Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-09-2010, 21:40   #27
Kata
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację

Powieki otworzyły się znienacka, a rzęsy zamachały kilka razy. Zielone tęczówki oczu powiększyły się odzyskując przytomność i badając coraz to energiczniej otoczenie. Wciąż żyła, a mimo to z każdą chwilą powrotu do rzeczywistości serce uderzało coraz mocniej. Usta dziewczyny rozchyliły się by złapać oddech, jakby w pokoju zaczynało brakować powietrza. W kapitańskiej kajucie było cicho i spokojnie, a w skrzypienie drzewca okrętu wtapiały się przytłumione odgłosy życia jego załogi. Trudno było zbyć się strachu, choć ktoś mógłby uznać że dumna czarodziejka powinna zachowywać zimną krew. Problem w tym że Tyliel nie była dumną czarodziejką. Mieszane uczucia zagubienia w ludzkiej kulturze i porzucenia przez swojego ojca w szkole czarodziejek Aretuzie, gdzie mimo oficjalnej akceptacji czuła się zawsze nieswojo dręczyły ją cały czas. Nauka magii była tylko częścią drogi, narzędziem które miało pomóc jej rasie. Tylko gdzie ona była? Ostatniego elfa widziała dwadzieścia lat temu. Podobnie jak swojego mężczyznę, który ostatecznie napisał jej list z którego wynikało iż nie była dla niego wiele wartym skrawkiem przeszłości. Teraz w dążeniu do odkrycia prawdy na temat jej ludu i powrotu do niego stanęła jej przeszkoda. Piraci.

Tila obudziła się w ubraniu, tak jak zasnęła. Zazwyczaj pachnąca bzem i melonem, bo takich perfum często używała teraz zaś capiła starym, zwietrzałym grogiem. Uniosła się na dłoniach i dokładniej rozejrzała po pokoju. Wśród łupów pirata znalazło się naścienne lustro o złotej, zdobionej ramie. Elfka zabrała je do łóżka, i opierając o ścianę przyjrzała się swojemu odbiciu.
Była ciekawa kogo ujrzy, jakby dopiero obraz miał do niej przemówić.
Cały czar elfiego piękna gdzieś od niej uciekł.
Uciekł bo brakowało jej uśmiechu, zawsze zadbane włosy teraz leżały byle jak. Delikatnie je odgarnęła za ucho, wpatrując się w siebie niczym rzeźbę.
Wzrok ten był chłodny i skupiony, a drobne dłonie dziewczyny lekko zaczęły drżeć. Spojrzenie uciekło jej na kolana, poddała się i opuściła lustro. Strojenie się, nawet dla własnego samopoczucia nie miało teraz najmniejszego sensu.

Jak wyglądałaby gdyby nie cała ta sytuacja w którą wdepnęła? Jeszcze w obozie leśnym wiewiórek? Piętno czasu jakby omija elfią rasę sprawiając że kolejne wiosny niewiele odbierają im uroku. Jedyne co się zmienia to blask oczu. Im elf jest starszy tym mniej w nich życia. Jej spojrzenie wciąż było bardzo żywe, a w głębię zieleni oczu można było się wpatrywać niczym w kalejdoskop. Tilyel była średniego wzrostu, ani wysoka, ani niska. Bardzo delikatna twarz i dłonie wskazywały że wielkiego doświadczenia w wojennym rzemiośle nie miała. Jej figura była nieco pełniejsza niż większości bardzo szczupłych elfich dziewcząt.


Pełniejsze biodra, uda, piersi i nieco ramiona, a mimo to wciąż jednak sprawiała wrażenie szczupłej jak na ludzkie standardy. Zgrabne, silne biodra i uda zawdzięczała przede wszystkim zamiłowaniu do jazdy konnej, z którą nie rozstała się nawet podczas szkolenia w Aretuzie.
Ciemno fioletowe, długie za łopatki i proste włosy spływały wdzięcznie za plecami i chociaż lubiła zmieniać fryzury to najczęściej wraca właśnie do tej.
Skóra Til jest wyraźnie ciemniejsza niż u reszty elfów w większości o jasnej karnacji i wygląda na dość opaloną przez słońce. Zahaczając o pośladek, przez bok dziewczyny pnie się aż na łopatki kolorowy tatuaż przedstawiający kwiaty Feainnewedd.


Dla większości będzie to tylko piękna roślina, w elfiej kulturze ma jednak ważne znaczenie symboliczne, a poza elfami wiedzą o tym nieliczni. Także usta dziewczyny skrywają drobną niespodziankę, którą jest kolczyk w języku umieszczony tam jeszcze w leśnym obozie. Teraz jedna z niewielu rzeczy przypominająca o chwilach młodości spędzonej w domu za którym tęskniła.

Hałasy przytłumione przez ściany, odgłosy załogi okrętu nasiliły się nieco. Szmery zwróciły uwagę elfki która zastrzygła lekko długim i szpiczastym uchem. Pora było wyjść na pokład, do czego wcale się nie garnęła. Nie mogła jednak spędzić tu na dole całego dnia i liczyć że wszystko samo się ułoży. Brakło jej odwagi. Postawiła lustro znów na stercie łupów kapitana. Złoto to teraz nic jej nie obchodziło. Wsunęła włosy za koszulę nieco ukrywając je i wstała poprawiając przebranie. Palce nie chciały przestać drżeć. Zignorowała to. Przed wyjściem na pokład sięgnęła po puchar ze stołu i wypełniła go paskudnym grogiem. Nieprzywykła do tak mało wyrafinowanych trunków skrzywiła się soczyście, wypiła jednak wszystko na raz. Walące niespokojnie w piersi serce straciło nieco rytmu, a alkohol rozgrzał ciało. Wyszła.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=_3dCXk7HCS0[/media]

Widok który zastała nie spodobał się elfce, szczur przywiązany do masztu w zupełności jej wystarczał. Teraz miał jeszcze zginąć człowiek? Ostatecznie, w jakiś sposób chciała by wszyscy wyginęli. Za jej lud przegnany, prześladowany i wytępiony. Za miasta zbudowane na ruinach jej cywilizacji. Za przelaną krew jej przodków. Za jej zmarłą matkę. Nienawiść jednak nie była silniejsza niż troska serca, a może to po prostu nauka o miłości wobec wszelkiego życia którą z trudem przez ciągły konflikt uczyli ojcowie i matki. Z drugiej strony, czy chciała mu pomóc czy nie jeśli miała udawać kapitana okrętu nie mogła pozwalać na taką samowolkę na okręcie. Musiała więc ratować życie tego pirata. Domyślała się już kto to jest.

Upewniła się że iluzja ukrywa jej wygląd i zmodyfikowała barwę swego głosu kolejną, po czym wyszła głośnym krokiem na pokład. Zatrzymała się naprzeciw widowiska stając pewnie w lekkim rozkroku choć wcale się tak nie czuła. Wyjęła kordelas i podchodząc do masztu przecięła, ostrożnym szybkim cięciem drobny sznurek z rozkładającym się szczurem na pętli po czym krzyknęła.

- Co tu sie do stu diabłów dzieje?! Jedyną osobą na tym okręcie która może decydować o czyimś życiu jestem ja, Francis Doughty! - warknęła - Koniec zabawy! Wracać na swoje stanowiska!

- Ale kapitanie! To ten przeklęty kuchcik! Chciał pana otruć, kapitanie!-zaprotestował jeden z marynarzy.

Kapitan zmarszczył brwi groźnie, mówiąc.
- Podważasz moje słowa kmiocie? Kuchcik, nie kuchcik nie wypracował jeszcze swojego. - spojrzała na mężczyznę. - A karę wymierzę ja. Najbliższe pięć dni i nocy spędzisz na sokolim gnieździe!

Umieściła kordelas powoli w jaszczurze łapiąc głęboki wdech i rozglądając się po statku.
- Na stanowiska. - powtórzyła spokojnym głosem po czym poszła w stronę rufy ku sternikowi by dowiedzieć się o postępach w ich podróży.

Nagle pirat zbladł.

- Tak jest panie kapitanie! - krzyknął, zaczynając wspinać się na maszt.

Kucharz wyraźnie pojaśniał. Odetchnął z ulgą, jednakże gdy tylko kapitan odwrócił się w kierunku sternika, rozległ się przeraźliwy wrzask, który urwał się tak samo gwałtownie jak się zaczął.

Elfka odwróciła się szybko. Kucharz przypominał szczura, który jeszcze do niedawna wisiał na maszcie.
Wybór sznura po lewej stronie okazał się pechowy. Krótsza lina zaczepiona była na szyi, zaś mężczyzna siniał na twarzy, wijąc się w próbie oswobodzenia.
Aż podskoczyła, gdyż krzyk nieco ją przestraszył. Otworzyła lekko usta spoglądając na wisielca i prędko wydała polecenie.
- Zdejmijcie go, szybko!

Mężczyzna, który wcześniej wieszał szczura błyskawicznie dobył zza pasa długi nóż. Jednym, płynnym cięciem odciął linę... krępującą nogi...
Długi sznur zaczepiony jedynie o stopy dyndał nad pokładem, wprawiany w ruch przez rzucającego się kucharza.
Spojrzał krytycznie na swoje działania. Nagle przystawił nóż do drugiej liny. Poddała się równie szybko.

Duszące się ciało z przeraźliwym trzaskiem spadło na pokład. Trzask dochodził z łamanych kości. Nie słychać było żadnego krzyku.

Co on wyprawia?! Ten idiota go zabije!

Elfka czym prędzej podbiegła do kucharza, zatrzymując się z lekką zadyszką nad nim by sprawdzić czy żyje. Położyła dłoń na piersi mężczyzny, delikatnie przesuwając ją do szyi by sprawdzić czy dycha.

Bycie kucharzem na okręcie piratów okazało się prawdziwą szkoła przetrwania. Na szczęście ów mężczyzna nie należał do osób słabych, dzięki czemu jeszcze żył.
Niemniej jednak gdy dłoń elfki spoczęła na klatce piersiowej lekko skrzywił się z bólu, spoglądając prosto w twarz dowódcy statku.
Niemożliwym było, by złamanie umiejscowiło się w tym miejscu. Kości były tam zbyt wytrzymałe, lecz niżej... Żebra nie mogły przetrwać.

Lina na szyi została lekko poluzowana, niwelując jedną blokadę, uniemożliwiającą oddychanie. Leżący na pokładzie osobnik oddychał szybko i bardzo płytko, nie hamując wypływanie na twarz bólu przy każdym rozszerzaniu się płuc.
Tilyel nigdy nie lubiła patrzeć na czyjeś cierpienie, ból był czymś z czym na co dzień walczyła. Co miała powiedzieć jako okrutny kapitan okrętu jednocześnie nie skazując rannego na śmierć? Wybrała chciwość.
Uniosła się i rzekła głośno, warkliwym, groźnym, kapitańskim głosem.

- Głupcze, jeśli on zginie za następnego zapłacimy twoim złotem! - chwile potem zwróciła się do innych marynarzy. - Zabierzcie go do mojego pokoju, tylko ostrożnie. Nieście z wyczuciem.

Wzrok kapitana utknął na piracie który przeciął liny. Elfka była na prawdę zła, dodało jej to na wyrost pewnemu siebie głosowi który stworzyła wiarygodności - Nie igraj ze mną chłopcze, bo nakarmię tobą rekiny.

- Panie kapitanie! To był wypadek! Nigdy więcej się nie powtórzy!-krzyknął, dalej stojąc na maszcie. Szybko zabrał się za odczepianie przywiązanych lin.
Jego towarzysz patrzył na niego dziwnie, lecz nic powiedział, zaczynając schodzić po olinowaniu.
Tilyel tłumiła w sobie gniew. Oczywiście wyglądało na to że to nie był wypadek, jednak nie to teraz było najważniejsze. Wbrew swojej nienawiści do rasy ludzkiej, wciąż była elfią czarodziejką opiekunką.
Czekała, osobiście chcąc nadzorować przeniesienie rannego do swojej kajuty. Chociaż w tym nie było żadnych komplikacji i prędko kilka silnych chłopów uniosło kucharza, niczym kłodę wnosząc go pod pokład.

- Uważajcie. Połóżcie go na łóżku, o właśnie tak. - nawigowała mężczyzn elfka, w stroju kapitana. Silne dłonie opuściły ciało poszkodowanego na łoże, a ich sylwetki wyprostowały się oczekując dalszych rozkazów które zaraz zapadły. - A teraz zmiatajcie na pokład. - wymamrotała, niby w skupieniu przyglądając się kucharzowi w duszy zaś oczekując niecierpliwie aż się oddalą.

-Tak jest!-ryknęli chórem, zaczynając pospiesznie pchać się do drzwi wyjściowych. Zupełnie tak, jakby na pokładzie rozstawił się karzeł oferujący pierwszej osobie cały swój garniec złota.
Wkrótce nikt z marynarzy nie pozostał w kajucie.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=urTU0uKzv3E[/media]

Tilyel podeszła do drzwi skutecznie je zamykając. Na chwilę zatrzymała się tak, z dłonią na zasuwie i zastanawiała. Odejście mężczyzn troszkę ją uspokoiło, ale tylko troszkę. Oddech ciągle miała przyspieszony, a oczy nadto czujnie badały pomieszczenie, doszukując się nie istniejącego zagrożenia. W końcu odwróciła się na pięcie i podeszła do pirata, zatrzymując się zaraz przy nim. Usiadła na brzegu łóżka i zdjęła swoją kapitańską czapkę. Zdjęła nie tylko to, lecz także pozbyła się iluzji skrywającej jej prawdziwe oblicze. Nie mogła inaczej.

- Ciiii...

Uspokoiła mężczyznę, prawie szeptem, delikatnie kładąc palec na jego ustach. Zaraz jednak go cofnęła i ostrożnie zaczęła rozpinać jego koszulę by zobaczyć dokładnie potłuczone miejsce.
Spojrzała w oczy kucharza i powiedziała delikatnym, czułym głosem.

- Jestem medyczką, nie bój się. Postaram się Ci pomóc.

Odgarnęła z zakłopotaniem włosy. Nie była pewna jak wielkich zniszczeń doznało ciało mężczyzny i czy uda się jej mu pomóc. Zdjęła kapitańskie rękawice i delikatnie uniosła dłonie nad żebrami pirata i wymawiając słowa zaklęcia. Skupiła całą swoją moc, przymykając lekko oczy z wysiłkiem.


- Jak Ci na imię? - otworzyła oczy i zapytała po chwili.

Wymalowane na licu zdziwienie mężczyzny ustąpiło uldze. Po raz drugi w ciągu kilku minut, lecz tym razem nie zanosiło się na twarde zderzenie z rzeczywistością.

- Jestem kucharzem pokładowym. Roy Artner -skinął głową, obawiając się powrotu bólu przy próbie powstania. - Gdzie jest kapitan? Kim ty jesteś? Jak się nazywasz?-zapytał, rozglądając się z rosnącym powoli zaciekawieniem.

- Na imię mi Tilyel, jestem czarodziejką. Pomogę Ci Roy, ale nie możesz nikomu powiedzieć o tym co tu widziałeś. Uprowadziliście mnie z okrętu zmierzającego do Aretuzy... - odpowiedziała spoglądając nieco niepewnie w oczy mężczyzny. - Jak się czujesz?

- Lepiej -podniósł się na łokciach.- Uważaj na tego faceta. Tego od wieszania. Nie jestem specjalistą od chodzenia po masztach, tylko od stukania chochlami po garach, więc wystarczyło jedno jego klepnięcie w plecy, żebym stracił równowagę.
Nie od wczoraj pracuję na statkach i wiem, że tacy osobnicy są iskrą dla otwartego buntu, jeśli załoga nie lubi kapitana lub pojedynczymi zamachowcami. Z niewiadomych nikomu powodów.
To jeszcze nie było otwarte sprzeciwienie się kapitanowi, ale już niedługo będzie. Być może w następnym rejsie, może dwa rejsy później, a może teraz, podczas tej wyprawy
-wypluł z siebie niemalże jednym tchem. - Facet wiesza na szubienicy wszystko, co mu w łapy wpadnie. Maniak. Psychopata, który za mną nie przepada-dodał, milknąc chwilę później.

- Nie chciałam aby stała Ci się krzywda. Pomóż mi Roy, pomóż mi stąd uciec. - wyszeptała Tila delikatnym elfim głosem z nadzieją, pochylając nad mężczyzną. Ubrana w kapitańskie ciuchy szybko łapała oddech, wyraźnie zestresowana, niczym zaszczute zwierzę.

- Nie jestem w stanie za bardzo pomóc. Jestem tylko kucharzem, nikim więcej. Jako kapitan możesz zrobić dużo więcej niż ja.

Dłonie elfki zacisnęły się na ubraniu mężczyzny chwytając go nieco za nie. Jej twarz wymalowała niepewność i strach. Spojrzała w oczy Roya mówiąc.
- Roy, doradź mi. Jak stąd uciec? - Tilyel przerzuciła włosy przez ramię delikatnie.

Spojrzał na elfkę z powątpiewaniem, po czym wyjrzał przez okrągłe okienko.

- Jeśli chcesz, możesz spróbować skakać, ale za nami jest sztorm. Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł.
Jedyne, co mi przychodzi do głowy to czekać na dopłynięcie do lądu. Wtedy nawet ucieczka nie będzie konieczna. Wystarczy odejść
-wzruszył ramionami.

Nagle ktoś zapukał do drzwi, na co Tilyel zerwała się wstając i odwracając od kuchcika. Sięgnęła po kapitańską czapę i nałożyła ją na głowę. Drobna dłoń dziewczyny przesunęła się przed twarzą tworząc na nowo iluzję. Jeszcze na chwilę odwróciła się spoglądając na leżącego na łóżku mężczyznę. Nie powiedziała nic, ale to spojrzenie mówiło tyle by milczał.
Za drzwiami znajdowało się jedynie zamknięte, kartonowe pudło. Elfka wniosła je do środka, zamknęła za sobą drzwi i uniosła wieko...
Wewnątrz leżał martwy szczur zawieszony na pętli szubienicznej...

- Ohh.. - westchnęła ciężko, siadając na podłodze z pudłem naprzeciw i delikatnie z lekką odrazą wyjęła martwego gryzonia za sznurek, unosząc na wysokość twarzy.

Iluzja rozproszyła się, a skrzywiona twarz elfki zmieniła wyraz na zmartwioną potem na rozgniewaną. Odłożyła gryzonia spowrotem do pudełka i opuściła wzrok nieco w bok by zaraz unieść spojrzenie na pirata i zapytać pośpiesznie.
- Nie ma tu jakiejś drobnej łódki na której mogłabym uciec?

- Jest szalupa. Ja jednak nie piszę się na wiosłowanie łódką podczas sztormu -stanowczo pokręcił głową.

- Pamiętaj Roy, aby mnie nie wydać. - elfka wstała zgrabnie i podeszła do solidnego biurka kapitańskiego na którym była rozłożona mapa. Pochyliła się nad nią i rzekła miękkim głosem wyraźnie jednak się śpieszyła. - Gdzie jesteśmy? I w którą stronę płyniemy?

Kucharz podszedł do mapy i przyjrzał jej się z zamyślaniem.
- Jesteśmy gdzieś tu... Tak mi się wydaje-wskazał miejsce dokładnie na północ od Cidaris.

- Płyniemy w tym kierunku-przesunął dłoń na zachodnio zachodnie południe.

- Jeśli będziemy mieli szczęście, zakotwiczymy w Bremervoord, jeśli nie, znajdziemy się na wodach graniczących od wschodu z wodami Wysp Skellige.

Elfka uniosła wzrok z dłoni mężczyzny na jego oczy wpatrując się w nie jakby chciała wybadać jego myśli, by w końcu się odezwać.
- A co znajduje się na tych wyspach?

Kucharz wyglądał na nieco zdziwionego zadanym pytaniem.
- Kiedyś Wyspy Skellige były połączone z Cintrą. Chyba jakiś władca czy dowódca poślubił samą Lwicę z Cintry.
Na terytorium Wysp Skellige nie zapuszczają się żadne łodzie mogące zostać uznane za wrogie. Zazwyczaj. Wyspiarze niemalże rodzą się w łodziach.
Podobnież nasz sternik sam jest stamtąd, ale jakoś nie pali się do powrotu.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun

Ostatnio edytowane przez Kata : 26-09-2010 o 22:27.
Kata jest offline