Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2010, 20:45   #25
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Gdy Peter wyszedł na korytarz bardzo się zdziwił. Spodziewał się ujrzeć spanikowanych ludzi, biegnących co sił w nogach na miejsce zbiórki.
Nic jednak takiego nie miało miejsca. Przez kilka chwil Jakowlew biegł mimo wszystko przed siebie. Dopiero w połowie drogi zorientował się, że żadnego alarmu nie było.
- Coś musiało nawalić - pomyślał - Pewnie jakieś zwarcie, jak to w zamku.
Spokojnym już krokiem wrócił, więc do pokoju.
W progu minął ekipę monterów, która starała się uporać z usterką. Peter rzucił torbę na łóżko, a zestaw narzędzi schował na swoje miejsce. To wszystko było dziwne. Awaria drzwi, alarm i ten cholerny wiatr. Jakowlew mógłby przysiąc, że słyszał głos ojca. Zdawał sobie jednak sprawę, że w żaden sposób nie mogła to być prawda. Dzieliły ich setki lat świetlnych.
- Czyżby i mnie dotknęła to słynna zimowa depresja? - zastanawiał się - Niemożliwe. Myśl logicznie!
Z rozmyślań wyrwał go natarczywy sygnał WKP.
Jakowlew spojrzał, kto tak usilnie próbuje się z nim skontaktować. Gdy ujrzał na wyświetlaczu twarz Ibrahima Waszczenko, skrzywił się z niechęcią.
- Czego on ode mnie chce o tej porze? - pomyślał naciskając przycisk "AKCEPTUJ POŁĄCZENIE"
- Jakowlew czytam właśnie raport z twojego dzisiejszego incydentu. Jutro o godzinie dziesiątej masz stawić się na spotkanie u doktora Dihraja Mahariszi na badaniu. To mogą być początki depresji zimowej.
- Ale ... – Jakowlew próbował zaprzeczać, ale Waszczenko przerwał mu po pierwszym słowie.
- Nie ma żadnych ale, Jakowlew. Sprawdzę to.

- Kurwa! - wrzasnął Peter, aż monterzy się obejrzeli.
- To nie do was panowie - uspokoił ich.
Rzucił z wściekłości WKP do szuflady. Nigdy nie przepadł za tym cudem techniki. Niechciane połączenia pojawiały się zawsze w najmniej odpowiednim momencie.
Jakowlew postanowił się wykąpać. Stwierdził, że ciepły pryszcznic dobrze mu zrobi.
Odkręcił jak najgorętszą wodą i wszedł pod parujący strumień wody. Wraz z brudem spływało z niego całe zmęczenie i stres. To było właśnie to czego potrzebował najbardziej. Powinien był zrobić to zaraz jak wrócił z pracy.
- Skończyliśmy! - usłyszał przez drzwi kabiny, głos jednego z monterów - Drzwi już są w porządku. Następnym razem proszę się samemu nie bawić w elektryka, tylko czekać na ekipę.
- Dobrze - odpowiedział - Dziękuję bardzo.

Leżąc już w łóżku Peter wracał myślami do wydarzeń z dzisiejszego dnia. Najpierw krwotok i to dziwne zapomnienie się w pracy. Do tej pory nigdy mu się to nie zdarzyło. Owszem nie raz w pracy myślał o swoich rzeźbach. Analizował pomysły, rozmyślał nad techniką czy światłem. Nigdy jednak nie zatracił się w tym tak, by przestać zauważać co się dookoła niego dzieje. To było niepokojące.
Nie dopuszczał do siebie myśli, że i jego umysł płatał mu figle. Psychikę miał mocną jak nikt inny na Ymir. Potwierdziły to liczne testy. Poza tym to nie pierwszy raz, gdy długie miesiące przebywa w odosobnieniu. Nigdy na taki stan nie narzekał, nigdy mu to nie przeszkadzało i nigdy nie wyczuwał u siebie jakiś obajwów mogących sugerować deprasję, bądź jakiekolwiek załamanie nerwowe.
Polecenie Waszczenki bardzo go niepokoiło. Najwyraźniej raport jaki napisał jego kolega musiał być mocno przekoloryzowany, skoro sam szef się tym przejął. Jakowlew nie ufał psychologom, nawet takim jak doktor Mahariszi. Miał on, co prawda wzbudzającą zaufanie twarz i sposób bycia, ale Peter i tak widział w nim nieudacznego inżyniera dusz, któremu wydaje się że znalazł klucz do ludzkiej psychiki. Ostatnie wydarzenia na Ymirze dość wyraźnie pokazywały, że znany doktor nie radzi sobie z tym co nęka pracownikó korporacji Vittell.
Polecenie jednak było poleceniem i chcąc nie chcą Jakowlew musiał je wykonać. Gdyby tego nie zrobił, wzbudziłby tylko jeszcze większe podejrzenia.

Korytarz, pełniący rolę poczekalni przed gabinetem doktora Mahariszi, był o dziwo pusty. Ilekroć Jakowlew tędy przechodził, siedziało tu co najmniej kilka osób.
- Czyżby Waszczenko wystarał mi się o specjalną wizytę? Jakże miło - pomyślał z przekąsem.
Jakowlew podszedł do drzwi i miał już zapukać, gdy usłyszał ostry i hardy głos. To pewnie jeden z górników użala się na swoją ciężką pracę i rozłąkę z rodziną. Peter usiadł, więc na krześle i czekał na swoją kolej.
Z każdą chwilę jednak głos pacjenta był coraz głośniejszy i coraz bardziej agresywny.
- Gość musi mieć naprawdę dużo cierpliwości dla tych wszystkich zdesperowanych płaczków.
Nagle zza drzwi dało się słyszeć hałas. Jakby ktoś przewrócił krzesło, albo się o coś potknął. A po chwili odgłosy szamotaniny i zduszonego krzyku.
Nie myśląc wiele Jakowlew rzucił się do drzwi. Ku jego zaskoczeniu były one otwarte. Wpadł więc do środka i stanął sparaliżowany. Zobaczył barczystego górnika, jak siedzi okrakiem na biednym doktorze i zaciska dłonie w stalowym uścisku na jego szyi.
Szok trwał kilka sekund. Z odrętwienia wyrwał go błagalny wzrok doktora. Jakowlew ruszył do przodu. Nie był nigdy co prawda szkolony w sztukach walki, ale życie nauczyło go radzić sobie w trudnych sytuacjach.
Peter z rozpędu kopnął górnika pod żebra. Górnik puścił szyję doktora, ale cios nie był na tyle mocny aby przewrócić delikwenta. Mordercze spojrzenie, szarych oczu robola przeszyło Jakowlew. Chwilę mierzyli się wzrokiem. Pierwszy zareagował Peter. Chwycił stojące obok krzesło i z całej siły uderzył napastnika w głowę.
Górnik zachwił się i padł przygniatając doktora.
Jakowlew ciągle trzymając krzesło nad głową, zbliżył się do leżących na podłodze. Nogą przeturlał górnika w bok. Upewniwszy się, że ten definitywnie stracił przytomność spytał doktora:
- Nic się panu nie stało?
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline