Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-09-2010, 21:26   #23
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Przez całą drogę doktor rozmyślał nad tym tajemniczym i dość osobliwym, nawet jak na warunki Ymiru, przypadkiem. W zamyśleniu o mało co nie wpadł na patrol ochrony na jednym z korytarzy. Gdy tylko wszedł do biura, zaczął pisać w laptopie kolejną notatkę.

Właśnie wracam z bloku medycznego, gdzie moja małżonka pokazała mi wyjątkowo niecodzienny przypadek samookaleczenia. Poniżej zamieszczam plik wideo nagrany podczas zatrzymania samobójcy.
Wykryto połączenie z WKP... Wybierz plik... Wybrano plik o nazwie "Zatrzymanie_psychola"... Pobieranie pliku w toku... Proszę czekać... Zapisano plik w katalogu "Dziennik"

Dhiraj połączył się z KOSMO i korzystając z biblioteki języków Ziemskich, istniejących jak i wymarłych, wysłał zapytanie ze ścieżką audio z nagrania. Czekając na odpowiedź, i modląc się w duchu o stabilność połączenia, zaczął pisać dalej.

Nie było to zwykłe okaleczenie, rany były zbyt głębokie. Gdyby pomoc przyszła pięć, może nawet trzy minut później, wykrwawiłby się. Wydawały się one układać w jakieś wzory, nie przypominały mi jednak niczego konkretnego. Poza tym, niepokojące było zachowanie jego powiek, mimo potrójnej dawki środków uspokajających i bezapelacyjnego uśpienia mózgu, oczy były cały czas otarte. Rozmiar źrenic w normie, gałki oczne nie uszkodzone.


Na "wierzch" wyskoczyło okienko translatora z migającym napisem:
Język niezidentyfikowany.
Dźwięki wydawane przez mężczyznę na nagraniu okazały się być, wbrew posiadanej przeze mnie nadziei, zwykłym obłąkańczym jękiem. Chociaż biorąc pod uwagę fakt, że ofiara przygryzła sobie język i krwawiła do ust, pierwotne słowa obcego języka mogły zostać zniekształcone do tego stopnia, że translator nie zdołał odnaleźć ich w bazie danych. Jednak jeśli tak właśnie się stało, nie mam żadnych szans na zidentyfikowanie jego słów. To nie wróży dobrze, bo faktów jest niewiele. Chciałbym wierzyć, że to po prostu obłęd, jednak chwilę po moim przyjściu na blok medyczny, wkroczyło tam dwóch ochroniarzy z poziomu kierowniczego, którzy dostali rozkaz przetransportowania niedoszłego samobójcy na poziom B. Bardzo im się spieszyło, nie chcieli nawet poczekać, aż stan rannego się ustabilizuje. To bardzo dziwne, nie wiem nawet, co to może oznaczać. Tak, jakby chcieli coś ukryć przed nieupoważnionymi osobami. Tak, jakby ten incydent był spowodowany czymś więcej, niż tylko załamaniem. A skoro potrafią rozróżnić zwykły przypadek od tego "specjalnego", który wymaga ich nadzoru i oddzielenia od innych, to prawdopodobnie wiedzą, co to jest. A przynajmniej, wiedzą więcej ode mnie. Chyba, że się mylę, jednak nie widzę innego powodu, dla którego mieliby przenosić niedoszłego samobójcę będącego w krytycznym stanie do sekcji niedostępnej dla większości personelu.


Dhiraj zamknął plik i przez chwilę siedział przy biurku robiąc mały bilans dzisiejszego dnia. Każdej kolejnej doby sprawa się komplikowała a przypadków agresji było coraz więcej. Sprawdził dokładne dane tylko z dnia dzisiejszego i to co zobaczył, nie podobało mu się. Dyrekcja prawdopodobnie doskonale zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji, jednak nic nie robią. Może zwiększony czas w komorach słoneczncyh, może kilka dni urlopu i zorganizowani jakiegoś wydarzenia, kabaretu czy koncertu... Na pewno są w bazie ludzie z talentami, trzeba ich tylko wyłowić i wszystko zorganizować. Trzeba będzie o tym porozmawiać ze zwierzchnictwem, ale na pewno nie jutro, jutrzejszy dzień zapowiadał się na bardzo pracowity, tyle pacjentów miewał tylko w szczytowym okresie ostatniej zimy.

Odetchnął zmęczony, zarówno mijającym dniem pracy, jak i samą myślą o nadchodzącym. Podszedł do klatki Koji i nasypał jej karmę, na co ptak zaskrzeczał kulturalnie "Dobre tak" i zajął się jedzeniem. Doktor rozejrzał się po gabinecie i wyszedł.

***

Pierwszą rzeczą, jaką zrobił, gdy wszedł do swojej kwatery, było zagotowanie wody i zalanie podwójnej porcji zupki instant o smaku pikantnej zupy z małży. Smakowało znośnie, najważniejsze jednak że rozgrzewało i miało w sobie śladowe ilości witamin. Niewielkie, ale miało.
Postanowił nie czekań na Kamini, prawdopodobnie znowu ma dużo pracy i wróci później. Wykąpał się, a temperatura wody, całe 28 stopni, pomogła mu uporać się z trudami pracy.
Usiadł na kancie dwuosobowego łóżka zapalając lampkę nocną i przyglądając się zdjęciu, na którym znajdowała się jego rodzina: żona, dwójka synów, z czego jeden z żoną i córką. Uśmiechnął się i z nadzieją na poprawę sytuacji w bazie, położył się spać.
Słyszał jeszcze jak Kamini wchodzi do pokoju i jak bierze prysznic, po czym zasnął.

***

Dhiraj obudził się zmęczony, z potem ściekającym z czoła. Miał bardzo męczące sny, spowodowane stresem związanym z tą nietypową sprawą z niedoszłym samobójcą. We śnie w pomieszczeniu z komorą regeneracyjną byli tylko oni dwaj. Mężczyzna leżał w komorze, we krwi i mówił coś, coś co miało sens i co hindus rozumiał, mimo iż brzmiało obco.
Teraz jednak, ani przy goleniu, ani przy śniadaniu, nie mógł sobie przypomnieć tych słów. Nie przejmował się tym jednak, szczegółowe znaczenie snu go nie interesowało. W końcu, to tylko sen. Nie dowie się z niego niczego, czego by już nie wiedział.
Jadł sam, Kamini wyszła zanim się obudził. Pewnie znowu coś się stało...

***

Usiadł przy biurku i uporządkował karty pacjentów zgodnie z godzinami, na które byli umówieni.

Po godzinie już czuł zmęczenie, pozwolił więc sobie zjeść batona energetycznego, a nawet dwa. W końcu, im większa masa, tym większa energia. Mniej więcej.
Kolejnym pacjentem był górnik, Troy Parkers. Od jakiegoś czasu miał koszmary senne i lęki. Średniego wzrostu, jednak bardzo mocno umięśniony mężczyzna z krótką brodą usiadł naprzeciw Dhiraja.
Pół godziny zeszło na rozmowie o istocie złych snów i strachu o to, że nigdy już nie zobaczy swojej rodziny. Pacjent miał "przeczucie", że nie będzie mógł wrócić na Ziemię, że coś, lub ktoś mu to uniemożliwi. W jego snach zawsze przed czymś uciekał. Nie potrafił sprecyzować, kto lub co to było, nie mógł nawet określić, czy faktycznie coś go goniło. Zawsze jednak uciekał, zawsze niemal w zwolnionym tempie, i zawsze, gdy wychodził na powierzchnię, gdzie znajdował się ogromny statek transportowy który miał go odwieźć na ziemię, coś nie pozwalało mu iść i nagle orientował się, że nie ma maski. Nie mógł złapać powietrza, ani też ruszyć w kierunku statku, lecz ciągle coś kazało mu uciekać z bazy. Zazwyczaj budził się po wybuchu statku, kiedy, we śnie, padał na kolana ze spuchniętą i zapłakaną twarzą.
Uznawał to wszystko za znaki ostrzegające go przed tą przeklętą kopalnią, korporacją i samą planetą.

- Spokojnie, Troy, nie unoś się. Wiem, że jest Ci ciężko, ale przypomnij sobie, dla kogo to robisz. Chcesz zapewnić łatwy start swoim dzieciom, prawda? Kochasz je i swoją żonę najbardziej na świecie, czyż nie tak?
- Tak, ale... Ale oni mnie wykorzystują, i nie pozwolą mi wrócić, ja to wiem! Będzie tak, jak w moim śnie, prędzej wysadzą prom kosmiczny, wart tysiące milionów, niż pozwolą nam stąd odlecieć po upływie tych pięciu lat! Chcą, żebyśmy zdechli wykonując za nich brudną robotę!
- Doskonale wiesz, że to nie prawda. Wszystko jest monitorowane przez wiele organizacji, rządowych jak i pozarządowych, nie pozwolą na taką sytuację. Światowa Rada Obrony Praw Człowieka nad wszystkim czuwa. Nie wiem, czy wiesz, ale początkowo VITELL chciał podpisywać z ludźmi kontrakty na sześć i pół roku, bez możliwości wcześniejszego powrotu, niezależnie od sytuacji, jednak Rada sprzeciwiła się kategorycznie tak długiemu czasowi izolacji i naciskała na korporację tak mocno, że ta zmniejszyła czas kontraktowy do pięciu lat. Wszyscy dokładnie monitorują sytuację na Ymirze, jest to najważniejsza sprawa na całym świecie. Jest to przełom dla całej ludzkości, i wiele osób dba o to, żeby wszystko szło zgodnie z planem.
- A skąd wiesz, jaki jest ich plan, co?! Może właśnie taki mają plan, zostawić nas tu i wyzyskiwać aż wszyscy pozdychamy na tym zadupiu!
- górnik wstał i uderzył otwartymi dłońmi w biurko, nachylając się do doktora.
- Troy, usiądź i uspokój się. Rozumiem, że czasem człowiek musi się wykrzyczeć, ale nie pozostało nam byt wiele...
- Co Ty możesz rozumieć?! Nie słuchasz mnie, nie rozumiesz, co nam grozi? Tylko kiwasz tym łbem, ale mnie kurwa nie słuchasz!


Mężczyzna wszedł niezdarnie na biurko i złapał Dhiraja za barki. Ten wystraszony próbował odjechać do tyłu na krześle, próbując zachować zimną krew. Kiedy jednak górnik spadł na ziemię, pociągając go za sobą, wydał z siebie zduszony krzyk. Mężczyźni przeturlali się i teraz tamten przygniatał ciałem bezbronnego doktora, który bezskutecznie próbował wrzucić z siebie napastnika. Ręce Troya znalazły się na szyi hindusa i zaczęły powoi zaciskać się na niej. Mahariszi, czując, że brakuje mu powietrza, zaczął wierzgać nogami i uderzać rękoma jeszcze mocniej, jednak te kilka trafień nie zmusiły górnika nawet do poluźnienia chwytu.
Doktor momentalnie przypomniał sobie wszystko, co osiągnął. Tytuły medyczne, prace opublikowane w znanych na świecie magazynach medycznych, uśmiechy na twarzach wyleczonych pacjentów oraz ich bliskich... Ale najważniejsza była rodzina. Doczekał się wnuczki, a to już wspaniałe przeżycie. Być dziadkiem to coś zupełnie innego niż ojcostwo. Patrzenie, jak syn poważnieje, dojrzewa i zakłada własną rodzinę...Wszystkie, zarówno dobre jak i złe chwile, spędzone z cudowną żoną... Przeżył wiele, fakt. Właściwe, mógłby już umrzeć, spełniony, zaznawszy największych przyjemności tego świata, pozostawiwszy na nim swój ślad.
Jednak nie chciał. Instynkt samozachowawczy kazał mu walczyć o przeżycie do ostatnich sił. Przeżył wiele wspaniałego, ale przecież to nie koniec, może nadal żyć szczęśliwie. Nie musi się poddawać, jego życie nadal ma sens. Może walczyć. Musi walczyć.

Mimo całego zaparcia i chęci przeżycia, przewaga fizyczna górnika była druzgocząca. Już po chwili świat Dhiraja wirował. Kolory mieszały się, a przy ścianie, przy drzwiach na korytarz, pojawił się niewyraźny cień...
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline