Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2010, 14:26   #11
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Elfi łowca - Yavandir sam zgłosił się do wyprawy. Tupik wiedział, że jeśli wyprawa ma ruszyć, nie mogłoby zabraknąć na niej głównego myśliwego - i największego łowce z okolicy. Nie raz przynosił on na zamek dziką zwierzynę, zawsze świeżą nie mówiąc już o okazach. Co prawda częściej ściągał na zamek jakieś schorowane lub zranione wcześniej sztuki, ale halflingowi to nie przeszkadzało - wiedział, że dzięki temu silne osobniki będą dalej rozmnażały się i zapewniały stałą dostawę mięsiwa na zamek. Z pomocą ziół i przypraw halflinga , nawet najgorsze mięso zyskiwało niezapomniany smak. Czasami wystarczyło porządnie zmielić uszkodzone części zwierzyny, zrogowaciałe kopyta czy inne mało apetycznie wyglądające części zwierzyny.
czasem trzeba było dużej, grubej i niesamowicie smakującej panierki, aby skorupka na mięsie była smaczniejsza od samego mięsa. Kuchnia Fatalnej Ciekawości - jak czasem nazywał Tupik swoje wymysły - dania , była sposobem na przetrwanie mimo skąpych czy nienadających się do spożycia zapasów. Oczywiście kucharz sam trzymał się z daleka od tego rodzaju wyrobów zwanych w skrócie kfc , jednak zauważał że innym bardzo to smakuje i im fatalniej był ciekawy czy dany produkt może być w ogóle zjadliwy, tym większe zaskoczenie doznawał za każdym razem, gdy goście rozpływali się w komplementach związanych z jego kuchnią...

"Doprawdy ludzie jedzą jak świnie i nawet chrumkają zadowoleni gdy trafiają przypadkiem na jakąś padlinę..." - rozważał często Tupik dobrze wiedząc jak i czym obżerają się przeciętni ludzie.
Yavandir był z pewnością nieoceniony na takiej wyprawie, aczkolwiek Tupik i tak zdziwił się jego odwagą. Sama świadomość, że jest się w jakimś bractwie zrównującym stany przyszła przecież nagle i nieoczekiwanie a nawet zwykle zawzięcie gadatliwy Tupik milczał dotychczas nie chcą narazić się szlachetnie urodzonym. Przecież testament nie mógł zmienić praw szlacheckich czy obyczajów... Nie mógł zakazać jednemu z szlachciców wniesienia skargi na gmin, skargi która skończyłaby się pewnie powieszeniem lub ciężkim więzieniem, dla osoby z gminu. Halfling zbyt dobrze pamiętał jeszcze jak szlachcie rozprawiają się z krnąbrnymi mieszczanami czy chłopami, by tak jak elf zabrać głos nim wypowie się ktoś z błękitną krwią.
W duchu przyznał mu jednak rację i z ciekawością obserwował reakcje pozostałych, mając świadomość, że podobne zachowanie jeszcze dzień wcześniej skończyłoby się chłostą.
Była to dobra okazja by przekonać się jak silne są więzy "bractwa" - choć nie wątpił , że ich siła zależeć będzie od postawy członków.

Tupik kolejno spoglądał na zebrane gremium. Lady Lucienne zaoferowała pomoc, choć Tupik pojęcia nie miał jak kobieta szlachcianka może im dopomóc. Choć właściwie miał kilka, ale wszystkie wiązały się z szeroko pojętą dyplomacją, tak potrzebną w tych trudnych chwilach na zamku. Niemalże priorytetem było uzyskanie sojuszy z pozostałymi rodami, wszak i im pewnie nie w smak było naruszane status quo. "Zresztą gdyby tylko wiedzieli jak niehonorowo, podstępnie zaatakowano naszego pana z pewnością obrócili by się przeciwko Du-pą-tym" - pomyślał. Tupik często mówił obelżywie o konkurentach wskazując jednoznacznie na jedyną kojarząca się z nimi część ciała. przy tym wymawiał to z takim akcentem, że nawet opornym gburom poprawiał humor na co słabszych wymuszając łzy radości. Szczególnie jeśli całość podkraszał jakąś plotkarnianą opowieścią o przeciwnikach.

Halfling nie miał bladego pojęcia co wśród wszystkich tu zgromadzonych porabia jeden ze służących. Sam dotychczas wydawał mu czasem polecenia, ale nigdy nie przypuszczał że za zwykłym służącym kryje się ktoś więcej. Dopiero widząc Otta na zebraniu u mistrza, zdał sobie sprawę, że nie mógł to być zwykły służący " Szpieg, assasin... może jakiś odmieniec? Czemu go tu ściągnięto... , ba , czemu ja wcześniej nie odkryłem że coś z nim nie tak?" - Tupik sam zachodził w głowę jak to się stało. po części przecież odpowiadał przed D’Arvillami, między innymi z takich powodów został tez na zamek przyjęty. Miał śledzić i badać oraz wyszukiwać ewentualnych zamachowców i co prawda nikt bezpośrednio czy mocno nie wierzył w możliwość zamachu, to jednak Tupik pełnił rolę odstraszającą i uspokajającą. Dlatego odkrycie Otta było niemal równie wstrząsająca dla Tupika informacją co odczytany niedawno testament. Tupik wiedział już , że nie ma do czynienia ze zwykłym służącym, najprawdopodobniej Otto zakamuflował się bardziej niż sam halfling - co zresztą Tupik zamierzał wkrótce zmienić.

Nieco zaniepokoił go Frank Kress, ten młody wojskowy którego Tupik polubił od pierwszego wejrzenia, nie tylko zresztą dlatego , że przyszedł na zamek w podobnej sytuacji i postawie co Tupik niewiele wcześniej. Młodzieniec zdawał się nie być skażony marną codziennością starego świata. Może to przez szlachectwo, a może przez ideały, zdawał się być otwarty na świat niczym halfling właśnie. Tupik nie mógł się jednak powstrzymać od prychnięcia, słysząc jakże naiwną przysięgę.
" No przecież wrogowie D’Arvillów już od dawna mogą krążyć po zamku, czy to jako służący, czy też goście. Nawet ta piękna lady może być po tamtej stronie co z gracją i sprytem ukrywa..."

Przysięga zdawała mu się źle ułożona, ale nie dziwił się znając porywcze serce Franka, który prędzej czuł a później myślał. Tupik był bardziej oszczędny w słowach - a już szczególnie w słowach przysięgi. Wiedział, że wrogowie mogą krążyć po pałacu, nie chciał więc składać przysięgi której nie mógł dotrzymać - wolał skupić się na dokładnym powtórzeniu woli Lorda Berengera, gdyż i ona otwierała kilka furtek....

- Składam więc ja oto Tupik zwany też Grotołazem, przysięgę wierności Malcolmowi D’Arvill, oraz że zadbam o to, by ród D'Arvill nie zginął. Oraz o to, by ziemie Lorda Berengera, nie wpadły w ręce przeklętych du’Ponte.

Przy okazji zauważył, że podjął się m. inn. ożenienia Malcolma - a przynajmniej staranność o nie wyginięcie rodu, do tego go zobowiązywała. Co zaś się tyczyło ziem, Tupik ucieszył się, że jedynym zaborcą który z pewnością ich mieć nie może to ród du-pą-tów , testament zdawał się nic nie mówić o zakazie oddania ziem pozostałym rodom. Tupik niemal od razu wywęszył asekuracyjne wyjście z kłopotu, gdy już wszelkie próby dosłownego wypełnienia woli Berengera spełzną na niczym. Zawsze majątek można było oddać innym rodom, zobowiązując ich i do utrzymania i ochrony tego co z D'Arvillów pozostanie...

Tupik cieszył się , że tak szybko i łatwo odnalazł wyjście z kłopotów przy jednoczesnym dotrzymaniu przysięgi. jednak zastanawiało go to czy Berenger nie przewidział takiej oto możliwości, a może po prostu wierzył w lojalność, która i sam dotychczas oferował? Tupika zaczęły gnębić wyrzuty, że takim knowaniem odpłaca za honor powołania go do bractwa, przepędził z główki niecne zamiary i skupił się na uratowaniu lorda Berengera.

- Jeżeli nadawca pisma posiada leki to powinien to być aptekarz lub lekarz co szybko trzeba sprawdzić, upewnić się że to faktycznie medyk wysłał ów list, bo równie dobrze może być to przemyślana pułapka. Oczywiście takiej wiadomości zlekceważyć nie można, ale tylko głupiec nie sprawdziłby jej mając taką możliwość. Gorzej, że to ponoć z ziem du'pątów i może nie być tak łatwo to sprawdzić.
Na wyprawę chętnie pojadę, znam się nie tylko na zarządzaniu majątkiem, ale i na leczeniu a i walczyć potrafię, więc na pewno mógłbym się przydać, może nawet bardziej niż na zamku - którego wszak równie ciężko mi opuszczać. Tyle spraw bieżących, a co dopiero teraz... Najwyżej pozostawię zastępstwo, jeżeli uznacie moją obecność w grupie ratowniczej za wskazaną.
Tupik rozejrzał się po zebranych, chwilą ciszy dodatkowo skupiając uwagę.

- Kolejną sprawą są pogłoski o tajemniczości, jeśli nie wręcz magii płynącej z przeklętej wieży Point du Mer Diable, bez adepta sztuk magicznych być może zatrzymamy się na samym wejściu, którego bez magii pokonać nie zdołamy. Nie wiem czy zdołam namówić naszego miastowego maga na wyprawę, ale jakaś pieniężna nagroda z pewnością ułatwi mu podjęcie decyzji. Tupik zastanawiał się też nad małym oddziałem do ochrony, ale obawiał się że taki oddział dość szybko zostałby wypatrzony i mógłby ostatecznie ściągnąć zgubę a nie pomoc Lordowi Berengerowi.

- Pani,
- Tupik zwrócił się do laydy, - Malcolma trzeba nie tylko ochronić, ale i przygotować na właściwe sprawowanie rządów, jeśli ród ma przetrwać. Niezbędne są też właściwe sojusze polityczne a obawiam się że Du-ponte szykując zamach już wcześniej zadbali o przychylność lub przynajmniej neutralność pozostałych rodów, to należy szybko zmienić. Du-ponte przygotowani są już teraz, inaczej nie wykonaliby swojego ruchu, najlepsze co możemy w chwili obecnej uczynić, to przyszykować im tyle kłopotów, aby nie mieli czasu ni siły dokończyć swojego dzieła.

- Będzie trzeba ponownie przesłuchać i przebadać każdego zatrudnionego na zamku, w chwili obecnej jest to dość łatwy kąsek i nasi przeciwnicy zrobią wszystko aby pozbyć się Malcolma, wówczas droga do przejęcia zamku będzie stała dla nich otworem. - kontynuował Tupik starając się zebrać wszystkie informacje i postawy do kupy. Przesłuchanie służby uznał za konieczność po tym jak Otto pokazał swe prawdziwe oblicze, a przynajmniej ściągnął stare, bo te nowe wciąż było nie znane.

- Najbardziej w tej chwili interesuje mnie idea owego Bractwa. Szanowny Lord Berenger, nie mógł przecież powoływać do służby organu bez uprawnień czy majętności. Jeżeli jedyną korzyścią z wstąpienia do Bractwa ma być zrównanie w statusie - to raczej szanowni szlachcice nie mogą być taką ukontentowani, a i my szaraczki będziemy się czuć co najmniej dziwnie, nie mówiąc już o stryczku który nas czeka gdyby jednak któryś z szlachetnie urodzonych zdanie zmienił. Połączenie wolą ochrony rodu jest jak najbardziej na miejscu, nie rozumiem jednak po co do tego mieszać jakieś bractwo? W każdym razie nie bez jakiś tego dalszych konsekwencji, których wszelako tu nie usłyszałem - swa wypowiedź kierował głównie do Mistrza Cecile. Nie tylko był on wykonawca woli lorda, ściągnął tu wszystkich i przedstawił testament... Musiał wiedzieć przynajmniej do kogo był adresowany przed otwarciem pieczęci - co znaczy, że albo znał wolę lorda, albo też... Wyglądało na to, że Lord przynajmniej wtajemniczył go w swoje zamiary, gdyż Mistrz zdawał się doskonale wiedzieć co robi... Przypominał to Tupikowi sytuację sprzed lat, gdy w klasztorze Sigmarytów również rozmawiał z nie mniej tajemniczym "Mistrzem".
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 28-09-2010 o 14:49.
Eliasz jest offline