Jeffrey Bradley - Pozwolisz, że cię przedstawie?- zapytał się Jeff Audrey, poczym- nie czekając na odpowiedź- zwrócił się do Andre- Audrey, pani toksykolog, nasza tutejsza doktor Queen- zaśmiał się Jeff, poczym dodał odrobinę ściszonym głosem- Chociaż prywatnie zdaje mi się, że to jakiś anioł, który ma nas wszystkich naprawić... Ale o tym sza!- znów się zaśmiał, a potem puścił oko do kobiety Jeff.
Polubił kobietę odrazu, podobnie zresztą jak Fena i Andre- w końcu znalazł sobie ludzi, z którymi jako-tako się dogadywał. I mimo pochodzenia Andre, to wydawał się on już totalnie zamerykanizowany- więc strach Jeffa był raczej minimalny. Po prostu był to miły facet, z którym Jeff cały czas znajdował wspólny język- mógł pogadać o prawie, polityce czy sporcie. - Dobra, prosze państwa, czas się ruszyć z tych okolic, bo dostaniemy udaru. Może wejdziemy do lasu i tam trochę się rozłożymy? W międzyczasie możemy popatrzeć się za jakimiś rannymi czy martwymi- ale z terenu bez słońca... Fen, poprowadzisz?- zapytał się z uśmiechem Jeff. Czuł się tutaj coraz lepiej, naprawdę- bo mu do szczęścia nie potrzeba było willi i spokoju. On chciał ludzi...
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |