Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2010, 22:29   #4
Dhorr
 
Dhorr's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhorr ma wspaniałą reputacjęDhorr ma wspaniałą reputacjęDhorr ma wspaniałą reputacjęDhorr ma wspaniałą reputacjęDhorr ma wspaniałą reputacjęDhorr ma wspaniałą reputacjęDhorr ma wspaniałą reputacjęDhorr ma wspaniałą reputacjęDhorr ma wspaniałą reputacjęDhorr ma wspaniałą reputacjęDhorr ma wspaniałą reputację
Cytat:
Poszukuję pomocnych rąk do wyprawy o charakterze religijno-wyzwoleńczym. Mile widziane bogate doświadczenia w poszukiwaniu przygód. Nie oferuję wynagrodzenia. Zamiast tego proponuję równy podział ewentualnych zdobyczy. Pytać o Skórogłowa.
Napisawszy tych pięć zdań zastanawiał się jeszcze kilka minut, co w nich ulepszyć, przerobić lub dopisać. Gwałtownie wstał, przewracając krzesło, na którym siedział i wyszedł z pokoju. Stojąc już na korytarzu stanął na palcach, by zamknąć drzwi kluczem, jednak po jednokrotnym przekręceniu go w zamku, wykonał ruch w drugą stronę, otworzył je, wszedł do środka, położył kartkę na taborecie, podszedł do kranu i odkręcił kurek, by tradycyjnie przed wyjściem umyć ręce. Gdy ujrzał plamkę atramentu na swoim lewym kciuku, sprawa przestała być tak banalna. Użył dużo mydła myjąc ręce przez kilka minut, po czym odetchnął z ulgą.
Podszedł do okna i patrzył na mieszkańców goniących w różnym tempie za swoimi sprawami. Niepokoiła go jedynie samotna elficka kobieta stojąca na uboczu. "No ruszaj się! Dlaczego się nie ruszasz! Chodź! Ty ździro dlaczego nie chodzisz jak wszyscy! Rusz nogi!" - myślał. Gdy jednak ona mimo to wciąż stała, kopnął w ścianę, przez co zabolały go dwa palce. Postanowił poczytać w jej myślach, by dowiedzieć się, dlaczego tak intensywnie niszczy jego widok żywego miasta za oknem, jednak w ostatniej chwili podszedł do taboreta i zabrał kartkę. Poszedł w stronę drzwi, otworzył je, wyszedł i zamknął kwaterę na klucz. Zszedł na dół, podszedł do karczmarki, uśmiechnął się doń serdecznie i włożywszy rękę do sakwy z monetami, wyciągnął dwie sztuki srebra.
- Dzień dobry pani. - przywitał się serdecznie - Już napisa...
- Dzień dobry. - odpowiedziała karczmarka, odkładając na chwilę mycie kufla, na którym wyraźnie widać było znaki czasu.
Direbl skinął na to uprzejmie głową i kontynuował.
- Już napisałem to ogłoszenie. Oto, tak jak wcześniej ustaliliśmy, dwie sztuki srebra za tę drobną przysługę. Czy miejsce mogę wybrać sam, czy...
- A gdzie pan sobie chce, byle na tej tablicy.
- Oczywiście.
Zawieszając tym słowem rozmowę, odszedł od niej i rozejrzał się po karczmie, w której obecnie nie było nikogo. Widać było ślady myjących rąk. Ta karczma, choć uboga i prymitywna, przypadła mu do gustu i cieszył się, że to właśnie w niej się zatrzymał. Czystość. Direbl bardzo lubił czystość. Po długiej wędrówce wśród dziczy, brudu, much, wilgotnych kamiennych korytarzy i innego syfu przyklejanie świeżo napisanego ogłoszenia do czystej tablicy w schludnej karczmie było dla niego niczym kieliszek wina przy dopiero co rozczłonkowanych zwłokach.
Długo zastanawiał się, czy zawiesić je na górnej części tablicy, środkowej, czy może dolnej. Przykładał do tablicy kartkę w różnych miejscach, niejednokrotnie wchodząc na krzesło i schodząc z niego wycierając obecność swoich stóp na siedzeniu chusteczką. "To suka jedna. Zamiast powiedzieć mi gdzie, to ona rób se co chcesz!? Za co ja jej zapłaciłem!? Za własnoręczne przystrojenie jakąś treścią tablicy ogłoszeń, na której prawie nie ma ogłoszeń!? A gdzie rada!? Gdzie usługa!? Co to za brak szacunku do mnie!? Gdzie zakończenie transakcji!?" Odwrócił się do niej i spojrzał na nią wzrokiem, na który nie potrafiła zareagować inaczej niż chwilą zamarcia w bezruchu, a potem nieśmiałym uśmiechem. Spojrzał w stronę wyjścia. Akurat do karczmy wszedł pewien półelf bez jednego oka potencjalnie ratując karczmarkę przed prawdopodobną śmiercią i przynosząc do karczmy kawał swojej ohydy, którą roznosił po świecie nie wiadomo jak daleko od Cruar's Cove. Direbl ostatecznie przyczepił ogłoszenie pod lekkim kątem do podłoża na środku tablicy, po czym roztrzęsiony podszedł do karczmarki.
- Jestem Skórogłów. W razie gdyby ktoś zainteresowany ogłoszeniem o mnie pytał, proszę uczynić co w pani mocy, by umożliwić odnalezienie mnie. Ja tymczasem idę szukać jakiejś biblioteki.
- Nie musi pan szukać. Biblioteka jest na terenie uniwersytetu. To na północy wschód dwie przecznice stąd. Wygląda jak...
- Uniwersytet. - zamknął jej usta wypowiadając te słowo. Jej głos w obecnej chwili doprowadzał go do szału.
Karczmarka zamilkła robiąc minę taką jakby była przygotowana do przyłożenia sobie palca do ust w geście nieśmiałości.
Direbl wyszedł, po czym ruszył w kierunku wskazanym przez karczmarkę. Gdy zobaczył w oddali kobietę, którą wcześniej widział przez okno, wypowiedział sentencję magiczną oślepiając ją. Ona złapała się za oczy i poczęła biegać, krzycząc.
Zadowolony z siebie w końcu dotarł do zabudowań, które bez dwóch zdań musiały być uniwersytetem. Miał nadzieję dowiedzieć się, co to za tajemnicze bóstwo Ioun czczone jest w tym mieście.
Nie natknął się nigdy wcześniej na takie imię bądź nazywanie jakiegokolwiek boga podczas swoich lektur, aż do czasu, gdy kupował w Cruar's Cove pergaminy. Zobaczył przy uliczce świątynię poświęconą po prostu Ioun. Wszedł tam, próbował zdobyć informacje od przebywających wewnątrz. Może to po prostu przezwisko jakiegoś mało znanego boga? Jednak nikt nic nie wiedział. Taki patronat świątynia miała ponoć od 300 lat i nikt nie widział powodu, by to zmieniać. W środku było kilka kapliczek poświęconych innym bogom. Wszystko to go mocno zaniepokoiło. Może niesłusznie patrzył na to przez pryzmat swojej wyprawy?
Czyżby sprawa była bardziej bezczelna, niż mu się wydawało? Czy Ioun była rodziną Kurtulmaka? Czy Cruar's Cove miało tajemne pakty z koboldami? I co to w ogóle za uniwersytet? Wszelkie odpowiedzi miał nadzieję odnaleźć za wielką kratowaną, stalową bramą. W tym mieście wszystko było za czymś wielkim. Nie minął się jak do tej pory w tym mieście z żadnym gnomem ani niziołkiem. Całe miasto nastawione było na rasy niedyskretnie wysokie.
Wszedł przez otwartą bramę i zaczepił pierwszą lepszą osobę, którą był długowłosy ludzki mężczyzna w wieku około 30 lat, ubrany w pociągłą szarą szatę.
- Witam, czy mogę zająć chwilę?
- Ach witam, witam. - mężczyzna okazał się mieć głos tak kobiecy, że Samoś chwilowo zwątpił w swoje możliwości poznawcze, jednak mała trójkątna bródka nie mogła należeć do ludzkiej kobiety. - Oczywiście, w czym rzecz?
- Czego naucza ten uniwersytet?
- Uniwersytet głównie kształci lingwistów, historyków i badaczy, zaklinaczy, kartografów i zielarzy. Również w porozumieniu ze świątynią medyków. Ja studiuję historię.
- Dziękuję za wyczerpująca odpowiedź. Teren jest wielki, nawet pomijając pryzmat mojego rozmiaru, a podwórze nie jest usłane pracownikami, czy uczniami, dlaczego tak jest? Czy wszyscy równocześnie mają zajęcia? A może obowiązuje zakaz wychodzenia?
- Widzi pan, wybudowano to wszystko dla większej ilości uczniów, niż jest obecna współcześnie. Wiele sal jest zamkniętych i nieużywanych. Niegdyś była to intelektualna potęga tego miasta, obecnie ciężko tu trafić na kogoś czystym przypadkiem.
- A gdzie znajdę bibliotekę?
- W tamtą stronę, jakieś 50 metrów, na ścianie jest napisane Biblioteka, na pewno pan ją znajdzie.
"Twój w tym interes" pomyślał Direbl i ruszył w tamtą stronę nie zwracając już więcej uwagi na tę karykaturę mężczyzny.
Niewiele od wejścia do biblioteki siedziała elfka w wielkich okularach, która w momencie, gdy zamknęły się drzwi, spojrzała w stronę nowo przybyłego.
- Witam panią.
- Witam pana, w czym mogę służyć? - wypowiedziała, poprawiając okulary na nosie.
- Szukam książek lub pergaminów z okresu sprzed trzysta trzydziestu, dwustu siedemdziesięciu lat, traktujących o Cruar's Cove, okolicznych rewolucjach, istotnych wydarzeniach historycznych oraz religijnych.
- Niestety, - kobieta wstała, jakby próbując załagodzić niesympatyczną sytuację chociaż tym, że oboje będą stać. - tak starych materiałów jest tylko kilkanaście sztuk. Nie ma ich w bibliotece, gdyż ogólnie dostępne są tylko nowe pozycje, lub kopie nieco starszych ksiąg. W celu dotarcia do tych najstarszych musiałby pan porozmawiać ze Starszym Historykiem, który odpowiada za te zbiory.
- A jak mu na imię?
- Amos Lokka, proszę pana. Ale może jednak zainteresuje się pan tym co tu oferujemy? Mamy szeroki zakres ksiąg, które można wypożyczyć za zastawem pięćdziesięciu sztuk złota.
- A gdzie go znajdę? - Direbl zignorował nadwyżkę słowną nadgorliwej bibliotekarki.
- Bardzo łatwo trafić do jego domu, mieszka tuż obok uniwersytetu, pierwszy dom po prawej stronie bramy, patrząc od zewnątrz.
- Dziękuję serdecznie, - szybko jej przerwał - ja w takim razie już pójdę.
- Proszę bardzo, zapraszam ponownie.
- Chętnie. - połowicznie skłamał i wyszedł.
Drzwi domu Amosa Lokki otworzyła młoda kobieta.
- Dzień dobry, nazywam się Direbl, chciałem porozmawiać z panem Amosem.
- Dzień dobry, zapraszam do środka.
Direbl wszedł i zobaczył bogato wystrojone trofeami i skórami zwierząt pomieszczenie, jednak nie oglądał go zbyt długo, gdyż kobieta zaprowadziła go do niewielkiego pokoju, w którym poza dużym stołem, komodą pod ścianą i kilkoma krzesłami, na jednym z których siedział Amos Lokka, nie było nic innego, nawet okien. Pokój był jednak oświetlony kominkiem, a na stole stał duży świecznik.
- Dzień dobry. - delikatnie skinął głową - Nazywam się Direbl Chemijęzyk Samoś.
- Dzień dobry. - wyciągnął rękę w jego stronę i uścisnęli sobie dłonie - Amos Lokka. Co cię tu sprowadza, Direbl?
- Chciałbym dotrzeć do ksiąg traktujących o obecnym tu, dla mnie tajemniczym, kulcie Ioun, ponieważ informacje, które zastałem wśród mieszkańców, trudno nazwać informacjami.
- Och, nie używałbym słowa kult. - mężczyzna nieco zakołysał ramionami - Bardziej odpowiednie jest religia. Kulty z natury swojej są ukryte... A świątynia jest ogólnodostępnym miejscem znanym każdemu w mieście i w okolicy. Być może religia nie jest rozpowszechniona w całym świecie i stąd zaskoczenie. Ale przyczyn tego stanu rzeczy należy szukać w przeszłości. Cruar's Cove zostało założone przez ród Dirrenów kilkaset lat temu, dokładnie 373 lata temu. Początkowo była to osada u podnóża wieży strażniczej zbudowanej u zbiegu szlaków. Załoga wieży składała się praktycznie tylko ze zbrojnego oddziału dowódcy Istina Dirrena i kilku dodatkowych osób: kucharza, łowcy, kapłana. Gdy osada się rozrastała i pobudowano świątynię dość naturalnie poświęcono ją bogu, którego wyznawali wszyscy... Myślę, że wtedy nikt nie zastanawiał się czy jest to znana czy nie znana religia... Później innym bogom poświęcono kaplice w rozbudowywanej świątyni. Wbrew przewidywaniom to dość zamknięta społeczność - do najbliższego większego miasta jest pięć dni drogi konno.
- A wyznawcy Kurtulmaka? Czy słyszał pan o ich... kulcie? A może wie pan, co może znajdować się w tym miejscu? - pokazał mu plan znaleziony w świątyni Kurtulmaka z miejscem zaznaczonym w lesie.
- Kurtulmak... - zastanowił się na dłuższą chwilę - nie wiem nic o kulcie, ale przypomniałeś mi, że jakieś dwa tygodnie temu ktoś mnie o to pytał... A co do mapy to proponuję zapytać Filipa - on będzie wiedział najwięcej - mieszka zaraz za rogiem.
- Gdyby mógł mi pan opisać tę osobę, która o to pytała, wyświadczyłby pan mi, jak i Garlowi Świetlistozłotemu, wielką przysługę. Pamięta go pan... lub ją? No i... jak zareagował na pańską odpowiedź?
- Człowiek, mężczyzna, nic nietypowego... Wyglądał na typowego poszukiwacza przygód, może najemnika... Powiedziałem mu to samo co tobie, więc nie wiem, ale nie wydawał się szczególnie zmartwiony...
- Dziękuję w takim razie za rozmowę. Bardzo mi pan pomógł. Pójdę w takim razie do tego Filipa.
- Nie ma za co, naprawdę. Miło było cię poznać.
Direbl naładowany optymizmem, poszedł do Filipa i zakołatał do drzwi. Po chwili usłyszał z góry odgłos przesunięcia się czegoś po drzwiach. Spojrzał w górę i ujrzał, że odsunęło się okienko w drzwiach, a po chwili zamknęło z powrotem, bez dalszego rozwoju sytuacji. Z tego powodu Direbl, wciąż cierpliwy, zakołatał po raz drugi, okienko otworzyło się ponownie, wtedy Skórogłów krzyknął.
- Proszę otworzyć!
Drzwi się otworzyły, a w drzwiach stał trzymając się kurczowo klamki starszy, garbaty mężczyzna rasy ludzkiej.
- Aaach! Gnom! To dlatego... A już myślałem... Pan coś sprzedaje, czy co?
- Nie, chciałem chwilę porozmawiać.
- W takim razie proszę wejdź, wędrowcze.
Gdy weszli do środka, Filip, podpierając się laską, zaprowadził Direbla na werandę z pięknym widokiem na ogród.
- Jestem Direbl Chemijęzyk Samoś
- Miło mi, Filip Tardon. Siadaj i mów.
Usiedli.
- Piękny ogród, naprawdę.
- Ach, dziękuję, utopiłem w nim niejedną godzinę...
- Znalazłem coś w tajemnej świątyni Kurtulmaka, znajdującej się wcale nie tak daleko stąd. Wszystkie drogi zaprowadziły mnie do pana, więc pokładam w panu, panie Filipie, wielkie nadzieje. - mówiąc to, wyciągnął z kieszeni mapkę.
- Proszę, mów mi Filip, zaoszczędzi to wiele czasu... Proszę, pokaż mi ten pergamin. Hmm... - zadumał się dłuższą chwilę, analizując go - Musiałbym sprawdzić z innymi źródłami. Gdyby ci się na tyle nie spieszyło i mógłbyś zostawić mi ten pergamin do jutra, to może uda mi się znaleźć jakieś informacje o tym miejscu i dowiedzieć co to w ogóle jest za miejsce. A ta świątynia Kurtulmaka... wciąż funkcjonuje?
- Nie mogłem na to pozwolić.
- Aach... Widzę, że przykładasz dużą wagę do wiary, młodzieńcze.
- Oczywiście. Jestem gotów wiele zrobić dla Garla Świetlistozłotego. To ja zostawię... ci tę mapę i przyjdę po nią jutro, w porze niewiele późniejszej, niż dziś. Dobrze?
- Znakomicie.
- Dziękuję z góry w takim razie.
Wstali z siedzeń i Direbl wyszedł na ulicę. Nastało urwanie chmury, więc włożył na głowę kaptur wyciągnięty z kieszeni i pobiegł najszybciej jak mógł do swojego pokoju w karczmie. Tam otworzył okno i postawił Darvellę na parapecie.
- Tobie pewnie taki widok się podoba...
- "Och, te krople deszczu na moim karku, wyborne..." - odpowiedziała mu ropucha.
 

Ostatnio edytowane przez Dhorr : 26-09-2010 o 15:49.
Dhorr jest offline