Vittorio Scaloni
Wszystko kiedyś pęka. Nawet najlepszy miecz, z najlepszej stali, wykuty przez mistrza kowalskiego fachu, prędzej czy później pęknie. Po którymś zadanym ciosie, klinga zamiast odbić cios przeciwnika czy zmiażdżyć jego ciało i kości, zabrzmi tylko metalicznym, nieprzyjemnym dla ucha dźwiękiem i pęknie na dwoje. Czasami bywa jeszcze gorzej. Ułamane ostrze poddane przedziwnym siłą, godzi w tego, który jeszcze przed chwilą je dzierżył. Ułamana klinga stercząca z bebechów, to poważny problem. Z ludźmi jest podobnie. Też mogą pęknąć. Tylko konsekwencje zazwyczaj bywają gorsze.
Kiedy Jimmy dopadł Vittorio, coś pękło. Choć nie obwieścił tego żaden dźwięk czy inna widoczna z zewnątrz oznaka, w duszy i umyśle Scalniego coś się złamało. Może to ten arogancki dupek, może wszystko to co widział i czynił do tego momentu Scaloni a może wszystko to, co jego dusza tak często i mocno pragnęła uczynić z tym światem i tymi ludźmi. Cholera wie. Ważne były konsekwencje tego faktu.
Jimmy był szybki. Złapał scyliczyka, zanim ten zdążył zareagować i do razu zaczął przeszukanie. Arogancko i głupi, jak od pierwszej chwili ich znajomości. Tyle, że rąk mu zabrakło. Jedną trzymał za gardło Vittoria, drugą właśnie pąkował sobie do ust mordercze specyfiki, łączni z odtrutkami i cała resztą. Vittorio się nie bronił. Sztylet ukryty w rękawie był w jego dłoni, już kiedy Jimmy pakował sobie do ust całe szkło. W tym mieście bez czegoś takiego, nie sposób był dłużej przeżyć. Ostrze było długie i cienkie, a gladiator unosił go nieco do góry, więc do gardła miało bliżej. Ten brudas mógł go zaskoczyć, ale jeśli spodziewał się, że samą swoja głupotą go przerazi, to się przeliczył. Z głupota Vittorio obcował na co dzień. Jedno potężne łapsko na szyi Scaloniego, drugie pakujące w usta jego arsenał. Trzeciego, którym mógłby się bronić przed wykonaniem wyroku zwyczajnie brakowało. Vittorio zaś nie wahał się ani sekundy. Pchnął szybko, mocno i zdecydowanie. Od dołu, celując przez gardło, ku mózgowi. O ile tam było coś takiego. Ostrze sztyletu miało wszelkie szanse umaczać się jeszcze w połykanych przez gladiatora specyfikach. Umysł miał czysty i pewny. Tylko gdzieś tam, na brzegu świadomości kotłowało się pytanie, czy Jimmy uzna je za naprawdę godne uwagi? |