Magowie ostatecznie postanowili najpierw ruszyć zamkowi na odsiecz. Ostatecznie przecież nie było po ich stronie żadnych strat. Po krótkim odpoczynku w karczmie w końcu wyruszyli. Wyjeżdżając na świeżych koniach widzieli jak dopalają się truchła ich wrogów przed wsią. Golemy podążały za nimi niczym niemi strażnicy. Na trakcie nie było nikogo, jedynie odgłosy lasu i silniki golemów miażdżyły ciszę tutaj panującą. Podróż przebiegała szybko i sprawnie. Wieczorem magowie widzieli już w oddali zarys zamku. Ziemia wokół niego była wykarczowana, czarna, jakby martwa. On sam znajdował się na wzgórzu, z jednej strony otoczony klifem, z pozostałych zaś łagodnym podejściem. Na horyzoncie malowały się namioty, kręciły się jakieś postacie. Im bliżej magowie byli wsi pod zamkiem, tym drzewa bardziej ograniczały widok. W końcu korony drzew całkowicie zakryły widok na samotny zamek. W końcu podróżników zastała noc. Gwiazdy jasno świeciły na niebie, księżyc dawał dużo światła. Z oddali dobiegały odgłosy z obozowiska, huki wystrzałów. Wreszcie magowie dojechali do opustoszałej wioski, a raczej tego, co z wioski zostało. Nie było tu domów, a jedynie zgliszcza. W centrum stał jedyny murowany budynek, który nie spłonął. Zwieńczony wysoką wieżą dom, w którym zapewne mieszkał rządca. Z niego mógł roztaczać się widok na zamek lub na obozowisko, lecz Hrodgar wyczuł jakąś dziwną energię w pobliżu.
__________________ Także tego |