Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-09-2010, 00:43   #36
malahaj
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Vittorio Scaloni

- Boo, nie wyglądasz na szczęśliwego z wyniku? Czemuż to, nikomu wszak nic się nie stało? –
- Nic się nie stało? Nic się nie stało?! Wiesz ile dziś straciłem? Ile stracili inni? –
- Tak po prawdzie to nie wiem? Ile? –
- Dużo Vittorio. Bardzo dużo. Miałeś cholernie dużo szczęścia... –
- Szczęścia! – Vittorio prychnął pogardliwie - Tylko głupcy liczą na szczęście. Grać należy wtedy, gdy ma się pewność wygranej, bez konieczności liczenia na szczęście. –
- Gdybym cię nie znał Vittorio, gdybym nie znał Scalonich, to mógłbym teraz przypuszczać... –
Vittorio powstrzymał go zdecydowanym ruchem dłoni.
- Tyś jest mądry człowiek Boo. Mądry człowiek wie, ze słowa mogą ranić równie głęboko jak miecze. Trzeba ich więc używać z rozwagą, bo tak jak i miecza w trzewiach, nie da się ich cofnąć. –
Boo zasępił się wyraźnie, nie wiedząc co na to powiedzieć. Vittorio nie miał tego problemu.
- Jakem rzekł, tyś żeś człek mądry Boo. Przede wszystkim zaś, ty jesteś mój przyjaciel. Dlatego jak człowiekowi światłemu i przyjacielowi, mówię ci tedy, żeś nic dziś nie stracił. Zyskać tylko możesz. –
- Eee, co? –
- Mądry człowiek wie, że najcenniejsza jest wiedza. Nie jakieś tam szczęście. Wiedza Boo. Wiedza i Nauka, są bezcenne. Choć czasami mają wymierną wartość w złocie. Tak jak dzisiaj. –
Wyraźnie skonfundowany Boo, nic nie powiedział. Znał już Vittoria na tyle, że spodziewał się dalszej części wykładu. Słusznie się spodziewał.
- Ile wynosiła dzisiejsza pula Boo? –
- No dokładnie jeszcze nie wiem, ale... –
- A ile będzie wynosić na turnieju? Wiesz o którym turnieju mówię, prawda Boo? Ile wtedy będzie na stole? –
Szalony Boo aż się oślinił, myśląc o kwotach, na jakie będą opiewać zakłady przy turnieju, na który sprowadzono Jimmyego. Przy tym, dzisiejsza pula kwalifikowała się do dziecięcej zabawy w wyścigi karaluchów.
- Ile wtedy będzie warta Wiedza Boo? Wiedza, nie szczęście. Ile zbierze ten, kto mądrze zainwestuje? –
- Vittorio, czy ty jesteś świadom tego o czym mówisz? Gdybym cię nie znał... –
- Znasz jednak. A ja znam ciebie. I wiedz, że dziś poznałeś Wiedze niedostępną dla każdego. Wiem jednak Boo, ze ty jesteś mądrym człowiek, który będzie wiedział jak to docenić. Wiem, też, że jesteś przyjacielem Scalonich i moim, co jest mi zaszczytem. Dlatego wiem, że będziesz potrafił poznać się na moim podarku. – tu Vittorio zgarną ze stołu sakwę z wygraną. Zawsze to jakaś cześć długu do oddania Blademu. - Wiem też, że jesteś świadom, że nie każda Wiedza jest dla wszystkich. Tą konkretną powinieneś zachować dla siebie. Ja zaś, kiedy przyjdzie czas, będę pamiętał, kiedy się podzielić moją. Z przyjaciółmi, rzecz jasna. –
Vitorio skłonił się lekko Boo i zostawał go z marzeniami o przyszłej fortunie. Walka poszła gładko, oby i z Boo tak było, bo w sumie to go polubił. Danie na jego cześć, miał jednak obmyślone już od dawna. Ot, zawodowe nawyki.

Teraz jednak, miał ważniejsze problemy na głowie. Jimmy, spocony, brudny i umazany we krwi, stał się główną atrakcją wieczoru i był wręcz oblegany przez dziwki i inne pokrewne im społecznice, które świadczyły podobne usługi, tylko nieodpłatnie. W czynie społeczny i z zamiłowania. Było ich tyle, że i ettin wyzionął by ducha zanim by wszystkie wychędorzył, więc Jimmy powinien mieć zajęcie na jakiś czas. Vittorio wiedział do czego niektóre z nich są zdolne, jak nieskrępowaną mają wyobraźnie i wyćwiczone w swej sztuce ciała. Tym razem nie postawiłby na gladiatora złamanego miedziaka.

Jednak w razie gdyby wytatuowany wojownik miał inne plany, nie koniecznie takie, które pasowałyby Scaloniemu, to Vittorio przygotował sobie jeszcze jedną dawkę swojego specyfiku. Oczywiście nie miał zamiaru strzelać do gladiatora. Po co, skoro substancja tak dobrze rozpuszcza się w winie?
No i gdzie do cholery podziewa się Miki. Jeśli faktycznie będzie musiał uśpić zamorskiego wojownika, to kto dotaska go do Brackiej?

Na razie dosiadł się do stołu, zajmowanego przez gladiatora i przepił do niego, stawiając antałek wina na środku.

- Gratuluję. Czy to było dla ciebie wystarczająco zaskakujące, czy chcesz trudniejszego wyzwania? –
Vittorio uśmiechnął się do cudzoziemca, w pamięci porządkując imiona otaczających go ladacznic.
 

Ostatnio edytowane przez malahaj : 24-09-2010 o 00:45.
malahaj jest offline