Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-09-2010, 22:24   #108
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Pomroczność jasna ogarnęła chyba Laure gdy opuszczał gościnne i luksusowe podwoje Strzały i przeprowadzał się do Pstrąga. Choć nie była to mordownia, lecz porządna karczma, gdzie srebro było w obiegu, a nie miedź, Aesdilowi marzyła się odrobina komfortu. Najwidoczniej jednak musiał odpocząć od widoku tych samych twarzy, choć przez jeden wieczór, a i to nie do końca bowiem wieczerzał w towarzystwie Britty. Wiele on potem miał problemu by zaholować dziewkę do pokoju, bowiem mimo że szczupła, to i muskularna była, a mięśnie więcej niż tłuszcz ważą. Bezlitosny był potem o brzasku gdy twarda wojowniczka budziła się z winnego otępienia i nie szczędził docinków. A juści, Laure też do najszczęśliwszych poranku tego nie mógł zaliczyć, ale przynajmniej obudził się z minimum narzekania. Niestety, potem było już tylko gorzej...

Wspaniały nastrój w który wprawiły go zakupy pierwszego dnia wykonane mijał bez śladu, dławiony przez kolejne niepomyślne wieści. Od masztalerzy poczynając. Właściciel gryficy rzekł że Sabiny, starej gryficy, do wysiedzenia jaja użyczy za darmo, z sentymentu dla dawnych czasów w Forcie na Skale. Że nie wiadomo było ile jajo już było wysiadywane zażyczył sobie jednak zaliczki by wykarmić stworzenie jeśli - jeśli! - zarodek przeżyje i wykluje się przed powrotem Laure. Ten chętnie opłacił zadatek. Prywatnie Aesdil był zdania że mroczni pobratymcy wiedzieli co robić z jajem, a i nie wychładzał go przecież zbytnio... Jednak przyznawał sam przed sobą że nie zna planów drowów i tego czy byli świadomi że szybciej należy jajem się zająć niż on sam się dowiedział... Przynajmniej wieści o łowcy potworów wreszcie jakieś go doszły.
- Słyszałem że podczas Jarmarku ktoś oferował na sprzedaż jaja pseudosmoków czy pisklaki, tyle że część została skradziona... może na sprzedaż pozostały jakieś inne stworzenia? Bo co prawda gryf czy hipogryf to piękna sprawa, ale czy dla barda? Wolałbym jakieś mniejsze zwierzę, takie które przykułoby uwagę jakiejś pięknej panny, rozumiecie, panowie...
No, tu nie było zaskoczenia - nie wyczyścił wszak handlarzowi kuferka i odpowiedź o tym jak to wściekły odgrażał się że magów i skrytobójców wynajmie nie zdumiała go jakoś. “Ma na to środki. Trzeba będzie się bardziej pilnować...” - zakonotował sobie i ostatni raz dotknął jaja, oddawanego pod opiekę gryficy Sabiny. Ciekaw był czy cokolwiek wykluje się z niego, zaś jeśli tak - co pocznie z tym fantem. Przyszłość pokaże...

Zdawać by się mogło że ucieszy go wynik poszukiwań Sorg prowadzonych przez kapłanów Pana Poranka, jednak spotkał go zawód. “Jaka potężna magia??!! Silna wola - to jeszcze rozumiem, ale takie tłumaczenia możesz sobie wsadzić w ...” - gdyby niefortunnym wróżącym był kto inny niż akolita Lathandera Laure zapewne powiedziałby to na głos, a tak jedynie ograniczył się do niepochlebnych myśli, bowiem faktycznie nie wiedział jak to jest z Sorg. Podobne myśli towarzyszyły mu gdy odwiedzał siedziby wróżów i innych “wiedzących” w Uran. “Pytie pięciomiastowe” - było najłagodniejszym komentarzem gdy spoglądał na wnętrza zdobione paciorkami i haftowanymi w “magiczne symbole” zasłonami, czy zakutanych w dziwaczne szaty, wszelakich “znawców przeszłości i przyszłości”. Od razu opuszczał też takie gościnne lokale, nie chcąc mieć z ich właścicielami nic do czynienia, niejeden raz posyłając ich - w przenośni niestety tylko - “do diabła”, gdy klątwy za nim miotali. Upewnił się że jedyne wróżby na które może liczyć to własne zaklęcie prowadzące strzały, miecz czy Płomień do celu ... i nic więcej.

Korzystając ze skrępowania kapłana Lathandera po nieudanym wieszczeniu wymógł na nim by jak najszybciej listy do stolicy, do zwierzchności Corellona Larethiana wysłano. Opisał w nich to wszystko czego się dowiedział o drowach i zagrożeniu Królestwa wskrzeszeniem Urgula, osoby Sticka nie szczędząc. Dołączył kopie listów w drowim języku i we wspólnym również, także treść pisma które chłopak Helfdana przekazał. Nie liczył na to by pobratymcy poważnie wzięli jego ostrzeżenie, nawet mimo tego że powoływał się na kapłana Manoriana i paladyna Silvercrossbowa - uznał jednak że spełnił swój obowiązek względem krewniaków. Jeśli na wszelki wypadek chociażby nie wzmogą czujności - nie jego to będzie wina...

Sprawę listów drowów tak samo niechętnie wspominał - rzucił się na nie na podobieństwo teriera, z zajadłością właściwą tej psiej rasie, jednak bezskutecznie - zbyt dobrze były zaszyfrowane. Tym niemniej zabrał je ze sobą i tak, mając nadzieję że dzięki sile woli czy przypadkowi, wspomaganym wskazówkami (gdyby takowe udało się odnaleźć) w końcu złamie tajemnicę tekstów - a raczej bełkotu który wyłonił się z tłumaczenia...

Pewne pocieszenie odnalazł w książkach. Do tej pory poza tomikiem wierszy żadnych ksiąg nie woził - teraz jednak, z magicznym plecakiem na podorędziu, uznał że może sobie pozwolić na rozpoczęcie gromadzenia skromnej chociażby biblioteczki. Tym bardziej że było go wreszcie na to stać! A akurat wpadły mu w ręce dwie pozycje - rzadkość zapewne tak daleko na północ, Orisa z Evereski “Traktat o ptasich chowańcach”, i, prawdziwa perełka jak dla Laure - “Transmutacja w teorii i praktyce” niejakiego Erica z Turmish. Zwłaszcza ta druga pozycja ucieszyła go niezmiernie, biorąc pod uwagę to jak bardzo lubił pracę z wszelkiego rodzaju metalem i skłonność do tej szkoły magii - niemal tak jak do Wywoływania, i nie pożałował na nią gotówki. Oczywiście, nie ma róży bez kolców. Gdy rozgrzany powodzeniem zagadnął o jakieś dzieło o nekromancji - temacie bardzo na czasie, sądząc po rozwoju wypadków i zdobytych wieściach, otrzymał jedynie potępiające i podejrzliwe spojrzenia zarówno samej właścicielki składu, Tanneny Jasper, jak i zgromadzonych tam kupujących. Tak też się stało że zaproszenie na kolację do Srebrnej Strzały, wcześniej przez panią Tannenę przyjęte, nagle zostało odmówione...

Dokupił zwoje i inne potrzebne na drogę przedmioty, wierzchowce kazał podkuć, przepakował przedmioty tak by w drodze nie męczyć specjalnie zwierząt. Przynajmniej na drogę do Fortu był przygotowany...



* * *

Miała na imię Marie, o pochodzenie nie pytał. Znać było że przed własnymi demonami ucieka i gdy właściciel Złotego Pstrąga odmówił jej zatrudnienia, Laure, zbierający się właśnie do wyjścia, zagadnął dziewczynę która z obojętnym obliczem odwróciła się do drzwi. Powiódł ją i jej skromną szkapę do Srebrnej Strzały, tam wynajmując większy pokój by i ona miała gdzie się podziać. Gospodarz nie miał nic przeciwko temu by dziewczyna wspólnie z Aesdilem występowała i przez te parę dni na tyle jej muzyka wpadła w ucho gościom, że gdy Złocisty opuszczał już Uran spokojny był że ta poradzi sobie w tym mieście. Miło było usta otworzyć do kogoś innego niż goście w karczmie czy podróżnicy w drodze, jeszcze milej przespacerować się w jej towarzystwie korzystając z resztek pięknej pogody, pośmiać się i pośpiewać i wspomnienie to zachował w sercu na długo.



* * *

Myśl o Elethienie Froren nie wychodziła Aesdilowi z głowy. Sorg i spółka udali się do niej, dokąd jednak dalej? Ponieważ nie mógł wykluczyć że u niej będzie musiał szukać nadobnej bardki, zaś mapy nie miał, odszukał sługę Thunderdragona, tego samego którego Raydgast potraktował kopniakiem. Przysiadł się do niego któregoś razu w karczmie, winem poczęstował, zagadnął o dziatki i małżonkę. Powoli rozmowa potoczyła się ku niewdzięczności paladynów, którzy to wchodzą człowiekowi w marzenia - taki biedny Laure na przykład miał nadzieję że imć Silvercrossbow za oddane usługi skrobnie mu list polecający do Elethieny Froren i drogę wskaże, by ta raczyła opowiedzieć historyję czy dwie, a tak to samemu przyjdzie jej szukać wśród wilców i zbójców, i to bez gwarancji że nie szczeźnie z zimna i głodu... Gdyby posłaniec, tak niewdzięcznie potraktowany przez Raydgasta paladyna, i to za co! za odrobinę rozrywki! zechciał uchylić rąbka tajemnicy w postaci mapy drogi do Elethieny i wskazówki, to Laure nie dość że odwdzięczyłby się, to jeszcze i wspomniał w pieśni - daleko od Królestwa, rzecz jasna - o dobrym człeku o wielkim sercu który innych w potrzebie wspomógł... Zupełnym zaś przypadkiem Aesdil zaprezentował skleconą naprędce zwrotkę czy dwie takiej pieśni, zostawiając sługę z otwartymi ustami i zamętem w głowie, nim podjął rozmowę na nowo...
Próżne jednak były wysiłki Laure. Co prawda posłaniec był zachwycony zarówno poglądami elfa na temat Raydgasta, jak i propozycją pieśni; mimo to cenę za śpiewne pochwały mówiąc krótko - wyśmiał.
- Naprawdę wydaje ci się, że taki gołodupiec jak ja może znać drogę do domu Rudej Wiedźmy? Za wysokie progi na takie obłocone trepy i wątpię, czy nawet sir Thunderdragon dojścia do niej posiada; o Silvercrossbowie nie wspominając - prychnął. - Tylko najznamienitsi i najbardziej zasłużeni ludzie w Królestwie mogą liczyć na posłuchanie; lub ci, których sama oczekuje i zaprasza. Daj se siana z wizytą; nawet jakbyś rok po Lesie jeździł to jej wieży nie znajdziesz. Lepsi od ciebie próbowali i z niczym wrócili.
Aesdil pokiwał powoli głową i wzruszył w duchu ramionami. Trudno, nie spodziewał się dobrego rezultatu, jednak spróbować było warto. Oszczędziłby czasu przy poszukiwaniach - a tak pewnie zmarnotrawi go dużo więcej.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise

Ostatnio edytowane przez Romulus : 02-10-2010 o 00:57. Powód: Dodanie grafik
Romulus jest offline