Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2010, 00:42   #6
Terrapodian
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Sala Samuela przypominała ogromną jaskinię. Wchodziło się przez duże, okute drzwi i można było spodziewać się, że sama sala będzie równie bogata. Tymczasem oprócz tronu nie było żadnych ozdób. Kamienne ściany, sufit wilgotny, a podłoże zimne i twarde. Panował chłód, a jedyne źródło światła dawały pochodnie.

Michael wleciał do pomieszczenia. Jego czarne pióra zatrzepotały, gdy wylądował u stóp wielkiego, czarnego tronu, na którym zasiadał Samuel. Zwiesił głowę pokornie, w milczeniu, po czym zrzucił swoją sztuczną postać. Jego ciało wydłużyło się, głowa zwiększyła się i zmieniła kształt, a czerń piór zafalowała niczym woda, zmieniając się w żółć futra.

Przed Samuelem klęczał na jednym kolanie Slave w swej wilczej formie, odziany w nieodłączne, skórzane ubrania.

- Witaj, panie. Twoi wierni słudzy przynoszą Ci dary i nowiny z jaskiń Salartus. Prosimy, racz spojrzeć na nas łaskawym okiem- powiedział z szacunkiem.

Lauri Mäsienta wkroczył powolnym krokiem nie zamieniając się w Salartus. Lata spędzone jako Sadesyks wpłynęły na jego wygląd. Był bardzo wysoki, mający ponad dwa metry wzrostu, skóra ledwo trzymała się na kościach, co było widać w zapadniętej twarzy o podkrążonych oczach. Łysy, z długim, prostym nosem, o pustym i beznamiętnym spojrzeniu. Przyklęknął tuż obok Slave'a i dodał ponurym głosem;
- Ze względu na nieudolność Salartus z którymi współpracowaliśmy, nie odnaleźliśmy lustra...
Lew rzucił Lauri'emu krótkie spojrzenie, mające go zmusić do milczenia, po czym przejął pałeczkę.

- Panie, Salartus nie odnaleźli Lustra, ale zyskali coś, co może Cię zainteresować. Nazywają to Drogowskazem, to rodzaj kompasu, który wskazuje drogę do Lustra. Niestety, Salartus, który wprawiał pióro Feniksa w ruch, zginął. Jego rasa, Aborrencimento, jest dość rzadka, pokładamy jednak wiarę w to, iż środki, jakimi dysponujesz, Mistrzu, będą w stanie rozwiązać ten problem- mówiąc to, wyciągnął z kieszeni Drogowskaz i nie wstając, wyciągnął dłoń z przedmiotem w stronę Samuela.

Masienta warknął coś do siebie i dodał jeszcze szybko;
- Mamy też przedstawicieli Salartus, cennych przedstawicieli, a z nimi pewną kobietę, która z pewnością przyda ci się, Mistrzu... Czekają ofiarni i poddani. Nie uciekną.
- Niemniej- dodał spokojnie Michael- zdobyliśmy Drogowskaz, wchodząc z nimi w umowę. Mieliśmy dostać go za opiekę medyczną nad ową kobietą i zostawienie Salartus w spokoju. Czyż słowo honoru sług Twych, Mistrzu, nie jest i Twym słowem?

Dalej, pokaż mi, że masz honor. Pokaż mi, że nie oszukiwałem się przez te wszystkie lata

- I jeszcze jedno, Mistrzu. Przez lata żyliśmy wśród Salartus. - mówił Lauri. - Znamy ich lepiej, niż można to sobie wyobrazić. Wiemy jak działają, więc teraz są w naszych rękach. Bez Drogowskazu nigdy nie dotrą do Lustra, a dla nas to jedynie kwestia czasu. Znamy ich, wiemy jak manipulować. Oni nie są już zagrożeniem, oni nie zaatakują. Bez Opiekunki są bezbronni. A my teraz znamy ich... czyli spełniliśmy większą część twej woli.

Samuel wstał z swego tronu i podszedł powoli do Michaela. Spojrzał na niego z góry, po czym chwycił Drogowskaz i obejrzał go okiem znudzonego znawcy.

- Czy to wszystko, co dla mnie macie?- spytał zimnym głosem, w którym kryła się groźba.
Lauri oczekiwał na gniew Samuela i spodziewał się bólu. Ale niekoniecznie śmierci;
- Wszystko? Mamy Starszą z Salartus, która jest jedną z napotężniejszych Salartus, a do tego jedną z najrzadszych, mamy kobietę, która posiada moce o jakich nie słyszeliśmy, zinflirtowaliśmy społeczeństwo Salartus i teraz oni są zdani na naszą łaskę. To wszystko!
- Mistrzu!- lew wstał z zszokowanym wyrazem twarzy- Dałem słowo honoru, że nie stanie im się żadna krzywda!
Masienta zaśmiał się cicho i spojrzał na Samuela;
- Wyciśnij ich jak sok, zetrzyj na miazgę, niech tylko przekażą swoją wiedzę...
- Nie do ciebie należy to, co z nimi zrobię- władczy wzrok Opiekuna przywołał Lauri'ego do porządku- Ani nie do ciebie...- lew uklęknął automatycznie, zwieszając wzrok, bardziej z przyzwyczajenia niż z szczerych chęci.
Lauri jeszcze przez chwilę patrzył na Samuela, a potem rzekł;
- Dobrze więc, wprowadzimy Opiekunkę i kobietę, a ty Mistrzu zdecydujesz co z nimi zrobisz... i z nami.

Samuel pstryknął palcami. Ciężkie drzwi otworzyły się, gdy dwójka ludzkich Obdarzonych wprowadziła Opiekunkę i Cloe. Dziewczyna była dalej nieprzytomna, ale duma i pogarda bijąca z oblicza kapłanki Salartus wystarczyła spokojnie za obie kobiety. Nie omieszkała obdzielić nimi zarówno Samuela, jak i jego sług. Ogon Michaela przylgnął do jego ciała, a uszy oklapły, co upodobniło go do zbitego psa.
Samuel podszedł do Opiekunki. Stanął przed nią, z szyderstwem w oczach spoglądając na jej dumne oblicze. Wydawało się, że chce ją uderzyć, ale zamiast tego zwrócił się do kobiety i zapytał;
- Co jest w niej takiego niezwykłego?
Dama, bo inaczej Michael nie potrafił jej określić, nie dała po sobie w ogóle poznać, że stoi przed nią jedyny mężczyzna jej własnej rasy. Jej dumne spojrzenie i wyraz twarzy mówiły, iż nie widzi powodu, by odpowiedzieć, zupełnie, jakby był to tylko powiew wiatru, a nie agresywny Samuel. Slave, obawiając się o stan kobiety, odparł za nią:

- Wzmacnia Salartus samą swą obecnością, słabnąc przy nich. Poza tym, zdaje się nie kontrolować swych mocy i z tego co wiemy, inni ludzie nie potrafili jej zrozumieć. Dlatego właśnie zgodziła się udać do Salartusowych jaskiń.
Samuel zamyślił się. Stanął nad Cloe i spojrzał na nią swoim wzrokiem. Przejechał palcem po twarzy, po czym machnął dłonią;
- Zabrać ich, tam gdzie reszta, ale do osobnej celi. Mam wobec nich własne plany.
Następnie zwrócił się w kierunku dwójki byłych Salartus i zapytał z szyderstwem w głosie;
- A co mam zrobić z wami? Wróciliście bez lustra... Wprawdzie z darami, ale nie wykonaliście mojego polecenia!
Słowa Samuela przeszły jakby obok lwa. Zdał sobie sprawę, że to koniec, że odwołanie się do honoru tej istoty było od początku błędem. Najpierw nie mógł niczego zrobić ze względu na swoich „towarzyszy”, a teraz zawiodła ostatnia deska ratunku. Spojrzał kątem oka za wyprowadzaną Opiekunką, a ich spojrzenia zetknęły się na krótką chwilę, nim drzwi się zatrzasnęły. Pogarda, jaką wyczuł od kobiety miała palić go do końca życia.
Lauri nie czuł nic po słowach Samuela. Już dawno pozbył się ludzkich uczuć. Nawet honor starego Lauhelmaasielu odszedł gdzieś w dal. Zdołał powiedzieć tylko;
- Możesz i zabić, ale stracisz wtedy ostatnią szansę na odnalezienie Lustra, bo nie będziesz miał drugich takich wiernych ci podwładnych.
- Tak, Lauri, Ty mnie nie zawiodłeś, co zaś do Michaela...- cisza po jego słowach zabrzmiała złowieszczo- Odejdź, jesteś wolny. Zostaw mnie samego ze Slavem. Muszę z nim porozmawiać w cztery oczy.
- Zgodnie z życzeniem, mistrzu - odpowiedział Masienta, wstał i wyszedł kierując się do drzwi.
- Jeszcze jedno- głos Samuela zatrzymał mężczyznę, nim ten zdążył przekroczyć próg- Tym razem wam darowałem, ale jeśli następnym razem mnie zawiedziecie, to nie będzie litości. Chcę, by to było dla was jasne.

***

Wyszedł z sali w wielkim wzburzeniu. Setki lat spędził w kościstym więzieniu, wiele metrów pod ziemią, by teraz zostać oskarżonym o nieudolność. Ale Samuela nie dało się zadowolić. Nie przynieśli Lustra, chociaż nazwał Lauriego wiernym sługą. Może to dobrze, że nie otrzymał artefaktu. Nie można pozwolić by stał się zbyt silny.

W tej chwili Fin darzył go nieskończoną nienawiścią, którą potęgowała rozpacza dewastacji jego psychiki, jaka dokonała się przez lata uwięzienia wśród Sadesyksów. Owszem, nauczył się wiele, lecz nie był pewien, czy cena jaką zapłacił za to nie jest zbyt wielka. W tej chwili marzył jedynie o śmierci, ale zdawał sobie sprawę, że nie dane mu to będzie. Samuel wie o tym i będzie się starał utrzymywać Lauriego przy życiu, w męce.

Jest jeszcze jedna rzecz. Samuel musi zginąć i ambicją Mäsienty jest zadanie mu ostatecznego ciosu, po którym upadnie. Nie było w tym szlachetnych pobudek. Chciał go ubić, by odwdzięczyć się za los jaki go spotkał. Za to, że został z niego strzęp człowieka, cień wielkich ambicji targających Finem.

Padł na kolana i chwycił się za twarz. Nienawidził siebie, otoczenia i wszystkiego. Zagłębił paznokcie w skórze i pociągnął, tworząc otwarte rany. Krew zaczęła płynąć po dłoniach. Ile zostało Lauhelmaasiela w Laurim Mäsienta?

***

"Mamo, słyszy mnie? Błagam, pomóż mi..."

Leżał we własnej celi, wpatrując się błędnym wzrokiem w ścianę. Następnie znów zaczął się tarzać i obijać o twardą powierzchnię. Już całe ciało miał w bliznach, sińcach, a ubranie zachlapane krwią. Spał trzy godziny dziennie, a złe myśli nawiedzały go nieustannie. Czuł w sobie palący gniew, ale nie potrafił znaleźć innego źródła niż autoagresja.

Od czasu przyprowadzenia jeńców, nie widział Samuela. Nie miało to jednak znaczenia. Wiedział, że wkrótce się odezwie. Da im też takie zadanie, które będzie prawdopodobnie ich ostatnim. Nie mógł liczyć na to, że im przebaczy. Raczej ukarze w dość subtelny sposób.

Usiadł. Czuł krople krwi spływające z rozbitej głowy. Bosy, w podartym ubraniu, zarośnięty, wyglądał jak bezdomny. Ale mieszkańcy Miasta znali go bardzo dobrze. Bali się, bo często wpadał w szał i karał okrutnie za nic. Kiedy widzieli ponurego Sadesyksa chodzącego korytarzami, ukrywali się. Szczególnie ludzie, bo Salartus Lauri z reguły nie tykał. Za to podzielał fascynację Samuela ich dotyczącą.

"Mamo, nienawidzę siebie..."

- Tę zarazę należy wyplenić - powiedział do siebie.

Znowu przechodził korytarzami Miasta. Doglądał ludzi tutaj mieszkających. Czasami przypatrywał się pracy Salartus godzinami. Nie miał w tym żadnego celu właściwie. Chociaż czasami pomagał pośrednio Samuelowi. Ostatnio stłukł jakiegoś człowieka, który wstawił się obroną wobec jakiejś Obdarzonej. Lauri przyczepił się tego, że próbowała coś szmuglować. Mniejsza o to, czy była to prawda. Fin miał wtedy zły humor. Uderzył ją w twarz, a wtedy mężczyzna miał czelność rzucić się na tak ważną personę. Lauri wpadł w prawdziwy szał i tłukł go kawałkiem żelastwa tak nieopamiętanie, że po chwili ze zmiażdżonej czaszki człowieka ściekały z krwią kawałki mózgu.

Ciekawe, czy Samuel wiedział o tym małym incydencie...

Dzisiaj natomiast nie było nic ciekawego. Obserwował jakiegoś jaszczurczego Salartus, potem paru Obdarzonych. Gdzieś mignął mu Slave, ale jego miał nadzieję już nie zobaczyć. Irytujący człowiek. "Dałem słowo honoru" - co za bzdura! Jakby słowo honoru liczyło się w tych zgniłych czasach. Ludzie opowiadali o zmianach jakie zaszły w ciągu czterech wieków nieobecności Karela. To nie było do pomyślenia. Nie było takiej siły, która skłoniłaby Lauriego do powrotu. Bo gdzie by się odnalazł?

Pozostaje czekać na kolejne słowo Samuela. Potem należy ukąsić. Niczym żmija rzucić mu się do gardła. Czuł w powietrzu, że coś się szykuje, ale nie potrafił powiedzieć konkretnie. Niestety wszyscy mieszkańcy Miasta mieli Lauriego za fanatycznie oddanego hybrydzie, więc nie miałby szansy wystąpić jako przywódca ewentualnego buntu. Jednak jeśli ten nastąpi, to nie zawaha się ani minuty przed wbiciem noża w gardło tego dziwadła.
 
Terrapodian jest offline