Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2010, 21:56   #8
akolorek
 
Reputacja: 1 akolorek nie jest za bardzo znany
Ciemności. Nic nowego powiedział by każdy jeden mieszkaniec podwodnego miasta ale „CISZA”. Nie… nie tutaj.
Ten mrok był jednak zupełni inny od wcześniejszych. Inny bynajmniej tutaj, gdzie cisza nie mogła… po prostu nie mogła wystąpić.


BLEEEEEEEEEEEEEEEE

Czar prysł. Przeraźliwie niski, odrażający jęk dał początek normalności tego miejsca. Niczym dzwonek oznajmiający przerwę rozpoczął nieustający napływ szeptanej paplaniny co w tym popapranym świecie było normą.
Ciemności i nieustający warkot wszystkiego co żywe a nawet martwe nie robiło na nikim i niczym wrażenia.
Czarno opierzony mały ptak siedzący na oskubanej kości ramieniowej nie miał problemów z widzeniem w takich a nawet gorszych ciemnościach . Co prawda był to obraz pozbawiony kolorów ale co ważniejsze wyraźny. Tak wyraźny, że dostrzeżenie zakrwawionego ostrego dzioba nie stanowiło najmniejszego problemu. Przeżuwając kawałek padliny bacznie obserwował okolice. Skupiony, zawsze czujny, niewidoczny w ciemności mógł to robić godzinami.


BLEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE

Kracząc po nosem wypluł kawałek zżutej padliny. Zrzędząc patrzył jak śmierdzące mięso spada i ląduje na ziemi.

- Co za gówno. Czy oni naprawdę myślą że zadowolę się czymś takim.


BLEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE


Rozpościerając skrzydła, bezszelestnie zeskoczył z kości. Lądując wbił swoje jeszcze małe pazury mocno w ziemie i zaciskając ziemię pod stopami znowu zaczął gderać coś pod dziobem…
Mimo swego młodego wieku był bardzo mocno doświadczony przez paskudne życie. Może właśnie dlatego był tak upierdliwym żyjącym w samotności potworem? On jednak zdawał się tym nie przejmować. W każdy dosłownie każdym organizmie widział tylko jeszcze… powtarzał „ jeszcze” chodzący wielki bądź mniejszy kawał padliny. Czasem smaczniejszy czasem gorszy kawał padliny. Bo przecież który kruk zwracałby uwagę na jakość padliny. Mięso jak mięso. Pazer za takie coś gotów był rwać z siebie pióra i rzucać każdą napotkaną sobie osobę.
To głód tak go doświadczył. Jeszcze kilka miesięcy temu głodował, darmo poszukując czegoś do jedzenia. Nawet gdy wytropił zapach był ostatnim padlinożercą na miejscu. Zastawał tylko gołe, lecz pachnące kości, które w jego mniemaniu były czymś najgorszym. Delektował się ich zapachem czując narastający głód. Pozbawiony sił zmuszony był pożywiać się ludzką znienawidzoną przez wszystkich jego krewnych padliną.

Kruk podniósł malutka głowę. Przekręcił ją w kolo. Widząc że w pobliżu nie ma niczego podejrzanego skulił i tak małe ciało przeciskając się w maleńką szparę miedzy cegłami. Egipskie ciemności i wypalający oczy smród. Tylko tyle można powiedzieć o tej norze.

- Witajcie. Czyja kolej ? – spytał podchodząc do cuchnącego stosu. – Który kawałeczek będzie najsmaczniejszy.

Z ciemności wyłoniła się wielka, cuchnąca sterta padliny. Pale, dłonie, nosy, oczy, wszystkie małe części ciała. Te większe leżały na innej stercie zaraz koło skór i paznokci.
Otwarty dziób kruka świadczył iż ma dzisiaj apetyt na coś większego, jednak przed pracą nie może się obżerać . Musi przecież być w formie by dostać następną nagrodę/zapłatę.
Poprzebierał w stercie mniejszych organów po czym podniósł głowę w dziobie trzymając zielony palec orka.
- O tak… kilku dniowy. – położył palec na ziemi i jednym dynamicznym ruchem dzioba oderwał paznokieć od reszty padliny. - Będziesz wspaniałą przekąską przed dzisiejszą ucztą.

Nadział palec na ostry dziób. Podrzucił w górę a chwile późnij palec znikł w czarnym ciele.
Obrócił się powtórzył czynność, którą wykonał przed wejściem do nory a gdy tylko ją opuścił rozpostarł skrzydła i w ciągu krótkiej chwili szybował już nad tym czymś którzy inni nazywali miastem. Dla niego było to miejsce nie tyle polowania co węszenia. Latając nad budynkami wypatrywał tylko znaków śmierci.
Mijając kila krzyżujących się ze sobą budynków ujrzał chmarę szczurów gnających w stronę jakiegoś gnijącego ciała.
Zanurkował. Ciął powietrze niczym strzała. Zbliżając się powoli wytrącał prędkość. Wylądował a jego pazury wbiły się mocno w kawał jeszcze świeżej padliny.


BLEEEEEEEEEEEEEEEE

Stał na martwym ciele jakiegoś wielkiego konia.

- Tylko tego brakowało. – splunął na zwłoki. – Ja chce jeść a nie zwracać wcześniejszą przekąskę.

Zeskoczył z padliny. Obszedł ją ze wszystkich stron.

-Cała. Żadnych ran. – Jednym ruchem dzioba zrobił okrągłą głęboką ranę. – O jednak tknięta. Nawet krwawi.

Wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie. Mimo wszystko był krukiem śmierci wiec powinien oddać należyty szacunek zwłokom. Go to jednak bawiło.
Wskoczył znowu na jeszcze ciepłe ciało. Zakrakał, spojrzał w górę, rozpostarł skrzydła.

- Teraz możesz już iść gdzie tylko chcesz sra ta ta ta…..

Uradowany poczuł kolejny tym razem zapach jeszcze żyjącej istoty. Przed jego oczyma ukazał się gruby mocno owłosiony stwór.


- I co z nim? – spytał zachrypniętym barytonowym głosem. – Już po…
- O tak – Parsknął kruk. – Kawał padliny.
- Zrobiłeś to co do ciebie należało?
- Pewnie. Jego duszek wącha już zmarlaków od spodu.
- Sprawdzałeś?
- Ale po co ? Przecież jest cały. Żadnych ran, siniaków…
- Widzę krew. Sprawdź.

Kruk przełykał już gorzką ślinę. Ponownie wskoczył na padlinę. Podszedł do łba. Zamknął oczy i zniesmaczony wydziobał końskie oko. Przed oczyma kruka wyświetlił się ostatni obraz nieboszczyka. Ciemność i śmierć w samotności.
Odskoczył. Jeszcze chwilę czasu zajęło mu plucie resztkami gałki ocznej.

- Zmarł w samotności ! – Oznajmił dalej plując. – W samotności. Zadowolony
- Tak… - grubas pokiwał głową. – Tam gdzie zawsze w malutkich kawałeczkach?
- Zgłupiałeś – zaprotestował kruk. – W życiu nie włożę do dzioba tego gównianego mięsa. To dobre dla szczurów.

Kruk wzbił się w niebo i znikł…
 
akolorek jest offline