Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-09-2010, 22:36   #110
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Podróż do wieży Urgula przebiegała pod hasłem radosnego podniecenia najemników, zimnej obojętności Alehandry i mieszanych uczuć pozostałych uczestników wyprawy. Pogoda była paskudna, z drzew kapało za kołnierze, a o suchych ubraniach czy namiotach większość osób mogła zapomnieć. Ukryte za ciężkimi chmurami słońce i gwiazdy utrudniały określenie waszej pozycji zarówno w dzień jak i w nocy. Mimo to czarodziejka bez wahania przedzierała się przez leśny gąszcz, prowadząc was w stronę dawnego domostwa Nekromanty.

Zgodnie z jej słowami piątego dnia po południu na horyzoncie zamajaczyła wysoka, ponura wieża o nieco zapadniętym dachu. Rzadsza roślinność i wystające gdzieniegdzie nad trawę fragmenty murów świadczyły o tym, że wieża była zaledwie niepraktycznym dodatkiem do obszernych dworskich zabudowań. Pobieżne oględziny okolicy ujawniły na wpół zawalony dworek (którego stan nie zachęcał do odwiedzin) oraz ślady pożaru, który zrównał z ziemią resztę budynków. Najwyraźniej przeciwnicy Urgula skutecznie rozprawili się z jego włościami. Mimo to wieża nadal stała.




Helfdan zaofiarował się zostać z wierzchowcami. Było to tym bardziej uzasadnione ze względu na to, że niechęć wobec wyprawy wyraził jeden z ex-gwałcicieli, oraz dwóch drabów, którzy dzierżyli owego dnia kije. Spętane konie i muły zapędzono w jedno miejsce, rozsiodłano, po czym dzielna gromada odkrywców rozpaliła pochodnie - jako że pierwsze okna widoczne były dopiero na poziomie trzeciego czy czwartego piętra - i ruszyła wgłąb budynku.

Parter wieży stanowił zatęchłe rumowisko, pełne naniesionych przez wiatr i zwierzęta liści, patyków i ziemi. Spróchniałe resztki mebli i bezkształtne kupki niezidentyfikowanych bliżej przedmiotów, które przegrały walkę z czasem i wilgocią walały się pod nogami. Brak zarówno potworów jak i skarbów ostudził nieco zapał najemników, podniósł jednak morale nadwyrężone tym, iż dzielny dowódca "osłania tyły". Na razie nic ich przecież nie zjadło. Posłany w stronę okien Kull nie wysyłał swemu panu żadnych sygnałów świadczących o niebezpieczeństwie.
Podobnie rzecz się miała na kolejnych piętrach. Wspinaczka po schodach ułożonych w przeciwległych krańcach wieży była nieco karkołomnym zadaniem - zwłaszcza iż brakowało poręczy - na szczęście jednak nikt nie spadł. Mijane poziomy składały się z kilku pomieszczeń każde - większych bądź mniejszych - po których najemnicy rozłazili się z coraz mniejszym entuzjazmem. Jedynie nieprzeniknione ciemności dodawały nieco klimatu wyprawie, która z "wyprawy do strasznego dworu" stała się monotonnym zwiedzaniem opuszczonego budynku.

Może dlatego straszliwy krzyk jednego z najemników, jaki ten wydał podczas penetracji kolejnego piętra, w pierwszej chwili zdał się być ponurym żartem. Płomienie pochodni zamigotały gdy wszyscy wybiegli ze zwiedzanych pomieszczeń by zobaczyć co się dzieje. Jedna z pochodni potoczyła się po ziemi, gdy jej właściciel upadł na posadzkę... i wydał kolejny mrożący w żyłach wrzask. Zaś nad jego ciałem wszyscy zobaczyli wijące się, amorficzne stworzenie o wielu zębach, oczach, paszczach i mackach, które falowały i zmieniały się z każdą sekundą. Rzucane przez upuszczoną pochodnię cienie dodawały dramatyzmu całej sytuacji, zwłaszcza gdy nieszczęsny mężczyzna wydał z siebie ostatni krzyk i... również zaczął się rozpuszczać! A w zasadzie tracić swój normalny, ludzki kształt na rzecz gumowatej bezkształtności. Zaś za pierwszym potworem pojawił się kolejny.



Oddalający się tupot stóp świadczył, że kilku najemnikom puściły nerwy. Trudno zresztą było im się dziwić. Jednak kolejny wrzask poziom czy dwa niżej świadczył, że i tm sprawy nie miały się najlepiej.

Lodowej czarodziejki nie było w polu widzenia.

⃟⃟⃟

Tymczasem Helfdan obszedł okolicę, jednak mimo gruntownego rekonesansu nie znalazł śladów czyjejkolwiek obecności. Hałas jaki poczyniły prawie dwie dziesiątki wierzchowców i ludzi przegnał również większość zwierząt, gdyż i Ptaszysko nie znalazło w okolicy niczego godnego uwagi. Trójka maruderów, która bezskutecznie próbowała rozpalić z mokrego drewna ognisko, siedziała teraz na leżących na ziemi siodłach pijąc i grając w kości. Nie wyglądało na to, żeby interesowali się cudzym dobytkiem... przynajmniej na razie. Tropiciel minął ich, oznajmiając głośno swój zamiar polowania, zrobił jeszcze kilka kroków po czym... wpadł na ścianę. A raczej na niewidzialny mur, odcinający go od dalszej części polany. Gdy odwrócił się by sprawdzić co tu jest, do cholery, grane ujrzał wyłaniającą się z cienia wieży Alehandrę.




Kobieta niespiesznie schowała jakiś przedmiot w poły swojego płaszcza, po czym wbiła wzrok w półelfa i rzekła krótko: Oddaj pierścień.
 
Sayane jest offline