Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-09-2010, 10:56   #21
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Nadchodziła pora odpoczynku. Zmęczone ciała i otępiałe umysły domagały się wytchnienia.
Wracaliście do swoich kwater, by zregenerować siły przed czekającymi was jutro obowiązkami.
Niczym zwierzęta w klatce czuliście jednak niepokój, podenerwowanie, rozdrażnienie, lęki. U jednych silniejsze, u innych słabsze. Każdemu z was jednak zdecydowanie spadało samopoczucie.
Wieści o bójkach, zachowaniach agresywnych i skrajnie pasywnych (próby samobójcze) obiegały poziom C w zwyczajowym tempie plotki.
W kantynie C-320, na drugim końcu Poziomu C, wybuchła regularna bójka, w której rany odniosło kilkunastu górników. Poszło o jakaś błahostkę – jedno krzywe słowo, czy nawet spojrzenie. Gdzie indziej ktoś się powiesił. Ktoś inny skoczył za barierkę ochronną. Ktoś otworzył sobie żyły. Ilość tych przypadków była przerażająca. Jakby ludziom puściły hamulce.

Wróciliście do swoich kwater w fatalnych nastrojach. Nawet zwyczajowe, wręcz rutynowe czynności, które zazwyczaj robiliście przed zaśnięciem nie dawały wytchnienia. Nawet „pigułki szczęścia” działały jakby słabiej.



Charles „Chuck” Fish


Na szczęście tym razem obyło się bez wynoszenia zwłok z kantyny. Krewkiego nerwusa obezwładniono i wezwana ochrona zabrała go w bezpieczne miejsce. Jednak utarczki – na szczęście jedynie słowne i mniej agresywne – wybuchały w kantynie prawie cały czas.

Nim skończyła się twoja zmiana i Polaczek zamknął budę, ochrona interweniowała kilka razy i do tego coraz brutalniej. Widać było, że również „korporacyjnym” puszczają nerwy. Od tego wszystkiego nawet zazwyczaj wesoły Polaczek sposępniał.

- Idź się połóż, Charli – powiedział ci, kiedy ostatni górnik opuścił lokal na chwiejnych nogach. – Dobrze się dzisiaj spisałeś. Jutro przyjdź godzinę wcześniej, jeśli dasz radę. Mamy przyjąć towar.

Byłeś wykończony, więc skwapliwie skorzystałeś z jego propozycji.
Opustoszałymi korytarzami dotarłeś do swojej kwatery oznaczonej numerem C-129. Idąc po metalowych chodnikach odczuwałeś jakiś irracjonalny lęk. Wydawało ci się, ze słyszysz odległe krzyki i wrzaski, ale to oczywiście była sprawka wiatru w szybach wentylacyjnych.

W nocy nie spałeś najlepiej. Dręczyły cię koszmary, w których czołowe miejsce zajmował górnik chłepczący krew. Czasami ofiara miała twoją twarz. Czasami innych ludzi, których znałeś.

O określonej porze, chociaż z wielkim trudem, wygrzebałeś się z posłania. Temperatura na wyświetlaczu wskazywała zaledwie 16 stopni. Znów o dwa stopnie mniej. Cholera.

Do pracy zazwyczaj chodzisz, kiedy korytarze sekcji C są opustoszałe. Wcześniejsza zmiana jeszcze pracuje, późniejsza, dopiero co wstaje. Trasę pokonujesz „na śpiocha” znając na pamięć każdy odcinek i każdy zakręt, który musisz pokonać.

Kiedy jesteś na korytarzu C-28 zaczynasz odczuwać dziwny niepokój.

Widzisz wejście do Kantyny. Gródź jest uniesiona do połowy – to dość dziwne. Szybko dostrzegasz rozmazane ślady krwi przy wejściu... Brązowa smuga ciągnie się do środka na pół otwartej grodzi i znika w ciemnej jeszcze kantynie ...



Peter Jakowlew

Po pokonaniu awarii w drzwiach do swojej kwatery pędziłeś jak głupi do Sali C-12 ale już w połowie drogi zorientowałeś się, że wszystko w kolonii toczy się własnym rytmem. Ludzie, których mijasz patrzą na ciebie ze zdziwieniem, niektórzy z niechęcią. To musiała być jakaś awaria.

Postanawiasz wrócić do pokoju nieco zirytowany, że przez ten fałszywy alarm straciłeś wenę i artystyczną wizję.

Po drodze mijasz dwie grupy ochrony bazy.

Jedna prowadzi jakiegoś wyrywającego się mężczyznę w górniczym kombinezonie. W chwile później druga biegnie gdzieś roztrącając nielicznych przechodniów.

Dziwne.

Już w pokoju, kiedy monterzy biedzą się nad usunięciem awarii sterowania drzwiami na kilku odcinkach – miedzy innymi tym, w którym mieści się twoja kwatera – natarczywy sygnał WKP informuje cię o połączeniu.

Odbierasz widząc, że to Ibrahim Waszczenko – kierownik Pionu Logistycznego.

- Jakowlew – jego wąska i blada twarz pojawia się na holowyświetlaczu. – Czytam właśnie raport z twojego dzisiejszego incydentu. Jutro o godzinie dziesiątej masz stawić się na spotkanie u doktora Dihraja Mahariszi na badaniu. To mogą być początki depresji zimowej.

- Ale ... – chciałeś zaoponować, lecz Waszczenko przerwał ci po pierwszym słowie.

- Nie ma żadnych ale, Jakowlew. Sprawdzę to.

Nim zdążyłeś coś dodać zerwał połączenie.

Wróciłeś do swojej kwatery, popracowałeś jeszcze chwilę a potem położyłeś się na spoczynek. Kolejny dzień zapowiadał się dość nieprzyjemnie.




Sven „Szczota” Lindgren


Cała sprawa w kantynie C-28 nie poszła tak, jakbyś sobie tego życzył.

Nie dość, że nie napiłeś się, nie dość, ze nie udało ci się skopać tego facia, co chciał cię śrubokrętem przedziurawić, to na polecenie ochroniarz – laluni, jacyś górnicy przytrzymali cię, aż przybiegła grupa ochroniarzy.

Zabrali was obu.

Dyszącego i wyrywającego się górnika i ciebie.

Jednak po drodze zainterweniował facet, który pił przy barze gdy zaczęła się zadyma. Pogadał z resztą ochrony i ci, zamiast do izolatki, zaprowadzili cię do rodziców.

Na szczęście nie było matki, tylko Alan.

Kiedy jednak ochrona wyjaśniła, co się stało twój ojciec zrobił coś, czego nigdy wcześniej nie robił.

Nim ktokolwiek, włącznie z tobą, zdążył zareagować, ojciec strzelił cię w pysk.

I to nie z liścia, lecz po męsku – pięścią w gębę. Nawet nie spodziewałeś się, że ma tyle pary.

Padłeś po tym na glebę, a ojciec znów się do bicia zabierał, lecz na szczęście ochrona wkroczyła pomiędzy was i powstrzymała Alana przed kolejnymi ciosami. Spojrzałeś na jego twarz i zmartwiałeś. Jego oczy były zimne i ... obce. Wpatrzone w ciebie z absolutną wściekłością.

- Sven – usłyszałeś niewyraźnie, bo brzęczało ci w uszach po ciosie – lepiej zbieraj się i nie wychodź z kwatery wcześniej, niż do pracy.

Pokiwałeś głową i wyszedłeś. Nie chciałeś patrzyć na ojca w takim stanie.

Wracałeś do kwatery nadal widząc te jego złe, zimne oczy...

Po drodze napatoczyłeś się na Kamila i Artiego, twoich kumpli, mniej więcej w podobnym wieku. Kamil zorganizował skądciś flaszkę i mogliście usiąść i ja rozpić we trzech w twojej kwaterze.

Ale po tym, jak ojciec cię uderzył, nawet alkohol nie pomagał.



Selena Stars


Miało być tak pięknie. Chwila zabawy w prawie luksusowych warunkach. Parogodzinna ucieczka od tego, z czym przyszło ci się mierzyć, na co dzień. Zimne miejsce do spania, letnia woda do mycia i przygnębiająca rutyna. Teraz musiałaś do tego wrócić. Co więcej wystąpienie Dyrektora dawało ci przedsmak tego co ciebie i innych czeka w najbliższych dniach czy nawet tygodniach. A jeśli ciebie to wkurzało to wyobraź sobie jak podziała na ludzi, którzy już wcześniej poziom agresji mieli niebezpiecznie podniesiony. Tak jak ten facet z kantyny „Stara Ziemia”.

Spłukiwałyście wraz z Beth wspomnienie po tej dziwnej burdzie w kantynie C-28. Zarobiony „Chuck” podrzucał wam, co chwilę zmrożone piwo, ale dzisiaj wyjątkowo zimny napój przypominał wam tylko o tej lodówce, na której musiałyście spędzić jeszcze dwa i pół roku. Rozmowy się nie kleiły. Humor się wam zważył. Jedyne, co wam zostało to po prostu pójść spać. Spora ilość wypitego piwa sprawiła, że dość szybko zapadłaś w drzemkę. Z resztą na Ymirze nauczyłaś się tego tricku; jak człowiek nie pracuje lub się nie bawi to śpi.

Poczułaś pod nogami trzeszczący śnieg. Biel była tak oślepiająca, że miałaś wrażenie, że patrzysz prosto w słonce. Ale słońca nie było, nie tu. Tylko lodowa pustynia. Ty stałaś sama w jej środku i nie wiedziałaś, w którą stronę się skierować, nie miałaś żadnego punktu odniesienia. Spojrzałaś na termometr wszyty w skafander. Temperatura spadła. Trzeba było podjąć decyzję i to szybko. Musisz znaleźć schronienie zanim skończy ci się zdatne do oddychania powietrze w kombinezonie. Masz zapas na dwie godziny. Spanikowałaś. Zaczęłaś biec na oślep w nieznanym kierunku i potknęłaś się o coś. Uderzyłaś maską o kawał lodu i skafander uległ rozszczelnieniu. Poczułaś, że tracisz ciepło, tracisz oddech, tracisz życie. Pełzłaś przez śnieg i lód wiedząc, co musisz zrobić by się ratować. Znaleźć ciepłe. Pić ciepłe. Wtedy ocalejesz.

Obudziłaś się łapczywie zaczerpując tchu. Przepłukałaś twarz letnią wodą i zobaczyłaś, że przespałaś sześć godzin. Wydawało ci się jakby minęły dopiero dwa kwadranse. Głowa bolała a w gardle miałaś sucho, poza tym chciało ci się dalej spać. Wiedziałaś jednak ze nie masz czasu na sen, bo niedługo zacznie się twoja zmiana.



Nicole Sanders

Bójka z udziałem krewkich górników zakończyła się bardzo szybko. Kilku innych pracowników korporacji VITELL próbowało rozładować napięcie strojąc sobie niedwuznaczne żarty i aluzje do narzędzi pracy, co podziałało, jak należy. Ludzie zaczęli się śmiać, dowcipkować i żartować.

Atmosfera poprawiła się, kiedy ochrona zabrała obu uczestników bójki. Na miejscu był szef patrolu interwencyjnego, który złożył stosowny raport, potwierdzając twoją wersję wydarzeń.

Straciłaś ochotę na zabawę dzisiejszego wieczoru, tym bardziej że za kilka godzin miałaś objąć stanowisko przy „Czujce” jak nazywaliście salę ochrony C-06, gdzie znajdowało się pomieszczenie łączności i monitoringu prawie wszystkich publicznych miejsc na Poziomie C. Wlepianie wzrok w monitory oraz rutynowe patrole nie były czymś, co należało do twoich ulubionych zajęć. Pożegnałaś się z „Golasem” i znajomymi z C-28 i wróciłaś do swojej kwatery.

* * *

Później.

Sala C-06. „Czujka”. Do bólu oczu wpatrujesz się kolejną godzinę w rząd ekranów. Obrazy przesyłane przez kamery są jednakowe. Chodniki, korytarze – te same widoki, które niekiedy zakłóci jedynie jakiś przechodzący człowiek – górnik spieszący na swoją szychtę, wezwany do naprawy mechanik, niekiedy „Lotka” – patrol ochrony krążący po kompleksie.

Niekiedy wsłuchujesz się w szum w komunikatorach, urywane zdania wyłapywane gdzieś z kosmosu – pewnie na „Oku” – czyli satelicie łącznościowym.

Monotonia i rutyna. Codzienność.

„Golas” przyniósł ci kawę. Widzisz, że faceta coś gryzie od kiedy przyszedł na zmianę. Łyka kolejną „pigułkę szczęścia” – trzecią lub czwartą. Weźmie jeszcze kilka i będzie się debilnie uśmiechał przez następne dwie – trzy godziny.

- Spójrz tam – powiedział nagle, przerywając panującą w „Czujce” ciszę.

Wskazuje ci korytarz, którym idzie Chuck – pomocnik Polaczka z C-28. Ale nie to jest najważniejsze, lecz plama krwi wyraźnie widoczna przed wejściem do kantyny i uchylone do połowy drzwi zamykającej śluzy.

- Lecimy – dyszy „Golas” chwytając pistolet elektryczny.

To faktycznie blisko. Zaledwie dwa korytarze dalej.





Dihraj Mahariszi


Po powrocie do swojego biura zająłeś się próbą zbadania nagrania zony, które przesłała na twoje WKP. Najpierw obróbka dźwięku, potem łączność z siecią KOSMO dostępną dl a ciebie w nagłych przypadkach po podaniu hasła. Połączenie było słabej jakości, lecz po dłuższym oczekiwaniu na wyświetlenie danych mogłeś wrzucić bełkot niedoszłego samobójcy do wielkiego translatora ziemskich języków. Nie trwało to długo, chociaż obawiałeś się, że łącze w każdej chwili się zerwie, kiedy na holowyświetlaczu pojawił się napis:

JĘZYK NIEZIDENTYFIKOWANY.

Więc to był jedynie bełkot. Tak myślałeś.

Czułeś się zmęczony, a jutro miałeś sporo spotkań z personelem – więcej niż zazwyczaj.

Przed zaśnięciem obejrzałeś raz jeszcze wrzucone do bazy danych Sekcji Medycznej przypadki załamań nerwowych – w ciągu doby naliczono ich dwadzieścia siedem, z czego osiem naprawdę poważnych – z agresją ukierunkowaną na siebie lub innych.

Zasnąłeś po jakimś czasie.

Śniłeś o mężczyźnie z otwartymi oczami w Komorze Regeneracyjnej. Płyn wypełniający zbiornik był czerwony od krwi. Mężczyzna mówił w twoim śnie. Bełkotał w tym dziwacznym niby – języku. Co gorsza – we śnie rozumiałeś co on mówi. Każde słowo.

Kiedy jednak obudziłeś się ze snu nie pamiętałeś już niczego.

Czas do pracy. Kamini już wyszła. Znów pewnie jakieś pilne wezwanie.




Ray Blackadder


Szedłeś przez korytarze nie do końca wiedząc, co zrobisz, jak dotrzesz do kwatery Slewnackyego. Pas z narzędziami, które masz posiada sporo ciekawych i użytecznych przedmiotów. Jednym z nich jest śrubokręt o naprawdę długim ramieniu, które uznać można za wspaniały bagnet.

Czujesz, jak mgła podniecenia przesłania ci oczy. Idziesz, drżąc na myśl o tym, że zaraz będziesz ... właściwie sam nie wiesz co. Ale coś, co sprawi ci dużą przyjemność.

Niestety, czasami dzieje się tak, że plany biorą w łeb.

W tym przypadku wzięły dosłownie.

Nie przewidziałeś jednego. Że Slewnacky będzie na ciebie czekał. Kiedy sforsowałeś przy pomocy swoich narzędzi drzwi do jego kwatery C-78, stał za wejściem i jak tylko przestąpiłeś próg zdzielił cię w głowę czymś ciężkim.

Udało ci się nie stracić przytomności, lecz kolejny cios spadł ci na bark.
Nie czułeś bólu. Tylko wściekłość, ze dałeś się zaskoczyć. Odturlałeś się na bok wymachując na ślepo swoim śrubokrętem. Jednemu z machnięć towarzyszył opór i wrzask bólu i wściekłości.

Uniosłeś głowę potrząsając nią, bo oczy zalewała ci krew z rozbitej głowy.
Slewnacky stał nad tobą z kluczem do dokręcania zaworów ciśnieniowych w ręce. Wziął oburącz zamach i zawył jak zwierzę. Ty nie czekałeś. Rzuciłeś się w przód celując mu ostrzem narzędzia w brzuch – niestety wkrętak ześliznął się kombinezonie.

Zwarliście się..... a powstrzymywana do tej pory furia wybuchła czerwienią pod oczami. A może to twój pomocnik w końcu zadał porządny cios.

Nie pamiętasz.

* * *

Ocknąłeś się w jakimś małym pomieszczeniu czując, że na głowie masz opatrunek ze syntskóry, podobnie jak w kilku innych miejscach. Nie masz na sobie kombinezonu, lecz zwykły
strój technika. Zniknęły również narzędzia.
Pomieszczenie w którym jesteś oświetla mała świetlówka i w jej blasku widzisz ciemnobrunatne plamy na dłoniach. Krew.

Widzisz również oznaczenie kodowe na drzwiach. A-32. Poziom aresztów.




Seamus Gallagher


Kwatera C-328. Kwatera Kellera.

Zwykła. Chłodna. Z jakimś holoplakatem gołej babki na ścianie, obok którego powieszono jakieś dewocjonalia. To jedyny element nie pasujący do reszty wyposażenia zafundowanego przez korporację VITELL.

Poruszając się po kwaterze czujesz się tak, jakbyś sprawdzał swoją.

Osobiste rzeczy Kellera nie zawierają niczego, co by rzucało światło na jego tajemniczą śmierć. Nie znajdujesz nic niezwykłego.

Już masz wychodzić, kiedy twój wzrok pada na WKP Kellera leżący na stoliku. Może coś tutaj znajdziesz. Jakiś wpis – cokolwiek. Wciskasz włącznik, lecz ekran nadal pozostaje ciemny. Albo rozładowała się bateria – co jest prawie niemożliwe, albo coś zdechło. Po chwili wahania chowasz WKP Kellera do kieszeni.

Wchodzisz jeszcze do pomieszczenia sanitarnego. Niewielka toaletka i kabina prysznicowa – dokładnie jak u ciebie. Tylko u Kellera na szkle lustra widzisz zrobiony czymś czerwonym napis.

„Ciepłe! TO idzie po nas. Po naszą krew! Krew jest CIEPŁA. Jest WE MNIE!!!!”

Na metalowej umywalce leży kawałek szkła, którym Keller najwyraźniej rozciął sobie ciało.

Nie masz wątpliwości. Szaleństwo dotknęło twojego kompana z brygady.

Pukanie stojącego na czujce Hal daje ci znak i opuszczacie kwaterę.

W samą porę bo w chwilę później mijacie ochronę w ciężkich skafandrach z oznaczeniami Sekcji B, która zatrzymuje się przed kwaterą C-328.

* * *

Wróciłeś do siebie i nadszedł czas snu.

Za kilka godzin czeka cię ciężka praca. Nie mogłeś jednak zasnąć. Cały czas myślałeś o napisie w kwaterze Kellera. Już gdzieś słyszałeś te słowa. Tylko gdzie?

Zasnąłeś i spałeś do momentu, kiedy wibrujący sygnał dzwonka nie wyrwał cię z tego stanu.
 

Ostatnio edytowane przez Ravanesh : 24-09-2010 o 18:38. Powód: literówki
Ravanesh jest offline