Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-09-2010, 14:42   #10
kabasz
 
kabasz's Avatar
 
Reputacja: 1 kabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetny
Podobno ta historia zdarzyła się kiedyś naprawdę.
Podczas jednej z paraolimpiad grupa chłopców oraz dziewczyn wyczekiwała w napięciu na wystrzał startera i gdy ta chwila w końcu nadeszła wszyscy prędko ruszyli ku zwycięstwu. Wszyscy oprócz jednego chłopca, który przewrócił się już na samym początku wyścigu. Dziecko przekoziołkowało kilka metrów, nabawiło się kilku zadrapań i rozdartej wierzchniej skóry kolana. Oczywiście rozpłakało się, wydając z siebie pełne bólu po przegranej zawodzenie. Pozostali zawodnicy zatrzymali się gdy usłyszeli krzyk swojego rywala. Wszyscy odwrócili się, podeszli do malca, podnieśli go i razem idąc powoli – nie śpiesząc się zupełnie – ukończyli razem wyścig.

Zebrani tego dnia ludzie na trybunach podobno kilka minut oklaskiwali biegaczy.

Po co przypominam tą historię ? Powód jest bardzo prozaiczny. Jak wielu z nas biegnąc przez życie nie zwraca uwagi na to kogo mija po drodze ? Człowieka nie definiują jego porażki czy też sukcesy życiowe, ukończone szkoły, wypity alkohol, zdobyte dyplomy z wyróżnieniem, zaliczone kobiety czy też mężczyźni a już na pewno nie zdobyty przez niego majątek, który ludzie mają tendencję gromadzić niczym chomiki. Fakt, te rzeczy definiują nasz status społeczny, ale nigdy to kim tak naprawdę jesteśmy, kim powinniśmy być. Nigdy nie wskazują właściwej drogi jaką powinniśmy obrać w życiu, nie są odpowiedzią na najistotniejsze pytania.

Nie ważne kim jesteś, co posiadasz i co jest twoim największym marzeniem. Zastanów się nad lekcją jaką dali nam wtedy ci ułomni ludzie. Zapytaj w ciszy siebie - dlaczego biegnę ? Pamiętaj życie to maraton, bez możliwości odpoczynku przez cały czas jego trwania. Może więc dobrym pomysłem jest stanąć na chwilę, odwrócić się za siebie. Zobaczyć kogo mijamy po drodze, podejść, zainteresować się, a w razie potrzeby pomóc.

O wiele łatwiej jest przejść przez życie wraz z innymi ludźmi niż przebiec je nieoglądając się za siebie, byleby tylko być pierwszym na linii mety.

Pamiętaj, w zjednoczonej grupie tkwi siła.

Szkoda tylko, że zbyt często o tym zapominamy.

Zebranie w podwodnym mieście. Dzień przed wyruszeniem.

- Ludzka kobieta, którą przyprowadziliście prawie pół roku temu, nie wytrzymała tempa badań. Zmarła dzisiaj rano gdy pobierałem od niej codzienną dawkę krwi. - Samuel beznamiętnie informował właśnie swoich Poszukiwaczy o śmierci Cloe. Informacja ta nie wywarła zbytniego wrażenia ani na Vi ani na Marcusie - mężczyźnie, który był przy niej nierozłącznie prawie każdego dnia pobytu w mieście. Oprócz nich w sali znajdowało się dziewięcioro pozostałych poszukiwaczy i tylko Michael oraz Lauri wydawali się zainteresowani przekazywanym przez Samuela informacjom.

- Dzięki jej krwi udało nam się przyspieszać przemianę. Do grona zmienionych w Salartus przybyło kilkanaście nowych osób. Same przemiany praktycznie odbywają się teraz w większości bez odrzucenia nowej natury przez ludzi. Pomysł aby zmienić sposób zmian również był bardzo dobry Vi. Oddychać muszą wszyscy ludzie.

- Ciekawe ilu z nich jest już przemienionych i nawet o tym nie wie.
- Zdecydowanie zbyt mało braciszku. - Odpowiedziała bratu Vi.

Mam nadzieję, że wśród nich jest ta suka Rose.
Kobieta uśmiechnęła się na samą myśl, wyobrażając sobie Michaela z przerażeniem patrzącego na zmienioną w Puryfika swoją miłość. Vi oddała by wszystko aby móc to zobaczyć.

Samuel wrzucił, do kielicha napełnionego morską przefiltrowaną wodą, małą czerwoną pastylkę, która w mgnieniu oka sprawiła, iż znajdujący się w nim płyn zgęstniał nabierając wyraziście czerwonego koloru. Napił się kilka łyków cieczy po czym kontynuował swą wypowiedź.

- Opiekunka w końcu zdradziła mi położenie jednego z rasy Asco. Wystarczyło odwołać się do jej naturalnych pokładów empatii jaką żywi do swych współbraci.

Samuel przez cały czas od pół roku, dzień w dzień próbował wyciągnąć od Opiekunki informacje dotyczące rasy Asco. Nie była jednak zbyt chętna do pomocy. Ani groźby, ani przemoc fizyczna nie dawały rezultatów. A moce Opiekuna nie działały na jego siostrę. W końcu postanowił sprawę jasno. Jeśli kobieta nie zacznie współpracować na jej oczach pozbawi życia każdego z mieszkających w mieście Salartus. Jak się okazało był to strzał w dziesiątkę. Zanim Opiekunka przyznała gdzie jest Salartus. Życie musiał oddać jeden z starszych przedstawicieli aniołów. Gnębiona przez wyrzuty sumienia Opiekunka, gdy ujrzała jedną z rasy Skrzadeł płodzącą martwe Ogniki, postanowiła powiedzieć wszystko co wie.

Samuel nie wiedział, że Opiekunka zgodziła się zdradzić położenie rasy Asco głównie przez to co powiedział jej mały ognik o imieniu Argo, który to za przysługę uratowania jego siostry zdradził przedstawił plan w jaki nie dopuścić do zdobycia przez Samuela Lustra Amandy.

- Lauri wraz z Marcusem wyruszycie jutro do Afryki. Jeden z nich jest właśnie tam. Podobno upodobał sobie mrówki tkacze jako swój główny budulec. Mam nadzieję, że znajdziecie go w miarę szybko. Niestety Opiekunka nie zna dokładnego jego położenia. Owy osobnik Smath przemieszcza się wraz z swym budulcem. Tylko tyle jestem w stanie wam powiedzieć na początek. Użyjecie run nimf bagiennych aby dostać się na Saharę. Stamtąd powinniście dowiedzieć się gdzie można znaleźć te paskudne mrówki.


- Vi i Michael. Dla was mam osobną prośbę. Od kilku dni w południowej części miasta dzieją się dziwne rzeczy. Jak doniosła mi ostatnio jedna z Gatti w mieście zrodzi się niedługo bunt. Nie ten ludzki o którym wiemy. Zbuntować się mają Salartus a zacząć się ma on dokładnie tutaj.

Samuel wskazał na kamienną ścianę tuż za nim, przedstawiającą malowidło miasta. Jego palec wskazywał najdalej położony na południe budynek – wielką wieżę, której szczyt łączył się podobno z kopułą miasta.

- Macie zebrać jak najwięcej ludzi należących do spisku i wykorzystać ich w zgromieniu buntu Salartus. Nie mam pewności czy tam znajdują się jacyś uciekinierzy. Szczerze w to wątpię by jacyś byli. Jednak musicie sprawdzić co się tam dzieje. Vi pamiętaj o niewieście, którą wskazałem tobie w ubiegłym tygodniu. Masz mieć na nią oko. Jeśli spełnisz moją prośbę ja spełnię twoją.

Kobieta z rozbawieniem spojrzała na Michaela, który odniósł dziwne wrażenie, że owa prośba dotyczyła nikogo innego jak jego samego.

Samuel wydawał polecenia wszystkim zebranym w sali poszukiwaczom. Jednych wysyłał aby odnaleźć posągi, drugich instruował jak mają zwiększyć produkcję bransolet. Niektórym dał do zrozumienia, że musi z nimi porozmawiać na osobności. Jedną z takich osób był Michael.

Gdy zostali sami. Samuel zwrócił się do niego zatroskanym głosem.
- Wiem, że coraz częściej odczuwasz głód ludzkiego mięsa i nie możesz skupić się na innych czynnościach. Może zatem przemienisz się i skonsumujesz ciało owej kobiety. Nie powinieneś czuć niepożądanych skutków konsumpcji. Wszak ta kobieta była wyjątkowa i takie zapewne też jest jej ciało. Zdaję sobie sprawę z tego, że będziesz potrzebował chwilę samotności, stąd nie będę ci przeszkadzał. Jeśli chcesz możemy zaraz pójść na miejsce jej spoczynku.
Grupa Salartus. Terytorium dawnej Afryki. Poszukiwania przedstawiciela rasy Asco.

Wśród grupy kroczących pod przewodnictwem Lauri Salartus podróżowały ponownie istoty, które prawie pół roku wcześniej zgodziły się złożyć wizytę Samuelowi. Przez ten czas imali się różnych zajęć byleby tylko przetrwać i któregoś dnia uratować Opiekunkę, która zgodziła się na podstępne warunki postawione przez niegdysiejszych przedstawicieli ras Sadesyksy, Kruków Śmierci oraz Puryfików.

Feniks próbował swych sił jako wytwórca swojego pierza. Co jak się okazało przyniosło mu same korzyści kiedy to jedna z driad mieszkających w mieście złożyła mu propozycję uczestniczenia w niecodziennym procederze wytwarzania tytoniu. Substancji, za którą ludzie wręcz przepadali. Hane bardzo lubił Afrykę za jej pustynny klimat. Gdy dowiedział się, że został przydzielony do poszukiwań rasy Asco i zaczną się one na Saharze, przyjął ten fakt z nieskrywaną ulgą. Czuł się w promieniach słońca wszak jak przysłowiowa ryba w wodzie. Nic więc dziwnego, że jak tylko jego grupa zamiast pustynnego piasku ujrzała bujną roślinność z nieskrywanym niesmakiem począł komentować niezgrabnie przebiegające stado afrykańskich słoni leśnych, przedzierających się prędko przez gęsto zarośnięty las deszczowy.

Lauri miał nieodparte wrażenie, że ta misja na którą został wysłany zakończy się śmiercią jego Oprawcy i nic nie było w stanie zmienić owego przeczucia. Równy rząd wysokich kauczukowców rosnących na miejscu niegdysiejszego piasku pustynni był tylko tego dowodem.

Lauri był tego pewny.

Wiele się musiało zmienić w przeciągu tych kilku miesięcy na Ziemi. Karen szła tuż za Laurim pomagając mu w przedzieraniu się przez gęsty las równikowy. Jej entuzjazm pomocy w rozeznaniu się w terenie umotywowany był chęcią zdobycia jak największej informacji o otoczeniu w jakim się aktualnie znajdowała. Wszystko to dlatego, że zgodziła się aby Miri poszła wraz z nią. Dziewczyna nie chciała zostawiać dziecka w tamtym miejscu a sama świadomość, że groziło duchowi tam śmiertelne niebezpieczeństwo w postaci potwora zjadającego dusze innych ludzi było nie do zaakceptowania. Karen zgodziła się przyjąć na czas podróży duszę Miri. Stała się dla niej stałą, dziecko nie mogło się oddalić od kobiety zbyt daleko a Karen wiedziała, że w każdym momencie będzie mogła odpędzić od siebie dziewczynkę. Przynajmniej tego była pewna.
Pazer wraz z Mortesimer szli obok siebie dyskutując o śmierci i roli jaką odgrywała w świecie Salartus. Nie mogąc dojść przy tym do porozumienia. Hakon obserwował zdziwiony swoją laskę, która zdawała się drgać z każdym krokiem jaki wykonywał. Broń już nie raz sprawiała mu niecodzienne trudności teraz jednak zdawała się dobitnie pokazać, że nie podoba jej się miejsce w jakim się znalazła.

Marcus wraz z Ryanem szli na końcu. Ryan zdawał się cieszyć każdą sekundą spędzoną na powierzchni. Lauri w ostatniej chwili powiedział mu, żeby się spakował gdyż z samego rana wyrusza do Afryki. Prawda jest taka, że chłopak jeszcze mało wiedział o życiu a doświadczony już Fin był pewny, że powinien mieć przy sobie chociaż dwóch ludzi. Skoro ma być razem z nim kilkoro Salartus. Może i co jakiś czas potwory odczuwały zmęczenie wśród ludzi i były chore w ich towarzystwie. Jednak były również od nich znacznie silniejsi. Każdy więc człowiek który choć trochę ich osłabiał był na wagę złota.
Ryan poczuł przyjemny zapach kobiety. Zważywszy na fakt, że dochodził on niedaleko z miejsca w którym się znajdowali i był spotęgowany czymś jeszcze co trudno było wychwycić z roznoszącej się dookoła woni. Wzbudził w nim takie zainteresowanie, że przeskoczył w jej pobliżu instynktownie znajdując się tuż obok jej … gniazda ?

Naga kobieta zerwała się na równe nogi. Krzycząc wniebogłosy. - Dając tym samym znak Lauriemu oraz pozostałym gdzie się znajduje.

- Kim ty do cholery jesteś ? Nie jesteś chyba jednym z nich ?
Biała kobieta z wyraźnym wschodnim akcentem mówiła po angielsku. Chwyciła gałązkę znajdującą się tuż obok niej i z wyraźną wściekłością poczęła machać nią dookoła. Próbując odstraszyć napastnika.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że on woli facetów ? A to się Frank zdziwi jeśli mu to powiem.

Po tym jak Ryan zdążył się przedstawić dołączyli do niego pozostali członkowie jego grupy.

Lauri był pewny, że to początek końca panowania Samuela.


Grupa Ludzka. Wodne miasto. Gromienie buntu Salartus.

Vi szła wolno obserwując kroczącego przed nią Mattiasa. Zastanawiała się kiedy chłopak wyjdzie z cienia i pokaże na co go stać. Sprytny z niego człowiek. Tego była pewna. Gdyby tylko udało się go przekonać w słuszność tego co robi Samuel mieliby zdolnego kompana w swoim składzie. A tak to jest nikim więcej jak trybikiem w starej zardzewiałej maszynie moralności i normalności ludzkiej. Myśli pewnie że coś wygra gdy uwolni się tego miejsca. Jakby wodne miasto i to co się tutaj w nim dzieje było gorsze od normalnego świata.

Chwała Bogom, jeśli tacy w ogóle istnieją za rasę Gatti, której można zadać każde pytanie. A one zawsze odpowiedzą zgodnie z prawdą.
Michael zdawał się być zajęty uniżoną pomocą matce swego nienarodzonego dziecka. Ciekawe co wyjdzie z połączenia grubej nadętej suki z nieokrzesanie poprawnym romantykiem. Vi była pewna, że geny owej brunetki tylko spaprzą dzieciakowi psychikę.

Lia szła cicho wpatrując się co jakiś czas na mężczyznę, którego czuła w sobie prawie pół roku temu. Bywały momenty, kiedy jego oddech czuła na swej szyi a zapach przechodził przez jej ciało drażniąc jej zmysły.

Tak wiele się zmieniło przez te pół roku w jej życiu, że zdecydowanie na takie zmiany jej ciała nie była gotowa. A możecie mi wierzyć, Lia nie należała do osób wytrwałych w swych postanowieniach zarówno jeśli chodzi o jej wygląd jak również o życie.
Gdy grupa przekroczyła mury, jakimi spowita była ta część miasta, od razu zauważalny był punkt centralny – wielka wieża wzbijająca się ku samej kopule miasta.

Johny wraz z Mattiasem dostali wyraźne polecenie aby zamknąć bramę a gdy je wykonali grupa ruszyła dalej w kierunku centrum. Szli niespełna pół dnia pozostawiając wejście do dzielnicy z dala za sobą. Budynki jakie mijali nie różniły się zbytnio od tych które już znali co dawało im pozorne poczucie bezpieczeństwa. Kamienne budowle stawiane tuż obok siebie stanowiły jedną jednolitą masę, przy której tylko co jakiś czas znajdowały się drzwi pozwalające wejść do konkretnego domu.


Nic więc dziwnego, że gdy tuż za ich plecami dwa stojące nieopodal budynki przesunęły się bezszelestnie zagradzając im drogę ucieczki, nikt nie zwrócił na to uwagi. Dopiero gdy tuż przed nimi pojawili się oni:

Para czule obejmujących się kochanków - ognista kobieta oraz wodny mężczyzna. Zdawali się być zajęci sobą i z nieskrywaną satysfakcją dawali sobie wzajemnie przyjemność.

Ognista kobieta spojrzała w kierunku ludzi i z nutką dezaprobaty stwierdziła.

- Myślę, że mamy gości mój drogi bracie. Ciekawi mnie jak smakują.

- Pewnie tak samo jak wszyscy ludzie. Bardziej niż ich smak powinny ciebie zainteresować ich obecność tutaj siostro. - Odpowiedział ludzki osobnik zbudowany z samego powietrza, który to pojawił się tuż obok Rose. Dotknął jej brzucha i powiedział do pozostałych.

- Wydaje się, że ta kobieta jest w stanie błogosławionym.

- Zbyt wiele rzeczy nie jest takie jakie być powinny. - Dodała kobieta wynurzająca się z kamiennych domów. Jej skórą był czysty metal.

- Myślicie, że powinniśmy pozwolić im przejść ? Myślicie, że Bryfilion pozwoliłby nam ich wpuścić ? To chyba nie na takich jak oni czekamy ? - Dodał mężczyzna, którego ciało było wodą.

Rozmowę jaką toczyły istoty rozumiały wszystkie znajdujące się na ulicy osoby. I było to prawdziwym szokiem dla nich wszystkich - choć zupełnie z różnych powodów.
 
__________________
The world doesn't need anything from you, but you need to give the world something. That's way you are alive.

Ostatnio edytowane przez kabasz : 27-09-2010 o 20:39.
kabasz jest offline