Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-09-2010, 22:38   #23
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Riedbrune...Nie ma to jak cywilizacja.
Nieważne jakiej jakości.
Ta tutejsza była raczkująca, sądząc po palisadzie. Ale to akurat Kocurowi nie przeszkadzało.
Przynajmniej Riedbrune wydawało się normalne.
Drewniana palisada, przy niej znudzone straże. Opierali się o włócznie i leniwym spojrzeniem przyglądali się drodze wjazdowej, ocierając czasem pot z czoła. Ich kolczugi wyglądały na stare i tanie. Jak się przyjrzeć pierścieniom je tworzącym to... cóż... niektóre ciężko było nazwać pierścieniami, ponieważ przyjmują eliptyczny kształt W dodatku zardzewiałe, sądząc po pomarańczowym czy też brązowawym na nich nalocie. Jednym słowem, ani karności ani dyscypliny, ani porządnego wyposażenia nie można było uświadczyć po tutejszych strażnikach bezpieczeństwa i porządku.
Ale może więcej nie trzeba było? W Riedburne życie wydawało się toczyć powoli i leniwie. Nawet muchom nie chciało się machać skrzydełkami w tym popołudniowym skwarze.

Ulice w mieście były przeważnie ubitą ziemią, a ruch na nich niewielki. No cóż... Ubogie miasto, zapewne niewarte zatrzymywania się na dłużej niż kilka chwil. Kocur zaszedł do pierwszej z brzegu karczmy, która wydawała się czysta. Budynek nie był imponujący, ale klienteli trochę było. To i dobrze...widać jadło tutaj dało się przełknąć.
Kocur rozejrzał się nieco po miejscu i udał wprost do karczmarza. Zamówiwszy piwo rzekł do karczmarza.- Spokojnie tu u was.
-Taa... Pies srał prefekta, jest-
odburknął oberżysta, o twarzy nie przypominającej nieco hrabiowskiego spaniela. Podłużna gęba, kłaki na głowie opadające na kształt obwisłych psich uszu i to samo spojrzenie. Ino mowa mało dworska.
-Taa, już nalewam-sięgnął po kufel, gdy tylko do kontuaru podszedł mężczyzna, wyglądający tak, jakby dopiero co wyczołgał się z lasu. W krótkich, hebanowych włosach wciąż tkwiły liście oraz fragmenty runa leśnego.
Jedyną podzięką za pełen kufel było krótkie skinięcie głową.
-O czym to ja... ah tak! Prefekt, niech nasra na niego ptak. Więc co podać?- ponownie zwrócił się do Kocura.
-Piwo i coś do żarcia... – potwierdził Luchs i zmieniając temat, spytał.- Bandytów znaczy się, nie uwidzi na traktach?- wspominając w myślach Czarnego Bolka...czy też fałszywego Czarnego Bolka. Wszystko jedno, jaka była prawda. Jeśli był Czarny Bolek, to pewnie napadał. A jeśli napadał, to w Riedburne musieli o nim słyszeć.
-Dzięki prefektowi, niech obsra go koza, od jakiegoś czasu nie było...
Goleń raz! Od dawna żaden tu nie przylazł, odkąd na palisadę prefekt, niech mu mucha z gównem do piwa wleci, kazał nabijać łby zbójów. Przyleźli pierwszy, drugi, trzeci raz, a potem już coraz rzadziej, jak tylko latające kurestwa się do tego zlatywać zaczęły-
mówił, nalewając pełen kufel jasnego piwa.-Trzy floreny się należą.
Kocur odliczył powoli monety z coraz bardziej pustej sakiewki i dał je karczmarzowi pytając.- A ten prefekt jak ma na imię i gdzie urzęduje?
-Prefekt, niech mu się koń na ryj posra? Jak w mordę strzelił główna droga do północnej części miasta. Niedaleko palisady. Jakoś tam łbów nigdy nie zatykał.
Eren Protafi-
odchylił głowę w lewo i splunął.
Nagle drzwi otworzyły się, ukazując grubego mężczyznę posiadającego więcej włosów na brodzie niż głowie. Postawił na ladzie głęboki talerz z nieco za bardzo przypieczoną golonką, pływająca w tłuszczu.
-Jestem kucharzem, nie kelnerem-warknął, wracając do swego miejsca pracy.
-Taaaa, a ja wężem o łbie zamiast dupy. Smacznego-dodał, posuwając talerz w kierunku przybysza.
-Dzięki.- odparł Kocur i zajął się jedzeniem. Tutejsi niezbyt cenili swego „prefekta”, ale wyglądało na to, że był to właściwy człek, na właściwym miejscu. Skoro bandytów przepędził. Pytanie tylko, na jak długo. Luchs zastanawiał się nad tym, co widział w lesie. I co to oznaczało. Czy powiadomić tutejszego prefekta o bandzie Czarnego Bolka kręcącej się w okolicy? Czy on uwierzy? Kocur by na jego miejscu nie uwierzył.
W każdym razie miasto, było nie gotowe na odparcie czegokolwiek...długi spokój rozleniwił straże. Albo nigdy nie mieli prawdziwego wyzwania. W najgorszym przypadku, to „wyzwanie” przybędzie jutro lub pojutrze. A Kocur zamierzał na nie poczekać, jeśli się zjawi. Zresztą i tak nie miał nic lepszego do roboty.
Golonka dała się zjeść...i to chyba jedyna dobra rzecz, jaką mógł o niej powiedzieć.

Kocur wstał od stołu i ruszył na zwiedzanie miasta. I zbieranie plotek o prefekcie. Kim był, skąd pochodził, jakim był zarządcą, co zmienił w mieście. Za co go lubiono, lub nie lubiono.
Szedł w kierunku miejsca zamieszkania Erena, choć nie miał się zamiaru do niego dobijać.
Był za to ciekaw, jak prefekt mieszka.
Po drodze i samo miasto oglądał, choć niewiele było tu widoków wartych oglądania.
No i może trafi się jakaś drobna robótka w mieście, co by można było nieco podreperować stan kiesy.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 23-09-2010 o 22:43.
abishai jest offline