Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-09-2010, 19:27   #46
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Sain i Shadow. Zaległa para wyszła na matę. Aż dziwne, że żaden z nich nie zwrócił wcześniej uwagi na fakt, że zostali pominięci. Może po prostu nie chcieli przerywać już rozpoczętej konfrontacji? Nieśmiałość? Raczej nie wchodziła ona w grę. Każda ze zgromadzonych na placu osób mogła siłą woli przenosić góry. Tych dwóch nie było wyjątkami od reguły. Shadow zdawał się należeć do (sporego już) grona turniejowych dziwaków. Całe jego ciało otulał szaro-czarny, ciasno przylegający do skóry kostium, który swoim wyglądem miał równie wiele wspólnego z kombinezonem jakichś oddziałów specjalnych, co z szatą mnicha. Kołnierz chronił osobę przed ciosami w kark, futurystyczny hełm ziejący czernią z wizjerów zakrywał całość twarzy. Mroczny materiał paska sięgał podłogi, co z perspektywy taktycznej mogło powodować kłopoty dla osoby niedoświadczonej. Drugi z nich – Sain, nosił przepaskę na lewym oku. Zupełnie jakby był jakimś lądowym piratem. Jego ciemnobrązowe włosy od dawna nie widziały szamponu, czy chociażby grzebienia. Nosił luźne spodnie, woskowe buty, oraz płaszcz współgrający kolorystycznie z włosami. Jego pojedyncze oko wciąż pozostawało czujne, niezależnie od sytuacji. Nie uśmiechał się, emanował ponurością na wszystkie strony.

Gendou dał sygnał do rozpoczęcia. Shadow był pierwszym który podjął się akcji. Jego lewa dłoń wystrzeliła do przodu jak wąż, mierząc w krtań rozczochrańca. Nigdy do niej nie dotarła, ponieważ przechwyciły ją dłonie opozycji. Sain cisnął przeciwnikiem przez ramię, jednak tamten wylądował na ziemi, wykonując przewrót w bok i nie odnosząc obrażeń. Długowłosy przeszedł do ofensywy. Zamachnął się na odlew pięścią i trafił w korpus zamaskowanego. Tamten został pozbawiony powietrza, czemu towarzyszyło dobrze słyszalne kaszlnięcie. Przynajmniej z początku. Potem odgłos został pożarty przez aplauz tłumu. Futurystycznie wyglądający wojownik upadł na ziemię, jednak nie zagrzał tam długo miejsca. Odtoczył się. W sumie dobrze zrobił, ponieważ w miejscu gdzie jeszcze chwilę temu znajdowała się jego głowa, wylądowała wojskowa podeszwa, krusząc pod sobą podłoże. Shadow odzyskał równowagę, jednak zamiast tracić czas na wstawanie z parkietu obrócił się wokół własnej osi i wykonał podcięcie. Sain nie zdążył uniknąć, przez co runął na ziemię. W połowie drogi powitała go jednak pięść, zmierzająca w stronę przeciwną. Cios doleciał na miejsce przeznaczenia, powodując pęknięcie szczęki i podrywając rywala ku górze. W towarzystwie opuszczających usta fragmentów kośćca i z zupełnie zdeformowaną twarzą, Sain oddalił się od swojego rywala tryskając fontannami posoki i obróciwszy się bezwładnie wokół własnej osi uderzył o matę. Już nie wstał. Shadow złączył dłonie i uniósł lewe kolano, stojąc praktycznie na jednej nodze. Czy czuł się aż tak pewnie?


Kapturnik skrupulatnie odliczył wymagane sekundy, po czym przyznał zwycięstwo wiadomej osobie. Zbliżył się do pokonanego i sprawdził puls. Tego nie było. Sain był martwy. Równie martwy co gwoźdź we framudze.
- Nie żyje. Znieść ciało z areny. Natychmiast.
Chociaż Gendou zachował w tej sytuacji całkowity spokój, tego samego nie dało się powiedzieć o widowni i pozostałych mnichach. Wiwaty szybko przerodziły się w grobową ciszę, oraz otwarte besztanie zwycięzcy. Wulgaryzmy przecinały powietrze i jeszcze bardziej brukały sobą już niezbyt ciekawą atmosferę. Odziany w pancerz stał wciąż spokojnie na macie, jego ręce założone na siebie, głowa uniesiona wysoko. Jakby był dumny z dobrze wykonanej roboty. Mieszkańcy klasztoru szybko uporali się ze zwłokami. Nie odzywali się do siebie, nie patrzyli nawet na ofiarę tej krwawej masakry, starali się być myślami gdzie indziej. Zarządzający całym tym bajzlem uniósł dłonie ku górze.
- Proszę się za… proszę się uciszyć! Niech to czego uświadczyliśmy będzie nauczką dla wszystkich zebranych. Sztuki walki to nie prosty, łatwy i przyjemny sport. To mierzenie swoich umiejętności przeciw lepszym, lub gorszym od siebie! Jeśli te umiejętności okażą się niewystarczające… często dochodzi właśnie do takich sytuacji. Za chwilę rozp…
Urwał, bo coś pociągnęło go za rękaw. A raczej ktoś o srebrnej czuprynie.

- Jak to zrezygnował?! Tak po prostu sobie wstał i poszedł w cholerę? Żartujesz. Powiedział coś w ogóle? Huh? Że wystraszył się… toż to jakieś kpiny!
Blaise posiadał siłę głosu odwrotnie proporcjonalną do tej Gendou. Praktycznie szeptał. Kapturnik rozmasował część szaty, za którą teoretycznie powinna skrywać się jego skroń.
- Ostatnia walka pierwszego etapu została rozstrzygnięta walkowerem. Pan Bernie oddał walkę. Pan Esach przechodzi do następnego etapu. Ten rozpocznie się po krótkiej przerwie na posiłek i odpoczynek dla osób biorących udział.
Mnisi posłusznie wskazali zwycięzcom drogę do sali ze znajomo wyglądającym, podłużnym stołem. Dziesięciu śmiałków którzy dotarli do następnego etapu miało okazję napełnić żołądki, choć wątpliwe było żeby ktokolwiek miał na to ochotę. Kapturnik zbliżył się do chłopca z kocimi uszami i płożył dłoń na jego ramieniu.
- Idź razem z nimi. Myślę, że Twoja rola w tym turnieju jeszcze się nie skończyła.
Następnie, nie mówiąc już nic więcej, Gendou ruszył w zupełnie inną stronę.
 
Highlander jest offline