Sinthel spokojnie przyglądał się okolicy. Coś mu nie pasowało. Nie ten wiatr, nie ten zapach. W ogóle okolica jakaś taka pełna życia, nie to co wokół Myth Drannor - jakby dzika i zagubiona. Jednak tą zagadnę przyjdzie im rozwiązać w późniejszym czasie. Teraz trzeba było trochę rozluźnić atmosferę, bo jeszcze sekunda i skończą na powrozach z wyjedzonymi przez wrony oczodołami.
Elf spojrzał w górę i usłyszał mocno oddalony, znajomy pisk. Całe szczęście Arii był cały i zdrów. Orzeł zatoczył kilka kółek i spokojnie wylądował na jednej z grubych, odsłoniętych gałęzi. Sinthel spokojny już o swojego przyjaciela zrobił krok do przodu.
-Spokojnie braciszku. Nie ma powodu się unosić. Wszystko na pewno da się wytłumaczyć. - Elf poklepał brata po plecach.
-Jak już zdążyliście, mam nadzieję, się domyślić z naszych chaotycznych wypowiedzi, przybyliśmy do tych ruin w poszukiwaniu zapomnianych przez bogów i świat skarbów, jednak nasza wyprawa została dość gwałtownie przerwana przez sporą grupę czartów. - słowa te kierował do Avarionus, który wyraźnie przewodził komandu.
-Wy, panie, także wspomnieliście o czartach. Skoro my ujawniliśmy swoje zamiary, też chcielibyśmy wiedzieć, co tak duży oddział elfów robi w tych niebezpiecznych stronach. - kontynuował z uśmiechem.
Miał nadzieję, że ostatnie zdanie nie zostanie zrozumiane przez elfy jako żądanie, a raczej jako prośba. Szczególnie, jeśli chodzi o obecnego krasnoluda, który najwyraźniej zabijałby wszystkich, których napotka na swojej drodze.