Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-09-2010, 23:58   #47
Arsene
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
Łowca przyglądał się tej monotonnej i krwawej walce, absorbując każdy jej szczegół. Szczególnie interesowały go moce i zmysły tego dziwnego demona. W żadnej z wymyślnych ksiąg biblioteki kościoła nie było czegoś takiego. Wykonując szkice i notatki przez kilka chwil Hans spoglądał coraz częściej przez ramię. Niepokojąco często. Las kusił. Kusił czymś dziwnym, innym niż to czym kusi spokój i ucieczka. Bo powiedzmy sobie szczerze - ucieczka kusi każdego mądrego człowieka. Kto nie wątpi, ten nie myśli, ale kto nie zwalczy wątpliwości - jest albo słaby, albo głupi. Hans nie dał się skusić ucieczce. Ale coś, coś zmusiło go by przestał pisać. Odłożył bez mrugnięcia powieką notatnik i schował w jukach ołówek. Lekko bodąc Kolbę nogami nakazał jej by ruszyła w las. Ta jednak odmówiła wyraźnie. Stanęła dęba, a przytłumiony jakąś magią Łowca nie wysłuchał jej ostrzeżenia. Ubódł jeszcze raz klacz w boki, lecz ta zerwała się i wbiegła na most. Nagle wysłannik kościoła zdał sobie sprawę, że przez kilka chwil, które zdawały mu się godzinami nie słyszał zgiełku walki. Zdawało mu się, że las ten przyciąga obietnicą bezpieczeństwa, lecz klaczy ufał bardziej niż jakiemukolwiek człowiekowi.

Leżąc na moście, Łowca widział jak czarna klacz przemyka gdzieś obok walczących. Wiedział, że wróci. Zawsze wracała. Była mądrzejsza zapewne od niejednego z jego towarzyszy. Tymczasem zgiełk bitewny dochodził go coraz silniejszy i wyraźniejszy, aż w końcu był taki jak dla innych. Lecz demon był słabszy niż Hans przypuszczał. Dzięki mutantowi głównie i zapewne magom padł na ziemię przebity prętem i z ranami po magi. Otrzepując się, wysłannik kościoła podszedł to towarzyszy. Pierwsze co zrobił, to błyskawicznie wyjął symbol kościoła, zawieszony na sznurku i pochylił się nad spopielonymi szczątkami Lastway'a. "Niech Pan weźmie w opiekę duszę Twoją, która oddała swe ziemskie przywileje w walce o wyższą sprawę ..." - szepcząc tak modlitwy przez kilka minut oddał się temu zupełnie. Nie lubił tego, ale wychował go sługa kościoła i Pana. Hans znał wiele modlitw i litanii, zawsze polecał swe ofiary i poległych towarzyszy Panu. Gdy skończył zwrócił się do towarzyszy. Pierwsze co zrobił, to podszedł do mutanta.

- Wybacz mi, miałem Cię za kolejne ścierwo wyhodowane przez czarnoksiężników, pomyliłem się. Świetnie walczysz i w dobrej sprawie.
Łowca skinął lekko głowę, gdyż nie do końca wiedział na ile może sobie pozwolić w kontaktach z mutantem, by go nie obrazić. Powiedział mu to wprawdzie na boku, lecz zapewne inni też to widzieli. Oni także spisali się świetnie, ale po nich Hans spodziewał się czegoś takiego. Pewnie zarzucą mu teraz: " Czemuś nie walczył ? Czyś tchórz ?", ale on już wiedział co powiedzieć. Nie jest to jego zadaniem. Gdyby też zaszła taka konieczność, dołączył by się do walki, lecz takiej potrzeby nie było. Hans nie był mistrzem walki z takimi demonami. Demony to sprawa inkwizycji, rycerzy zakonnych i śmiałków w płytowych, lśniących zbrojach. On zabijał tam, gdzie rycerze nie mogli się pokazać, gdyż godziło to w ich reputację lub też ich metody nie skutkowały. Hans nie walczył często z demonami. Co najwyżej z pojedynczymi, nękającymi ludność. Toteż pewnie takim śmiałkom jak Dantus czy Duningan tylko by przeszkadzał.

Nie obchodziło szczególnie Hansa czy któryś z towarzyszy jest ranny. Oni sobie poradzą, magowie ich uzdrowią. Łowca odszedłszy od grupy kilkanaście metrów zagwizdał z całej siły. Przez chwilę nic się nie działo, aż w końcu usłyszał tętent kopyt. Było to jak balsam na jego serce. Jego klacz była cała i zdrowa. Hans poklepał ją po boku i zaprowadził do towarzyszy. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy to śpiący mag i połamany rycerz. Nie przejmował się tym, ogarnął towarzystwo wzrokiem. Był jeden trup, reszta żyła. To dobrze, bo przecież każda para rąk się przyda, zwłaszcza w takich czasach. Teraz przyszło im decydować o tym, co robić dalej.

Na samą myśl o tej decyzji mina Hansa zrobiła się ponura i posępna. Jakby pokrył ją cień, poryło znamię czasu. To, co wyczuł w tym lesie budziło w nim pewne uczucie podobne do grozy. Lęku nie czuł, nie mógł sobie na to pozwolić, nazwał bym to raczej niepokojem. Tak, poczuł niepokój. To będzie całkiem dobre określenie. Gdy stał tam na drugim brzegu, las tak kusił go obietnicami wiecznego spokoju, odpoczynku tak upragnionego przez łowcę, że gdyby nie reakcja jego klaczy pewnie teraz błądził by po nieznanych ścieżkach tej gęstwiny. Hans wyczuwał, że w lesie nie ma złych mocy, ale co jakiś czas nachodziła go fala niepokoju, Kolba rżała niespokojnie, uczucie bezpieczeństwa rozpływało się. To nie było dobre miejsce na odpoczynek, zwłaszcza gdy obok leży to truchło.
- Powinniśmy je spalić - rzucił krótko do towarzyszy, z niepokojem przyglądając się bestii. Miał pewne obawy co do tego, czy bestia nie wstanie zaraz i nie zacznie dalej zabijać. Na samą myśl o tym Łowca wziął klacz za lejce i odprowadził na bezpieczną odległość. Po tym usiadł i wziął kawałek chleba. Żuł go beznamiętnie przez kilka chwil, popił łykiem wody i pochował wszystko do juków. Nie był głodny, lecz nie napchał się chlebem niczym warchoł w karczmie. Było w sam raz. Zwrócił się do towarzyszy. W końcu trzeba było to zrobić. Powiedzieć to.
- Słuchajcie, nie podoba mi się ten las. Jest w nim jakąś moc ... dziwna. Nie mogę jej rozpoznać, raz kusi, raz odrzuca. Myślę, że nie jest to także dobre miejsce na spoczynek. Jeżeli ktoś musi wypocząć to zróbmy to gdzieś indziej. Sumą sum i tak musimy iść wzdłuż rzeki, więc jestem za tym, by nie zmieniać brzegu. Decyzję jednak pozostawiam rzecz jasna dowódcy całej wyprawy.

Po tej krótkiej przemowie Łowca oczekiwał odpowiedzi towarzyszy. Miał nadzieję tylko, że pójdą po rozum do głowy i nie będą chcieli tu pozostać. Wprawdzie patrząc na krasnoluda miał co do tego wątpliwości, ale jego pobratymiec bratający się z magicznymi mocami powinien nań wpłynąć. Co jakiś czas też Hans rozglądał się nerwowo i zerkał na drugą stronę lasu, który budził w nim ... jak ja to nazwałem - niepokój.
 
__________________
Także tego
Arsene jest offline