Kurt
Charknął i splunął na ziemię. Podrapał się w czoło i ciągnąwszy konia za uzdę wykonał kilka kroków w stronę Melchiora.
- Zatem ruszajmy - mruknął - Ja tam swojego wierzchowca wolę mieć pod ręką, dlatego zabieram go ze sobą. Lepsza czy gorsza, stajnia to stajnia. Różnicy to nie robi.
To mówiąc mocniej naciągnął kapelusz.
- Prowadźcie zatem, panie Melchiorze. Szkoda czasu. Strudzon jestem i im szybciej udam się na spoczynek, tym lepiej. |