Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2010, 12:16   #15
szarotka
 
Reputacja: 1 szarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skał
Baronowa de Chavaz y Daae wydawała się bawić równie dobrze, co wszyscy. Wprawdzie nie mówiła zbyt wiele, ale słuchała rozmów przy stole z uprzejmym zainteresowaniem, a gdy wspomniano o nauce, w paru oględnych słowach oceniła owe “dokonania” i ich wartość, podpierając swe zdanie odpowiednimi przesłankami. Swoboda, z jaką poruszała się w tym temacie sprawiła, iż jej komentarz nie zabrzmiał wyniośle czy protekcjonalnie, ale dał niejakie pojęcie na temat wiedzy i zamiłowań pani badacz.
Po przemowie królowej klaskała tak samo jak każdy z obecnych, lecz wprawny i intuicyjny obserwator mógł dostrzec cień znużenia na jej twarzy.
W gawocie radziła sobie wcale nieźle, chociaż po połowie tańca wydawała się nieco sztywna i spięta. Wyraz jej twarzy zmienił dopiero wicehrabia, który poprosił damę do walca. Sprawił, że bezemocjonalna maska na bladym licu ożywiła się nieznacznie i lekki uśmiech dotknął warg kobiety, niczym muśnięciem skrzydła zbłąkanego motyla.

W tańcu z Rubinsheiem mogła się w końcu odprężyć, bo prowadził doskonale i nie naruszał jej prywatnej przestrzeni bardziej niż to było konieczne, w odróżnieniu od porucznika Toricelli. Inez praktycznie nie znała gawota i nie była pewna czy zachowanie partnera jeszcze mieściło się w ramach tańca, czy też należało ukrócić zapędy delikwenta. Na wszelki wypadek powściągnęła swą drugą, karyjską i ognistą naturę, nie podejmując żadnych kroków. Jedyną karą dla śmiałego kawalera było suche oświadczenie, iż nie posiada dla niego wolnych tańców na ten wieczór.
Och Jedyny, jak ona nie znosiła balów.

Szelest sukni, wytworne dźwięki muzyki, pewna dłoń Karola. Naprawdę podobał jej się walc. Nawet jeśli nigdy wcześniej nie czerpała przyjemności z tańca, to właśnie teraz ją odkryła. I szczerze żałowała, że wicehrabia poruszył temat przemowy królowej. Uzmysłowiła sobie bowiem kilka rzeczy, na które nie zwróciła uwagi.
Co się z tobą dzieje Inez, te salony tępią twoją czujność. Lada chwila dworskie opary do cna zaćmią ci umysł i wyjdziesz na skończoną idiotkę; zganiła samą siebie.
Zakaz monarchini powinien ją zaskoczyć, ale tak naprawdę jedynie potwierdził przeczucia co do dzisiejszego wieczoru. Ten bal to marnowanie czasu.
Chociaż z Rubinsheiem mogłabym marnować czas.
Szansa na uzyskanie jakichkolwiek odpowiedzi spadła do zera. I co teraz? Przecież nie przyszła tu się bawić. Karol przeprowadził ją szybką promenadą, tak iż rozterki na moment umknęły w próżnię. Był czarującym tancerzem. Przez chwilę przemknęła jej przez głowę chochlicza myśl, by zapełnić jego nazwiskiem cały karnet.
Trochę powagi, Inez. Trzydziesta wiosna na głowie, a tobie wciąż we łbie... Zaraz, o co on właśnie zapytał?
- Wiem, że tak. I wiem, że hrabia strasznie się teraz męczy z tą Matranką. Ja proponuję zastosować się do nakazów wykładowczyni i nie ryzykować nagany. Na poważne rozmowy będzie multum czasu pojutrze. Dziś możemy... bawić się tańcem.
Nie mówiła nic przez dłuższą chwilę. W napięciu odtwarzała w głowie wcześniejsze słowa wicehrabiego, które padły w tańcu. Co on rozumie przez pojęcie “poważne tematy”? I dlaczego mają rozmawiać pojutrze? Po co ją w ogóle zaproszono na ten bal? Litości Jedyny, kolega Karol również był to zamieszany. Nieomal jęknęła w duchu. Natężenie intryg ją powoli przerastało. Tęskniła do zacisza pracowni i artefaktów z dawnych epok, które mówiły do niej zrozumiałym językiem.
Pani baronowa w zielonej sukni i oczach ciemnych jak jeziora była wybitnie uważną słuchaczką, chociaż czasami zdawało się, że słucha innego głosu niż wicehrabiowski. Dało się ją prowadzić lekko i przyjemnie, poddawała się tancerzowi bez reszty i z zaufaniem. Ale mówiła naprawdę niewiele. Zupełnie jakby ważyła najpierw każde słowo, stawiając odważniki na cynowej wadze.
- Zastanawiam się, wicehrabio, na jakie poważne tematy uważa pan, że chciałabym rozmawiać. Dla mnie poważnym tematem jest przykładowo nauka. Ale możliwe, że mamy odmienne priorytety.
Obrót i zmiana kroku. Pani de Chavaz rozkwitała w walcu jak śnieżna róża.
- Jeśli owo “pojutrze” mam traktować, jako zaproszenie, będę musiała rozważyć, czy mam czas na takowe rozmowy. Byłam na nie nastawiona dzisiaj, ale jak widać wszyscy z obawą patrzą na linijkę nauczycielki. Bardziej podobni do uczniów niż studentów, skłonnych wymieniać karteczki za plecami profesora, nieprawdaż?
Teraz to ona nie czekała na odpowiedź.
- Tym niemniej, tkwiłam w przekonaniu, że chociaż pan jeden, wicehrabio, nie jest w to wszystko... - ciemne oczy musnęły przelotnie tłum dookoła, by znaleźć tańczącego Berlaya - ... zamieszany.
- Niestety Panią zmartwię, gdyż “zamieszany” jestem - uśmiechnął się, ale z jakimś smutkiem w tle - Tu mało jest osób nie “zamieszanych”. Prędzej można tą klasę podzielić na zamieszanych bardzo, trochę i jeszcze nie uczestniczących. - zawiesił głos, popatrzył badawczo - A poważne sprawy w stosunku do Pani, to oczywiście nauka. Nie proponuje się udziału w morderstwie salonowej damie, mordercy - pracy naukowej, a naukowcowi - prowadzenia negocjacji dyplomatycznych, prawda?

Milczała przez moment, a na jej twarzy znów gościł ten wyraz zamyślenia i “stawiania odważników”. Lecz przez mgnienie oka dało się wyczuć u niej również coś jeszcze, trudne do zdefiniowania.
Udział w morderstwie. Ależ ty byś się zdziwił, wice Karolu. Ale byś się zdziwił...
- Nie jestem salonową damą, to chyba zauważył już każdy zainteresowany na tej sali - odparła w końcu beznamiętnie - I miałam szczerą nadzieję, że mojej nauki nikt w politykę mieszać nie będzie. Widać jestem tu najmniej poinformowaną osobą. Jaki temat więc pan by zaproponował, bym nie umarła z nudów? Ostrzegam, że wybitnie kiepska ze mnie plotkarka, jeśli idzie o omawianie życia dworskiego.
Pani badacz straciła już nieco z początkowej pogody ducha i jej oblicze znów pozostawało bez jakiegoś określonego wyrazu.
- Plotki towarzyskie zabawne są tylko wtedy, gdy obie strony znają obgadywane osoby. Możemy zacząć od naszego szanownego rektora, potem przejdziemy na dziekanów ... - zawiesił głos kpiąco, jakby czekał na reakcję.
Uśmiechnęła się w końcu, rozbawiona. Karol chwilami przypominał jej studentów. I omijał kluczowe tematy równie zręcznie, co żak - pytanie profesora.
- Wady i zalety naszej kadry naukowej zostawiłabym w spokoju. Jeszcze przypadkiem dotarłby pan w swoich dociekaniach do mojej osoby i odkryłby jakieś skandaliczne opowieści szerzone przez brać studencką na temat “białej damy” - odparła tym samym tonem, a w bacznie obserwujących go oczach mignęły chochlicze iskierki. Albo zdawało się tak jedynie, bo zaraz potem baronowa jawiła się ostoją powagi.
- Chętniej posłuchałabym o pańskich gustach odnośnie sztuki, ale ten temat jest mało obrazowy, gdy nie ma się przed oczami żadnego dzieła - spojrzenie Inez znów nieznacznie pomknęło w bok, w stronę galerii malowideł.
Nie, żeby mu coś chciała zasugerować. A jeśli tak, to niemalże niezamierzenie. Lecz wizja kolejnego tańca z jakimś napalonym szlachcicem mierziła ją wyjątkowo, toteż miała nadzieję na konstruktywną rozmowę. Tym bardziej, iż dopiero piąty taniec był przeznaczony dla Berlaya. I zapewne zada mu wówczas parę niewygodnych pytań.
Odczytanie sugesti przyszło Karolowi z łatwością
- Przejdźmy się więc i popatrzmy co zawieszono wczoraj na ścianach. Znała Pani wcześniej Isabellę Vicconi? Ja pierwszy raz widzę jej dzieła.

Zeszli z mozaiki tanecznej, kierując się w stronę wystawy. Pani de Chavaz, mimo iż nie uzyskała tego co zamierzyła, była zadowolona, że nie musi wracać do stolika i wysłuchiwać uprzejmości kawalerów emanujących - w mniemaniu kobiety - sztucznością (no dobrze, wyłączając doryjczyka) i salonowych pawic, które zapewne prześcigały się w umiejętnościach żonglowania słowami.
Chodzili od obrazu do obrazu, komentując, krytykując i chwaląc. Karol czasami zgadzał się z Inez, a czasami miał zupełnie inne poglądy. Oczywiście nie odpuściła mu i przetrzymała dłużej przy malowidłach o tematyce jej bliskiej, tak więc skubnęli temat teologii, architektury - tu kobieta wiodła prym - oraz nieco geografii i historii. I tak, w towarzystwie wybornego rozmówcy, przegawędziła cały czwarty taniec.
Wrócili na salę, gdy orkiestra szykowała się do ‘Al Amigacio’.
Nordyjski taniec; pomyślała Inez; A ja ledwo go znam.
Czuła się jednak pełnokrwistą nordyjką i - mimo że częściowo karyjskie korzenie dochodziły wielokroć u niej do głosu - nigdy oficjalnie nie przyznawała się kim był jej ojciec. Chociaż zapewne i tak większość wiedziała.
Ledwo zdążyła pożegnać Rubinsheia, a zjawił się hrabia Berlay, jak z podziemi.
- Pozwoli Pani porwać się do tańca? Obiecuję, że będę kulturalnym i delikatnym napastnikiem - ukłonił się dwornie.
- Prawdę mówiąc czekałam, aż mnie pan “napadnie”. I bynajmniej nie z powodu pańskich znanych zdolności tanecznych.
Zdążyła już opracować sobie taktykę ‘na hrabiego’ i zamierzała, nawet jeśli nie osiągnie tym za wiele, dać do zrozumienia Berlayowi, iż jest tu w ściśle określonym celu i nie jest nim bezproduktywna hasanina po parkiecie.
Rozbrzmiała dostojna, monumentalna muzyka, tak znamienna dla wielu tańców nordyjskich. Pary ustawiły się w szpaler. Teraz był czas na rozmowy, bowiem ‘Al Amigacio’ należał do wolnych, chodzonych tańców.

'Al Amigacio'

Przez parę minut delektowała się jedynie muzyką, bowiem brzmiała jak uderzenia jej własnego serca. Zastanawiała się nawet chwilę, jak brzmiałaby w gmachu katedralnym, z licznymi echami i pogłosem. Byłby to zapewne wspaniały koncert.
- Zapewne wie pan o mnie więcej, niż ja sama o sobie - zaczęła, obchodząc partnera dookoła, trzymając jego dłoń - Więc zdaje pan sobie sprawę, iż stworzeniem salonowym nie jestem. I zjawiłam się tutaj przez wzgląd na pańską prośbę, nie zaś dlatego, że to bal królewski.
No może nieco nagięła fakty, bowiem jedno z drugiego wynikało. Nikt chyba nie ośmieliłby się odrzucić takiego zaproszenia i hrabia dobrze o tym wiedział, wysyłając list do Inez.
Miękki podskok, krok i mała wolta i powrót do partnera. Nie było tak źle, wszystkie kroki łatwo szło przewidzieć. Kobietę frapowało, czy Berlay utnie temat równie zdecydowanie co Karol. Ale wtedy będzie miał się z pyszna, jeśli przyjdzie do rozmowy tego całego “pojutrza”. Baronowa nie lubiła gdy ją zbywano. Być może jej nazwisko nie błyszczało w śmietance towarzyskiej Cynazji, ale zapewne było wystarczająco mocne na Akademii i miało swoją wartość. Cokolwiek ten mężczyzna od niej chciał, nie dostanie tego za darmo.
- Dlatego też, jeśli usłyszę teraz słowo “pojutrze”, ten bal przestanie być dla mnie atrakcyjny do reszty.
Nie powiedziała na głos, że wyjdzie. Musiałaby upaść mocno na głowę, by ot tak, wynieść się z salonów Lermontów. Ale... Właśnie. Może hrabia zrozumie, co chciała tak naprawdę przekazać. I zda sobie sprawę, że rozmowy “pojutrze” moga być z nią znacznie trudniejsze niż teraz.

- Pani de Chavaz, zaręczam, że chciałem wyjaśnić dzisiaj wszystko. Polecenie królowej uniemożliwia mi to. Powiem jednak tyle, ile mogę nie naruszając go. Liczę, że zrozumie to Pani a co więcej - nie wyjawi nikomu o czym rozmawialiśmy.
- Dwa miesiące temu w pewnym miejscu odkryto “coś”. Owo coś, leży bezpośrednio w sferze pani zainteresowań jako badacza i naukowca. Miejsce owo, nie jest dla nas, jako cynazyjczyków dostępne. Czy reszty historii się Pani domyśla?
Gdyby mogła, zastrzygłaby uszami jak pies myśliwski. Coś? W pewnym miejscu? Czyżby hrabia mówił o Nordii? Bo to chyba jedyny kraj, gdzie obcy są niemile widziani. No może poza pasmem górskim Dervah. Tam nikt nie jest ciepło witany.
- Uważałam, że wy, cynazyjczycy, potraficie wejść wszędzie dzięki waszym wszechstronnym talentom - uśmiechnęła się lekko, udając umiarkowanie zainteresowaną. W rzeczywistości ciekawość ją pożerała - Ale raczy mi pan wyjaśnić, w jakiż to sposób moja osoba ma wam w tym dostępie pomóc?
- W dostępie nam Pani nie pomoże. Pani zadaniem jest zbadać czy owo “coś” jest dla nas na tyle interesujące, byśmy się trudzili zdobywaniem pełnego dojścia.

Kręcił. Krążył wokół tematu jak lis wokół niedźwiedzia, udając że ma jakiegoś asa w rękawie. Może miał?
- Rozumiem, że owa “misja” zakłada pełne finansowanie kosztów i szczegółowe wytyczne - szpaler par zmienił kierunek więc i ona z partnerem wykonali płynny zwrot.
Nawet jeśli nie zakłada finansowania, to niech tylko zdradzi mi gdzie to ‘coś’ jest, a sama się tam wybiorę. Ale już we własnym interesie. Uśmiechała się do własnych myśli.

- Poza tym lubię pracować sama. Więc chciałabym dowiedzieć się, jaką rolę pełnią ci inni, wybrani przez pana?
- Dociekliwa i bezpośrednia, jak przystało na naukowca. Tyle, że ja już na prawdę powiedzieć więcej nie mogę. Zapraszam do mnie za dwa dni na obiad. Tam przedyskutujemy wszystko otwarcie. Skraca to niestety czas przygotowań do wyprawy dla Państwa, ale liczę, że poradzą sobie Panie wybornie.
Teraz zirytowała się naprawdę. Czy on właśnie chciał powiedzieć, że planował wyprawę niemal z marszu, a ona musiała zmarnować cały tydzień na przygotowania do durnego balu?
- Gdyby pan, panie hrabio, nie uszczęśliwiał mnie zaproszeniem na ten niewątpliwie piękny bal, spożytkowałabym miniony tydzień znacznie bardziej produktywnie, niż szukanie sukni i innych fatałaszków. A to wszystko po to, by nie przespać nocy wśród znamienitej śmietanki towarzyskiej tego kraju.
Słychać było, że była zła, mimo iż dobierała słowa tak, by w niczym nie uchybić owemu zaproszeniu.
- Pani obecność na tym balu, była koniecznością z punktu widzenia misji. - uciął narzekanie. - Decyzję, czy zechce pani “zmarnować” jeszcze trochę czasu, pozostawię już pani. Co do finansowania ... niech pani zapyta swojego dziekana, czy warto się o nie martwić już na tym etapie. - przytyk nie był może zbyt mocny, ale i nie maskowany. Wszak w towarzystwie nie rozmawia się o pieniądzach, a już nigdy nie wątpi się w hojność korony.
Wspominała już, że nienawidzi gier salonowych? Nie skomentowała słów hrabiego, bo niczego adekwatnego powiedzieć już nie mogła. To było jak machnięcie chorągiewką, przypominającą, z kim właściwie tańczy. Nie zagalopuj się Inez. Hrabia i tak złowił ją już na haczyk. Wielką, pachnącą z oddali przynętą. I chociażby przeklinała go we wszystkich językach, poszłaby za jego wskazaniem z przykładnym zapałem. Nie przyszło jej nawet do głowy zapytać “dlaczego ja”. Była pewna dlaczego. Bo była tego warta.

- Proszę wybaczyć dociekliwość. Przywara zawodowa - skłoniła się w raz z rzędem pań, które dziękowały partnerom za taniec - I jestem wdzięczna za wyjaśnienia. Lepsze takie, niż żadne, jak mniemam.
Berlay również podziękował za taniec z takim uśmiechem, jakby cały czas rozmawiali o pogodzie, czy na równie niezobowiązujący temat. Inez wróciła do stolika z głową pełną śmigających wściekle myśli. Nie dała się zaprosić do kolejnego tańca, musiała poukładać sobie pewne sprawy. A nade wszystko zastanowić się, gdzie zamierzają ich wysłać i co powinna przygotować na takową wyprawę.
 
__________________
Wszechświat stworzony jest z opowieści. Nie z atomów.
szarotka jest offline