość, całkiem prawdopodobna, ten mężczyzna … nie jest człowiekiem. Jest obcym bytem, wytworem Maszyny. Może jest samą Maszyną. To bardzo, bardzo możliwe. Wręcz najbardziej prawdopodobne. Jeśli tak to nie należy on do wyprawy. Jak on powiedział, że jest kronikarzem wyprawy … a potem te aluzje do szpiega, rzucanie wydawałoby się bezsensownych haseł i sondowanie naszych opinii. To jasne człowiek maszyna nie jest tym za kogo się podaje. Nie jest wysłannikiem, jedzie w roli obserwatora wysłanników z poleceniem prowadzenia kroniki wyprawy, z której następnie ma złożyć szczegółowy raport Radzie. Człowiek maszyna jeszcze …

- Ludzie zobaczcie tam !!! – piskliwy głos jakiejś arystokratki.
- Ta kobieta !!! – krzyczy ktoś z obsługi.
- Co ona robi!!! – wtóruje mężczyzna za barem.
- Chce się zabić!!! – podniesionym tonem stwierdza wiekowy jegomość obserwujący zdarzenie przez przytrzymywane w jednym oku szkło binokli.
- To jakaś wariatka!!! – obojętny ton gdzieś z tyłu.


Mimowolnie kieruję wzrok w stronę gdzie wszyscy z poziomu pierwszego patrzą. Szyba w części barowej gondoli, a tam za oknem …
- Wielkie nieba, przecież to Iris Casee … - me usta same składają się w tych słowach a wzrok lustruje fotel obok mnie.
Jak ona mogła przejść koło mnie nie zauważona. Przecież to niemożliwe, przysiągłbym, że nie ruszyła się na centymetr. Patrzę znowu na przednią część gondoli … na Iris Casse stojącą ze złączonymi nogami i rozpostartymi na boki ramionami. Wiatr smaga jej ogniste włosy, szarpie suknią a ona niewzruszenie stoi w miejscu jak mityczny lotnik szykujący się do startu.

Zrywam się z miejsca. Podbiegam do szyby widokowej koło baru. Jest już tu kilku pasażerów. Kiwają dłońmi do Irise obojętni na to, że stojąc tyłem i tak tego nie widzi.

Co robić … sama nie wróci … gdzie jest kierownik tego sterowca.
- Tu dowodzi pilot prze pana – czyżbym jednak zapytał - a on nie opuści sterowni bo ktoś chce akurat się zabić – mówi ktoś z obsługi.

Czyżby jednak chciała się zabić? Jak pokazują badania około 10% populacji Xhystos cierpi na depresję. Choć najczęściej ujawnia się pomiędzy 15 a 30 rokiem życia., zachorować mogą także dzieci i osoby w podeszłym wieku. Wskazuje się na dwa szczyty zachorowania na depresję: pierwszy około 30 roku życia a drugi około 60 roku życia. 25% epizodów trwa krócej niż jeden miesiąc. 50% ustępuje przed upływem trzech miesięcy. Depresja ma skłonność do nawrotów. 75% chorych zachoruje ponownie w ciągu 2 lat od wyleczenia poprzedniego epizodu. Na depresję częściej chorują kobiety niż mężczyźni, zwykle rozwija się ona później niż choroba afektywna dwubiegunowa. Około 15% pacjentów z ciężką depresją umiera wskutek samobójstwa, 20 - 60% chorych na depresję próbuje sobie odebrać życie, 40-80% ma myśli samobójcze … – liczby, przypadki, nieznane twarze wirują w mojej głowie.


Nawet nie wiem jak znalazłem się na zewnątrz. Od razu uderza mnie podmuch lodowatego wiatru ... to dobrze, jest mi gorąco, może zimno mnie uspokoi. Potrącam jakichś dwóch pasażerów stojących na tarasie widokowym …
- Zachowuje się pan jak sztubak – ktoś krzyczy oburzony.
Dopadam barierki, chwytam metalowej poręczy, zaciskam mocno dłonie. Otwieram oczy, widzę jak bieleją kłykcie dłoni. Powinienem spojrzeć dalej, na bielejące szczyty, na prowadzący na przód gondoli taras. Wiem, że muszę tam iść, trzeba dostać się na koniec balkonu. Zamykam oczy, po omacku trzymając się metalowej barierki małymi kroczkami idę do przodu. Czas dłuży się niemiłosiernie, każdy krok wydaje się milą … Jakieś głosy z tyłu … Nagle prawa stopa natrafia na przeszkodę … nie mogę jej dalej przesunąć … dostawiam lewą … bronię się przed otworzeniem oczu … wiem, że to konieczne ale jednocześnie staram się odwlec ten moment. Stało się … wszystko wiruje w mej głowie, kadłub, poręcz, metalowy trap, otwarta furtka z napisem WSTĘP WZBRONIONY, tubus lunety sięgającej o metr poza furtkę … tam gdzie nie ma już barierki … tam gdzie nie można zamknąć oczu … gdzie otwory o średnicy mogącej pomieścić człowieka zieją otchłanią kilku tysięcy metrów.

Nie mam wyjścia … muszę tam iść … muszę … muszę … Mózg wydaje polecenia a nogi nie chcą nawet ruszyć się o centymetr. Zwalczając kołatającą w mózgu myśl ucieczki stawiam krok za furtkę. Krok … raczej przesunięcie stopy o kilka centymetrów. Kurczowo trzymam się tubusu lunety. A tuż za nią pierwszy otwór w metalowej konstrukcji. Mdli mnie … treść żołądka podchodzi mi do gardła … torsje są silniejsze niż panujący w mej w głowie strach … padam na kolana … wymiotuje wprost do czeluści w metalowej konstrukcji … mimowolnie otwieram oczy … wszystko wiruje … nie wiem czy to białe obłoki nieba, czy ośnieżone szczyty … kolejne torsje … ktoś przeraźliwie piszczy … nie … nie … to wiatr. Drżącą dłonią sięgam do kieszonki … wyciągam chustkę … wycieram usta … puszczoną momentalnie zabiera wiatr. Muszę wstać … trzeba iść. Przywieram plecami do ściany gondoli … jest zimna … teraz dopiero czuje chłód. Pierwszy krok tuż nad otworem … Jest jeszcze gorzej … Stoję pomiędzy dwiema dziurami … jedna to śmierć a druga unicestwienie. Coś stuka … odwracam lekko głowę … czyjaś twarz w oknie bulaja … porusza niemymi ustami …
Nie mogę tu dłużej stać … przyciśnięty z całych sił do kadłuba robie krok … jeden … dostawiam drugą nogę … drugi … Jestem przy zgrubieniu w poszyciu gdzie łączą się arkusze wygiętej blachy. Odwracam się … przywieram twarzą to zimnego metalu … nie chce oglądać się za siebie … przekładam lewą nogę … czuje jak wiatr ze wzmożoną siłą szarpie poły surduta … prawa noga szuka oparcia …
Kolejne dwa kroki … jestem na zakręcie kadłuba … jeszcze jeden … przywarty plecami do szyby tarasu widzę już Iris. Stoi w łopoczącej na wietrze sukni z rozłożonymi ramionami z szarpanymi przez wiatr pięknymi długimi włosami … wygląda zjawiskowo.

- Panno Casse … - przekrzykuję wiatr – Panno Casse!!!
- Profesorze Watkins! – czyż tu nie jest cudownie?! – odpowiedziała nawet nie patrząc w moją stronę.
- Tak, w zupełności ma Pani rację, ale czy moglibyśmy wrócić i porozmawiać o tym w środku?!
- Myślał Pan kiedyś o lataniu profesorze?!
- Szczerze mówiąc do dzisiaj nie ale …
- To może zechce Pan polecieć ze mną?!
- Ależ przecież my wszyscy lecimy … jesteśmy w sterowcu!
- Tak?! Jest pan tego pewien profesorze?!
- Absolutnie, tak samo jak tego, że powinniśmy teraz udać się do gondoli … wszyscy tam na Panią czekają, proszę iść ze mną Panno Casse!
- Wiem Pan co?! Ufam Panu profesorze Watkins!

Droga powrotna … odwrotność z tym że czuję za sobą obecność kobiety. Co jakiś czas odwracam głowę … idzie za mną, nawet nie patrzy pod nogi …

- Proszę uważać tu są otwory! … może Pani spaść!
- Wiem o tym – odpowiada z uśmiechem.

Nagle coś chwyta moją rękę, czyjeś dłonie jak macki ciągną mnie … uderzam głową o coś twardego … tubus lunety … co oni robią …

Siedzę w gondoli, ktoś okrywa mnie kocem, ktoś inny wciska w me dłonie naczynie z parującą zawartością, czyjaś twarz nachyla się nade mną … jej… jego usta poruszają się … chyba krzyczy … Iris!!!
Zrywam się z miejsca … czyjeś dłonie znowu mnie łapią … jest widzę ją … siedzi w rzędzie foteli obok.
 
Irmfryd jest offline