Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2010, 20:51   #14
Kaworu
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Michael stał ze spuszczoną głową, obserwując zwłoki Amandy.

Nie powinna zginąć, nie ona. Obiecał, że ją ochroni, zapewni opiekę, lekarstwa. Obiecał to jej, Opiekunce, całej rasie Salartus. Ale zapomniał, że dla Samuela, jak i innych pokrak, z którymi przyszło mu żyć, był przede wszystkim narzędziem, a nie współpracownikiem, z którego opinią i honorem należy się liczyć. Gdyby nie jego zapominalstwo, Amanda, jak nazwał dziewczynę poznaną jeszcze jako Raven, dalej by żyła. A nawet jeśli nie, to skończyłaby w jaskiniach Salartus, a nie tu, w zimnym, ciemnym Podwodnym Mieście. Umierała od pół roku, a on nic nie zrobił, by ją ocalić.

Spojrzał na swoją bransoletkę, czerwoną jak rew, którą miał na swych dłoniach. Choć zewsząd otaczała go woda, wątpił, by był w stanie ją zmyć.

Wziął głęboki wdech. Pogłaskał kobietę po jej długich, czarnych włosach. Były naprawdę piękne. Zrobiło mu się żal, że tak piękna dziewczyna nie miała nigdy domu. Wiedział, że Raven chciał jej zaoferować dom, z czystych intencji, zwykłej szczerości serca, o ile był w ogóle zdolny do odczuwania uczyć takich, jakimi je rozumiał Slave. Ale czego chciał on, jako człowiek, lew, kruk czy kim tak naprawdę był?

Pokręcił smutno głową, nie potrafiąc sobie odpowiedzieć na to pytanie. Usiadł oparty o ścianę i skrył swą głowę w szerokich, drżących dłoniach.

Czuł głód, coraz większy, potworny głód, pożerający żywcem jego żołądek. Jadł i jadł, coraz więcej i więcej, ale nic nie pomagało. Owoce, warzywa, chleb, nawet surowe mięso. Nic nie było w stanie nasycić jego głodu. Dobrze wiedział, że jeśli chce się uwolnić od cierpień, musi zjeść człowieka.

Opierał się, opierał się naprawdę długo. W końcu jednak musiał zjeść Amandę. Wizja siebie jako wściekłego lwa rzucającego się w głodzie na Rose była zbyt przerażająca.

Wstał i powoli podszedł do zimnych, białych zwłok.

Boże, co się ze mną stało?

Dwie słone łzy spłynęły po jego policzku, zanim zmienił się w Kruka Śmierci. Choć nienawidził tego ciała, to nijaka, pozbawiona zdolności odczuwania świadomość Ravena dawała mu ukojenie.

~*~

Ruszył jako dowódca grupy, na spółkę z Vi. Cokolwiek kobieta planowała względem niego czy też Rose, on miał to w nosie. Postanowił traktować ją jak powietrze kiedy to tylko możliwe, zaś w innych wypadkach być dla niej po prostu pozbawionym emocji współzarządzającym wyprawą. Nie zasługiwała na nic więcej.

Chwilowo oddał jej jednak pałeczkę. Rose była w ciąży i musiała być pod stałą opieką. Z radością użyczał jej swego silnego ramienia, nosił na rękach, gdy było to konieczne i wyszukiwał dla niej prostsze drogi oraz organizował w miarę częste postoje. Dzięki Rose i ich dziecku mógł zapomnieć o misji i decyzji, którą miał dopiero podjąć.

W pewnym momencie natrafili na osoby, które mogły być tylko Salartus. Kochankowie-żywiołaki nie krępowali się w żaden sposób ich obecnością. Michael wysunął się na czoło grupy, obserwując z uwagą sytuację. Gdyby nie dowodził, może odwróciłby wzrok, ale zbyt wiele zależało od tego, czy będzie gotowy na niespodziewane. Kiedy znikąd pojawił się powietrzny mężczyzna, kładąc dłoń na brzuchu Rose, podszedł do niej o mocno objął ramieniem. Zaczynał wątpić, czy istoty w jakikolwiek sposób im zagrażają, ale Rose nie była aż tak obeznana z społeczeństwem Salartus i mogła czuć strach. Nie chciał tego.

Kiedy mężczyzna znany mu jako Mattias Berg zabrał głos, zamknął oczy i wziął kilka głębokich wdechów. Nie sądził, że ma takich idiotów w oddziale. Kiedy jednak idiotyczny ludzki Obdarzony postanowił go sobie poklepać po plecach i nazwać „s-z-e-f-e-m” miarka się przebrała. Dłoń, która jeszcze przez chwilę dotykała ciała Michaela, została przez niego chwycona i boleśnie wykręcona.

- Masz rację, decyzja nie należy do Ciebie, i chwalmy Pana, bo z takim dowódcą można trafić jedynie do trumny.

Mattias nie wiedział o lwie jednej ważnej rzeczy. Jako dowódca wymagał posłuszeństwia, i to bezwzględnego. Dbał o swoich podwładnych jak nikt w całym Podwodnym Mieście, ale musieli słuchać go tak, jak samego Samuela. Inaczej Michael wpadał w złość. A tego nie chciał nikt.

Machnął wściekle swoim ogonem, dając upust swojej wściekłości. Wykręcił rękę bardziej, jednocześnie zbliżając swój pysk do ucha Berga. Bujna grzywa opadła mu na twarz, zasłaniając usta. Tylko adresat wiadomości wiedział, co Slave szepce mu na ucho charczącym z gniewu głosem.

- Słuchaj panienko, nie obchodzi mnie z jakiego rozwiniętego społeczeństwa Ty jesteś, ale właśnie dajesz znać, że nie chcesz nigdy do niego wrócić. Żeby było jasne, w mojej obecności okazujesz szacunek wszystkim, nawet tej piździe Vi, a zwłaszcza osobom, z którymi pracujesz. I obcym, oczywiście. Nawet nie wiesz, szczeniaku, na jakie niebezpieczeństwo naraziłeś nas wszystkich swoją ignorancją. Szacunek i dyscyplina to podstawa, bez niej nie masz czego tu szukać napuszona dziewczynko. I nie spoufalaj się. Chcesz zostać moim przyjacielem? Oki, nie widzę problemu, ale póki co uzyskujesz odwrotny efekt. A jak jeszcze raz nazwiesz mnie szefem, nie uważając tak naprawdę, to skończysz marnie- wykręcił mocniej trzymaną kończynę, by podkreślić swoje słowa.

Gdy wyjaśnił to i owo z Bergiem, puścił go i odszedł od niego, potrącając go swym barkiem.

- Przepraszam za podwładnego, obiecuję, że jego zachowanie więcej się nie powtórzy. Co do Bryfyliona, znałem Waszego władcę. Niestety, jego jajo wybuchło, ale to już wiecie. Jako, że nigdy nie było dane mu się wykluć, nie jesteśmy w stanie orzec, czego by chciał, a czego nie. Wydaje mi się, że rozprawianie na podobne tematy nie ma większego sensu. Wybaczcie mi, że mówię to w ten sposób, ale tak jest. Bryfylion zginął i nic na to nie możemy poradzić. Jesteście wolni i możecie zrobić to, co uznacie za stosowne- przepuścić nas, wskazać nam inną drogę lub zignorować. Skoro Wasz władca nie żyje, jesteście wolni. Możecie żyć tak jak chcecie i podejmować takie wybory, które was uszczęśliwią. To wasze prawo, takie samo, jak mają wszyscy inny Salartus, czy szerzej, istoty żywe.

Tak, z wyjątkiem tych, które chwycił w swe plugawe łapska Samuel

- Musicie jednak wiedzieć- ciągnął dalej Michael- że jak również mam władcę. Mistrz mój, Lord Samuel włada całym tym miastem, a jego wola jest wolą wszystkich jego mieszkańców. Jeśli zechcecie tu zostać, zostaniecie jego sługami, czy tego chcecie, czy nie. To fakt, o którym wie każdy w mieście, aczkolwiek możliwe, iż jesteście na tyle odizolowani od... miejskiej polityki- znalazł słowo, które najodpowiedniej określało to zjawisko- że nie jesteście tego świadomość. Jeśli chcecie pozostać w tym miejscu, to prędzej czy później Mistrz znajdzie Was i nakłoni do swoje moli dzięki mocy, którą włada. Jest najpotężniejszym z wszelkich ludzi i Salartus, jakich kiedykolwiek widziałem i wola jego panuje nad wszystkim w zasięgu naszego wzroku.

Po pierwsze, miał nadzieję, że ta krótka przemowa wpłynie na nastawienie Salartus do jego osoby i dzięki temu przejście będzie dla nich łatwiejsze. Nie chciał też, by żywiołami zostały tu, nieświadome praw rządzących tym miejscem. Jako sługa „Lorda Samuela” musiał się upewnić, że wszyscy na ziemiach jego „mistrza” będą znali prawo, które on głosi. Trudno było go oskarżyć o cokolwiek, co najwyżej o gadulstwo.

Mam nadzieję, że odczytali ostrzeżenie.

- Jak jednak wspomniałem, wybór, czy nas przepuścicie należy do Was. Jeśli uznacie, że nie jesteśmy godni przejścia, odejdziemy i znajdziemy inną drogę. Zanim to się jednak stanie...- odwrócił się i spojrzał na Berga.

- Myślę, że mój podopieczny zechce uklęknąć i przeprosić Was wszystkich za swoje zachowanie, a zwłaszcza państwo, którym przeszkodziliśmy w czułościach. Prawda, mój drogi?

Podniósł pytająco brew, ale jego wzrok nie pozostawiał żadnych wątpliwości. Pytanie, z pozoru zadane jako delikatna sugestia, tak naprawdę był rozkazem, jaki wydał jako dowódca. Mattias mógł go wykonać lub dopuścić się niesubordynacji. Czym groziła ta druga możliwość, przypominało mu piekące zaczerwienienie na nadgarstku, w miejscu, gdzie Michael chwycił go w żelazny uścisk swej dłoni.
 

Ostatnio edytowane przez Kaworu : 28-09-2010 o 22:05.
Kaworu jest offline