Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-09-2010, 22:46   #104
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Ostatnie dni przed wyjazdem Helfdan spędził głównie na dokończeniu interesów i obcowaniu z niewiastami. Alkoholu też specjalnie nie unikał… a może było odwrotnie i to alkohol jego nie unikał. Interesów z wróżbiarką było mniej do załatwiania to i ich kontakty były rzadsze. Nie mógł powiedzieć, że nie interesowało go jej powabne ciałko to jednak rozeźliła go niemało tym powitaniem. Rzecz jasna nie odmówił sobie figlowania, właściwie to chyba oboje sobie nie odmawiali raz czy dwa… a może i dwadzieścia kto by tam umiał to policzyć. Wiedzieli czego chcieli i co mogli sobie zaoferować, a dodatkowo co mogli zyskać na tej znajomości. Tropiciel postanowił zobaczyć swoje „dziedzictwo” i uspokoił trucicielkę, że zajmie się ratowaniem tego pieprzonego królestwa. Bądź co bądź po części było jego. Poza tym był ciekaw jak to się rozwinie… nawet bardzo ciekaw.

Jako, że słowa takie jak wstrzemięźliwość czy monogamia nie występował w słowniku Helfdana z Altghar zaginionego potomka elfich królów tedy wpływał na prosperitę tutejszych burdeli. Szczególnie w oko wpadła mu jedna młodziutka dziewoja zwana Ashe – niewysoka ciemnooka i ciemnowłosa o sprężystej skórze i jędrnych piersiach. Pomimo swojego wieku, podobno miała piętnaście lat umiała zadowolić mężczyznę na wiele sposobów… Nieomalże do łez wzruszyła go opowieść jakoby był jej pierwszym, który z nią był tak naprawdę. Chyba jednak tropiciel należał do tych sentymentalnych. Nie umiał się powstrzymać i już po pierwszej nocy sprezentował jej perłową łzę zanosząc się śmiechem i w kółko powtarzając „pierwszym”.


Spędził z nią kilka nocy nie dostrzegając podobieństwa a później zostawił jak inne. Mając miłe wspomnienia i zostawiając również niezgorsze wrażenie po sobie.

Z werbunkiem nie poszło mu tak jak chciał, jak to w życiu bywa czasem coś się srało i nie szło po naszej myśli. W tym przypadku krasnolud Gorth Miażdżący Młot kompan do wódki i kości… i rozrób wpadł w niezłe łajno podczas jakiejś awantury w porcie i musiał swoje odsiedzieć. A jako, że był to jedyny zawodnik jaki wydawał się odpowiedni Helfdanowi do tej imprezy w Pyłach tedy następnych nie szukał.

***

Na miejsce zbiórki zjawił się o wyznaczonej porze wyekwipowany jak się patrzy. Luzak załadowany był różnego rodzaju gratami od narzędzi, broni przez zimowe ubrania aż po żarcie w ilości godnej pozazdroszczenia. Tradycyjnie był tak spakowany, iż utrata obładowanego wierzchowca nie pozbawiłaby go najpotrzebniejszych rzeczy. Na swej klaczce prezentował się dość szykownie. Pod swoim nowym, płaszczem obszytym zajęczym futrem miał szmelcowaną na czarno koszulkę kolczą, skrywał ją pod kamizelką z ciemnego materiału mocno go opinającego. Dociśnięta stal praktycznie nie pobrzękiwała w czasie podróży. Z nowych broni to tylko miast swojej starej stali miał adamantytowy wichajster mrocznych elfów.

Jego wielką radość wzbudziła wyborowa kompania zakonnych zbirów i szubieniczników. Zbieranina jakiej mało nawet w zbójeckich hanzach… znaczy się dużo było takich jak on. Wyglądało to na koniec sztywniackich wieczorów. W oko mu wpadła następczyni Britty jeszcze bardziej sztywna panna niż ta poprzednia. Po uważnym przyjrzeniu się oddziałowi podjechał do paladyna z odsłoniętym uzębieniem.

- Iście to zacni bracia zakonni z nami podróżować będę. Przerwał śmiechem widząc ich zdyscyplinowanie i męstwo. – Widzę, że kończymy z „nie rzucaniem się w oczy”, od dziś nasz szlak będą znaczyć gwałty, rozboje i podpalenia. HA HA HA ha ha zaniósł się gromkim śmiechem.

- Swoją drogą to nie wiem czy Zakon ma aż tak w poważaniu sprawę tego nekromanty, Tulipa i drowów. Czy uważa to za tak beznadziejne przedsięwzięcie, że nie chce tracić więcej braci. Tu już nie była takiej radości i drwiny w głosie. Oczywiście tylko do czasu – Chyba, że naskrobałeś te raporty jak kura pazurem.

- Nie martw się jakoś to będzie. Damy radę. Poklepał go przyjacielsko po płycie i podjechał się zaznajamiać z nowymi kompanami. Na to trudne zadanie nie jeden bukłaczek wina poszedł podczas podróży na zatracenie. Ale było warto – po kilku dniach podróży już mógł powiedzieć kto gdzie i z kim walczył, kto jest czyim bękartem, a kto oderwanym od pługa zbójem, a kto ma głowę słabą jak paladyn poczucie humoru. Wiedział też kto się na czym zna i czym walczy, kto jest napięty jak struna w mandolinie, a kto potrafi kalkulować na zimno jak śnieżna pantera w czasie polowania. Kto liczy się bardziej ze swoim słowem, a kto z mieszkiem ale przede wszystkim komu najłatwiej by było poderżnąć komuś gardło by było.


Osobną historią była Alehandra, która szybko została ochrzczona wieloma imionami od Królowej Lodu, Lodziary, Zmarzliny, Oziębłej Dziewoi do Zamarzniętego Języka czy Pani Zimy. Próbował wielu żartów i docinek i tych mniej i tych bardziej rubasznych, ale magska na to nie reagowała. Próby poznania czy rozmowy też spełzały na niczym dlatego jej dokładniejsze poznanie odłożył na później. Oczywiście zaproponował jej też, że jakby chciała się któregoś dnia odgrzać to może się wślizgnąć do jego posłania. Zdziwiła go niepomiernie zachowanie czaruski maguski zachowanie w Niedźwiedzim Zajeździe. Tak bardzo, że postanowił się podzielić z kompanami swoimi spostrzeżeniami.

- No to dowództwo ci dziewka odbiera, mówi gdzie ci jechać i jak wojsko prowadzić… He He He. Swoją drogą to chyba się dobrze przygotowała do tej wyprawy i kilka swoich spraw załatwić chce. Oby tylko w swoim interesie.

- Bądź co bądź jechanie mnie tam ani ziębi ani mrozi.
 

Ostatnio edytowane przez baltazar : 25-09-2010 o 13:27.
baltazar jest offline