W sali powoli jakby robił się porządek. Zwłoki wyniesiono, agenci zniknęli wraz z nimi. Gospodarz, uspokojony garścią złota, zamilkł, zaś miejscowi, uspokojeni ponurym spojrzeniem Danta, poszli w jego ślady. A nawet dalej, bo wymknęli się z gospody, pewnie nie chcąc stać się kolejnym obiektem ataku.
Nim Bared zdążył rozpytać kompanów o dalsze plany, do izby wleciała przesyłka w postaci orła Turiona, zawierająca liścik. Bynajmniej nie miłosny.
Pogróżki związane osobą Cerre były dość precyzyjne i całkiem ciekawe. Szkoda tylko, że Kane ogłosił te groźby całemu światu, czytając nie-miłosne wyznania na cały głos.
Gwar, jaki podniósł się na zewnątrz, świadczył o kolejnym niepowodzeniu. I słowa Cerre były zgoła zbędne. Jeśli ktoś nie był głuchy to wiedział, co się stało. Jeśli natomiast z takiego czy innego powodu nie słyszał, to słowa Cerre do niego i tak by nie dotarły, chyba że był biegły w czytaniu z ust.
- Kłopot, powiadasz? - uśmiechnął się krzywo Bared. - Dwa kłopoty.
- Gdzie tu jest drugie wyjście? - zwrócił się do gospodarza, wyciągając równocześnie rapier i kierując się w jego stronę. Czasami stal była równie wymowna, jak złoto. |