"Lucky Winkles... , Lucky Winkles... " - nazwa tego baru będzie odbijała się niczym echo w jego głowie przez długi czas. Lokal okazał się być miejscem życiowej porażki. Pierwszej, której naprawdę żałował. Stracił ucznia, a zarazem przyjaciela. Profesor nie chciał już nigdy więcej tam wracać. Czuł się jak Obi – Wan, gdy Anakin przeszedł na Ciemną Stronę. Dokładnie tak. Ból i żal z powodu wyborów ucznia tkwiły gdzieś głęboko i będą tkwiły dość długo. Ale jak to mówią czas powinien leczyć te rany.
Pomimo niezbyt dobrej atmosfery tego spotkania, Eric bał się trochę o McPercy'ego. A jednak. Nie da się zapomnieć o wszystkim ot tak. O długich godzinach wspólnych rozmów i milionach przygód jakie ich spotkały. Bał się, że Armone może mu coś zrobić. Niestety, taki jest przestępczy świat. "Kto jest wrogiem Dzieci Polaka jest i moim wrogiem" – tak uważał Watson. Eric był zdenerwowany. Telefon telepał mu się w dłoni. W końcu udało się wybrać numer do Stana.
Zawsze denerwujący dźwięk podczas łączenia stał się jeszcze bardziej... wkurwiający! I jeszcze ta sekretarka. Złe emocje zagotowały się w Profesorze. - Stan. Witaj. Chyba poznajesz mój głos, stary brachu. Profesor z tej strony. Właśnie jestem po nieprzyjemnej rozmowie z naszym przyjacielem Eddie'm dlatego liczę na to, że chociaż nasze spotkanie przebiegnie w pokojowej atmosferze. Co powiesz na spotkanie? Mam parę spraw, które musimy obgadać. Zadzwoń do mnie, gdy znajdziesz chwilę. Zastanów się nad miejscem i godziną spotkania. Aha. I dodam, że to dla mnie bardzo ważne. Rzekłbym, sprawa priorytetowa – zakończył ostro, tak, by Jefferson wiedział, że Ericowi zależy na spotkaniu.
Odwrócił się w stronę dwóch kolegów z grupy. - To co teraz? Do 23 jeszcze trochę czasu, a jak widać mój drugi przyjaciel na razie nie ma dla nas czasu - spojrzał pytająco na Tony'ego i Sheparda. |