Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-09-2010, 11:35   #26
Morfik
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
Trochę niedobrze, że zwracał na siebie tyle uwagi. Widać było wyraźnie, że mieszkańcy Haroldzich Dołów nie byli przyjaźnie nastawienie względem obcych. Trzeba dowiedzieć się czegoś o Marcusie i szybko stąd wyjechać. Tęsknił trochę za cywilizacją. Karczmy w Wyzimie, to było to.

Po kilkunastu minutach w końcu znalazł odpowiedni numer domu. W porównaniu z zapadłymi chatami w reszcie miasta, ten wyróżniał się swym bogactwem. Kyllion nie dziwił się, że Marcus tutaj był. Widać, że można tu było nieźle się obłowić.

Cały dom był odgrodzony od reszty świata zwykłą kratą ze stalowych prętów. Ramzor przeskoczył je z łatwością. Bardzo dziwne było to, że z daleka, dom wyglądał na opuszczony. Na podwórku ani jednej żywej duszy. Kyllion zaczął iść powoli w stronę drzwi wejściowych. Rozglądał się wszędzie dookoła. Jeżeli właściciel kiedyś został okradziony, widok obcego chodzącego po jego ogrodzie mógł się źle skończyć dla niego. Kanciarz spodziewał się poszczucia psami lub innych przykrych rzeczy.

Gdy był już przy drzwiach, zanim zapukał zajrzał w okno znajdujące się po lewej stronie od drzwi. Tylko schody prowadzące na wyższe piętro. Nikogo nie było widać. W drugim oknie zobaczył bogato zdobiony, jak na wieś, salon. Stał tam mężczyzna z kobietą. Widać było, że o coś się kłócili. Kyllion zaczął myśleć, że wszyscy w tej wiosce są ogólnie negatywnie nastawieni do życia. Koniec podglądania, nadszedł czas na zadanie kilku pytań. Również tutaj, tak samo jak w karczmie, Ramzor musiał improwizować. Wiedział, że zwykłe pytanie wprost nic nie da.

Zapukał mocno do drzwi i stanął wyprostowany jak struna.
-Czego tu szukasz?!-odezwał się głośno ktoś za plecami mężczyzny. Tym kimś okazał się nieco podstarzały, wychudły ogrodnik z widłami w rękach. Jego włosy na głowie przypominały owczą wełnę, zarówno w kolorze jak i ułożeniu. Nie miał zbyt wielu zębów.
- Precz kmiocie, jestem oficerem w Armii Redańskiej i natychmiast muszę się widzieć z Provem Radostowem - odwrócił się w stronę drzwi i zapukał ponownie. Nagle drzwi się otworzyły.
-Czego?!-wrzasnął ci w twarz ten sam mężczyzna, który kłócił się z kobietą. Był to średniego wzrostu szpakowaty mężczyzna o pociągłej, nieco księżycowatej twarzy.
- Szukam mości Prova Radosta. Mam dla niego ważną informację wagi państwowej - powiedział Kyllion i wypiął dumnie pierś do przodu.
-Czego, do kurwy nędzy, się grzecznie pytam?!
- Wraz z niewielkim garnizonem wojska Redanii przybyłem do tej wsi w imię króla naszego najjaśniejszego, aby znaleźć znanego bandytę Marcusa. Jestem tutaj, ponieważ otrzymałem informację, iż niejaki Prov Radost udziela schronienia dla tego bandyty.
-Czy cię, kurwa, rozum opuścił?! Masz dziesięć sekund na pokazanie mi sie po drugiej stronie bramy. Raz... Żyrwal, do nogi! Dwa...
- Radzę uważać, tuż za bramą czeka oddział świetnie wyszkolonych żołnierzy, którzy tylko czekają aż krzyknę. Radzę współpracować i powiedzieć mi wszystko o Marcusie. Inaczej z rozkazu króla, będę zmuszony zabić Pana i pańską rodzinę oraz spalić cały dom. Proszę mi wierzyć wystarczą mi drobne informacje. W którym pokoju Pan go trzyma?
-Trzy...-rozległo się szczekanie oraz ciężki odgłos psich pazurów zawzięcie drapiących po posadzce w dramatycznej próbie zwiększenia prędkości.
-Cztery...-pies uderzył w drzwi po prawej stronie, zatrzymując się na nich. Jego drapanie wprawiło w drżenie całe skrzydło drzwiowe.
Kyllion zaczął się lekko denerwować. Głośno przełknął ślinę. W sumie już nie z takich opresji udawało mu się wyjść cało, więc może i teraz wszystko pójdzie po jego myśli.
-Siedem...-człowiek nie potrafił liczyć lub celowo pominął wcześniejsze cyfry. Takie miejsce jak Haroldzie Doły mogło sugerować to pierwsze, zaś królewska purpura na twarzy, drugie. Nie wiadomo co gorsze.
- Niestety, ale jestem tu tylko dlatego, że Pana dobry znajomy Jos - Kyllion starał się mocno podkreślić te imię, aby dotarło do świadomości zdenerwowanego mieszczanina - z pobliskiej karczmy wskazał ten dom jako miejsce ukrycia przestępcy.Gdyby nie JOS, z pewnością by mnie tu nie było.
Nagle mężczyzna przerwał odliczanie. Czerwień na twarzy była powoli zastępowana przez fiolet.
-Skurwysyn! Nie dość...obedrę...!-uduszenie się było całkiem realne. Tętnice szyjne osiągały rozmiary niemalże równe jabłku adama, zaś na twarzy powychodziły mu chyba wszelkie możliwe żyły.
-Ty chu...!-zakrztusił się nagle, co kompletnie zignorował.
Wypadł z domu jakby go same czarty goniły, przez co niemalże przewrócił gościa oraz ogrodnika, wyrywając mu widły z rąk.
Jednym susem przesadził płot, niemalże z końską prędkością galopując ku rynkowi.
Kyllion popatrzył z niedowierzaniem na mieszczanina, pierwszy raz widział aby ktoś się tak mocno zdenerwował.
Starszy człowiek stał, patrząc jak wryty, po czym szybko wszedł do domu, kładąc rękę na klamce drzwi, zza których słychać było wściekłe, psie warki. Ramzor powoli zaczął tracić kontrolę nad sytuacją.
- Moment! Jedno pytanie. Czy wiesz coś może starcze o niejakim Marcusie. Odpowiedz i już mnie tu nie ma.
-Chałupe okradł. Pan Radost widział go ostatni. Więcej nie wiem-warknął ogrodnik, powstrzymując się z otworzeniem drzwi.
- A czy ten jegomość, który przed chwilą pobiegł w stronę rynku, to był Pan Radost?
Ogrodnik spojrzal podejrzliwie na gościa.
-Ta, a bo co?

No to pięknie.

- Nic, a może Pani Radost będzie wiedziała coś więcej?
- Jeśli potraficie gadać z kamieniem...
- No to z pewnością syn Pana Radosta będzie coś wiedział. Wie Pan, nie mogę wrócić do Króla bez żadnych informacji.
-Pan Radost ma córkę. W Poviss. Możecie ją zapytać.
- W Poviss powiadacie. A gdzie to jest dokładnie?
-A bo ja wiem? Podobnież tam też jest król tylko nieco inszy.
- Nie wiecie chociaż mniej więcej? Na zachód stąd? Na wschód?
-Ja tam się nie wtrącam. Pan Radost pewnie będzie mógł powiedzieć więcej.
- Dobrze, w takim razie ja już sobie pójdę. Dziękuję za informacje.
-Lepiej weźcie wasz oddział i lećcie do Josa zanim Jos dostanie cztery dziurki w brzuchu-dodał na odchodne.

Gdy był już przy bramie, szybko wskoczył na konia. Nie miał zielonego pojęcia, gdzie może leżeć Proviss. Zapewne było to gdzieś daleko i kompletnie nie na rękę było udać się w tamte strony.
Jeżeli uda się do karczmy, może być ciężko. Z drugiej strony jeżeli chce się dowiedzieć czegoś o Marcusie, musi podjąć to ryzyko. Dlaczego akurat teraz Marcus musiał się odezwać? Nie zrobiłby tego dla obcej osoby, a Marcus był jedyną osobą na tym świecie, której Kyllion mógł bezgranicznie zaufać.
Ruszył więc galopem w ponowne odwiedziny do Josa. Starał się jednak trzymać z boku, aby nikt nie mógł go zauważyć z okien karczmy. Konia zostawił przy budynku obok i powoli zaczął się zakradać pod okno karczmy, aby zobaczyć co się tam w środku dzieje.
 
Morfik jest offline