Jakoś dotarli do pojazdu. Jakoś było tutaj odpowiednim słowem, ponieważ tak na dobrą sprawę Marcius nie miał bladego pojęcia jak to wyszło, że właściwie bez strat i w komplecie dotarli na pokład... Nie to było jednak najważniejsze. To, że byli na pokładzie jeszcze niczego nie dowodziło; a w zasadzie chwilowo nawet pogarszało ich położenie - mały stateczek był swoistego rodzaju więzieniem...
Steiberg z zadowoleniem patrzył jak drzwi śluzy wejściowej zamykają się, a chwilę później drugie wewnętrzne drzwi.
- Ha, ha, ha - powiedział na głos do siebie kiedy zauważył ostrzeżenie umieszczone koło wejścia do śluzy:
- Gotowe. Czy na pokładzie jest pilot? Albo ktokolwiek kto ma pojęcie o pilotowaniu?
"No, panie cojato nie jestem i cojato nie robiłem; zapraszam do wykazania się... I mam nadzieję, że nie blefowałeś, bo wdzianko ci nie pomoże..." - pomyślał patrząc na... - jak mu to było... - Nowaka.