Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-09-2010, 23:55   #35
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
- Hyh, trafiony zatopiony - burknął Dale, gdy uciekający czarnuch wyrżnął gębą o glebę.

Obaj mężczyźni, a za nimi i Sherry podeszli do truposza. Gdy Maurice odwrócił go na plecy dziewczyna stwierdziła, że to jednak nie on. Murzynowi przyszło do głowy, że facet zginął przez głupie przewidzenie dziwki. W sumie słyszał o bardziej beznadziejnych sposobach na odejście z tego świata, ale nie znał ich znowu tak wiele.

Nie było jednak czasu by rozmyślać nad tym czy leżący przed nimi truposz mieścił się w dziesiątce najgłupszych śmiertelnych przypadków czy tylko tuż za nią. Facet trzymał w martwej dłoni kanister, który jednak, jak się okazało, ucierpiał w wyniku kanonady Cobbera.

- Kurwa! - skomentował krótko Freeman.

Gdy ze zbiornika wyciekło wszystko co znajdowało się powyżej otworu po kuli były diler przestał się starać zatkać dziurę. Nie miało to już większego sensu. Wstał, postawił ostrożnie baniak na ziemi i jeszcze raz krzyknął uspokajające "Kurwa!". Miał ochotę w coś uderzyć, ale nie było niczego w pobliżu poza truposzem. Kopnął więc w niego wkładając w to całą siłę. Trochę ulżyło. Jednocześnie poczuł, że trochę mu gorąco dlatego zdjął płaszcz, który opuścił na ziemię. Ten jednak, jakby przez coś ciągnięty, spadł na piach o wiele szybciej niż powinien. Maurice przypomniał sobie o zawartości jednej z wewnętrznych kieszeni.

- Ma ktoś ochotę na łyczek czegoś mocniejszego? - spytał wyciągając zakurzoną butelkę. - Ostatni samogon z Alice Springs.

Nawet się nie obejrzeli, a w trójkę siedzieli na jakimś krawężniku, sącząc po kolei cudowny napój. Może i palił, ale przynajmniej uspokajał. Najwyraźniej u kobiet musiał jednak wywoływać zgoła odmienny efekt, gdyż Sherry nagle wypaliła do Cobbera:

- Daj mi pistolet - gdy tylko go złapała przystawiła go sobie do głowy i wcisnęła spust. Żaden z mężczyzn nie zdążył nawet zareagować. Na szczęście motocyklista po pijaku musiał zachowywać się rozsądniej gdyż dał jej nienaładowaną giwerę. A może to efekt tego, że przed chwilą wystrzelał resztę magazynku w tego uciekającego czarnucha?

Tak czy inaczej blondynka całkiem się rozkleiła, a ponieważ Maurice trzymał właśnie flaszkę z resztką bimbru wstał z trudem i odszedł kilka kroków do tyłu. Wolał nie krępować Dale'a jeśli ten zechce spełnić swoje senne marzenia. Nie był jednak w stanie odejść daleko. Zaledwie 2-3 metry od parki oparł się o stary dystrybutor i tak już został, mimowolnie przysłuchując się rozmowie, a raczej przemowie dziewczyny.

- Czy ty wiesz, co to znaczy być zgwałconą, oszczaną, umierającą z głodu? - spytała wreszcie blondynka. Freeman mimowolnie uśmiechnął się na wspomnienie "zabawy" Cobbera na przypuszczalnym trupie, który jednak okazał się żywą personą. Co ten alkohol robi z człowiekiem, na trzeźwo w życiu by się z tego nie śmiał.

Nie wytrzymał jednak dopiero, gdy Sherry zaczęła błagać o śmierć. Sam nie wiedział co go tak bardzo śmieszyło, widok był bardziej żałosny niż śmieszny, a jednak parsknął.

- Myślisz, że co? Że co, ty murzyńska pało? Że tej pierdolniętej kobiecie całkowicie odbiło? Że już od dawna ma nierówno pod sufitem? Myślisz, że co? Że sama zakopała się po pachy w piachu pozostawiając butelki w około? Oni wpierdolili Bonnie, kawałek po kawałku, rozumiesz kurwa? Nie, nie zabili jej, tylko by zachować świeżość mięska odcinali kurwa po kończynie, rozumiesz? To była ich pieprzona spiżarnia.

Maurice jedynie wzruszył ramionami. Nie zamierzał wdawać się w dyskusję. Należał do tego rzadkiego typu człowieka, któremu alkohol zawiązuje usta zamiast je rozwiązywać. Blondynka rzuciła się nagle na Dale'a w nadziei na znalezienie magazynka, a ponieważ ten nie miał zamiaru reagować, musiał to zrobić Freeman. Tej wariatce mogło by przyjść do głowy żeby powystrzelać ich wszystkich.

Oderwał się od dystrybutora, zrobił kilka kroków naprzód, a następnie trzepnął dziewczynę z liścia. Musiał to zrobić dość mocno, gdyż ta aż wylądowała na ziemi. Tego z kolei nie wytrzymał Cobber, który momentalnie zerwał się z ziemi i uderzył dilera z Alice. Czarnuch złapał się za nos, upuszczając butelkę, która roztrzaskała się o krawężnik.

- Powaliło cię?! - rzucił, ale jego towarzysz już przystępował do kolejnego ataku. Kolejne dwa ciosy i Maurice leżał na ziemi, a Dale na nim. Obaj szarpali się przez chwilę, gdy Freeman mimowolnie spojrzał w stronę leżącego trupa. Ale trupa nie było.

- Czekaj - uspokoił kumpla. - Gdzie sztywniak?

* * * * *

Uciekali. Uciekali czym prędzej. Nie trzeba było być geniuszem, żeby wpaść na to, że nie mieli wielkich szans na przetrwanie. Największe zdawał się mieć Dale bo biegł pierwszy. Zasuwał jakby już jechał na motorze. Kilkanaście metrów za nim podążał Maurice, którego dodatkowo spowalniał trzymany w ręce kanister. Facet całkowicie spanikował, ale nie na tyle by zatracić instynkt przetrwania. Paliwo było równie ważne co życie, gdyż życia bez niego nie było nic warte. Ostatnia biegła zmęczona Sherry krzycząc:

- Czekajcie, proszę, nie zostawiajcie mnie żywej, błagam!

Nie dadzą rady, to niemożliwe. Nie wszyscy. Tych skurwysynów trzeba czymś zając, trzeba im rzucić kogoś na pożarcie. Nie! To już przesada. Nie można od tak kogoś poświęcić. Ale jeżeli tego nie zrobimy zginiemy wszyscy. Ona i tak prosi o śmierć. Wyświadczymy jej w ten sposób przysługę. Nie, to nieludzkie! I tak ją czeka śmierć, chyba lepiej, żeby była szybka? Ale zabić tak z zimną krwią bezbronną osobę? Załatwić cholernego gangstera to jedno, ale zwykłą dziewczynę błagającą o litość? Ona i tak zginie, ale my nie musimy!

Freeman przystanął na chwilę, odwrócił się sięgając za pas po pistolet. Wycelował z trudem w nadbiegającą Sherry. Co się z nim stało? Co zrobiło z niego takie zwierzę? Kiedy upodobnił się do własnych oprawców, którzy byli w stanie zabić każdego dla najdrobniejszego nawet zysku? Z załzawionymi oczami pociągnął za spust.
 
Col Frost jest offline