Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2010, 21:40   #5
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Wieczór to był dobry czas, na dokonanie paru rozliczeń, siedząc przy ognisku i oprawiając ubite pająki Haveloc miał czas na rozmyślania i wspominania. Na przykład.
Czemu się tu w ogóle znalazł. A wszystko zaczęło się pewnego smutnego dnia:

Był późny wieczór. Widok rozciągający się z wież zamku rodziny Deneith zapierał dech w piersiach. Czerwone słońce schodziło co raz niżej i niżej w ciemnozielone objęcia Lasu Królewskiego barwiąc białe chmury na kolor szkarłatu.
Gdyby ktoś stał teraz na jednej z tych wież, podziwiając to niesamowite dzieło bogów, zauważyłby również jak od strony Bospir zbliża się niewielka drużyna wojskowych. Dwóch rosłych rycerzy w srebrnych zbrojach i purpurowych płaszczach, na swoich wierzchowcach, z dumą lecz powoli rozpoczynało pochód. Pierwszy, starszy o krótko ściętych włosach i dużych ciemnych wąsach przypominał nieco skałę, cały czas wpatrzony przed siebie nie zważając na wieczorny chłód. Drugi, blondyn, zdecydowanie młodszy, z utęsknieniem wpatrywał się w twierdze, marząc o łyku grzańca przed kominkiem.
Za nimi jechał młody chłopak, miał może piętnaście lat. W ręku trzymał długi drzewiec, z przymocowanym do niego proporcem. Widniała na nim srebrna pięść na purpurowym tle.
Następnie, kołysząc się lekko, jechał wzmacniany żelaznymi płytami wóz. Za nim podążało dwudziestu zbrojnych.

Młody mężczyzna o długich ciemnych włosach i przenikliwym spojrzeniu wyszedł na spotkanie.
Ciemne obszerne i staromodne szaty dodawały mu powagi, ale świadczyły o zaściankowości, przynajmniej jeśli chodzi o gusta.
Tuż za nim podążała ubrana w karminową sukienkę dziewczyna młodsza od niego o dwa może trzy lata. Suknia to dodawała jej dziewczęcego uroku.
Młodzieniec był nieuzbrojony. Ale w tej części Cormyru było o wiele spokojniej, przynajmniej w tych dniach.
Zmierzył wzrokiem przybywający orszak, spojrzał na trumnę i spochmurniał. Dodał cichym głosem do dziewczyny.
-Alhano idż do domu.
-Ale braciszku.
- zaprotestowała młoda kobieta, lecz brat zgromił ją wzrokiem. Więc szybko wykonała jego polecenie. Choć skorzystała z okazji, by pokazać mu język, gdy był odwrócony do niego plecami.
Młodzieniec podszedł do trumny i odsłonił znany mu herb jego rodziny.


Przesunąwszy dłonią po trumnie, spytał nieco łamiącym się głosem.
- Gordric, prawda? Jak... zginął?
Dwóch rycerzy ze smutkiem spoglądało na młodzieńca.
- Za Króla i Cormyr. Walcząc z plugastwem podczas Pojedynku Dwóch Smoków.-Po chwili odpowiedział starszy rycerz, o twarzy porozcinanej bliznami świadczącymi o wielu bitwach w których brał udział. - Twój brat, panie, z miłości do Ciebie, twej Siostry oraz Kraju z dumą i odwagą ruszył w bój przynosząc Tobie i całemu rodowi Deneith chlubę i chwałę po wsze czasy. Król Azoun V wraz z regentką-siostrą Alusair przesyłają wyrazy współczucia.- Widząc smutek i żal w oczach młodego szlachcica surowe dotąd spojrzenie rycerza trochę się rozpromieniło i dodał: - Nie znałem Twego brata, panie, lecz wdzięczny bogom jestem, że mogłem oddać cześć tak odważnemu i walecznemu człowiekowi jakim był Gordric Deneith i żywię głęboką nadzieję, że dane mi będzie dowiedzieć się czegoś więcej o życiu człowieka, który oddał życie również za mnie.-
Po tych słowach drugi rycerz odwrócił się na pięcie i głową dał znak najstarszemu z piechurów. Wtem ośmiu żołdaków w purpurowych pióropuszach i srebrnych napierśnikach oderwało się z szyku i równym krokiem zbliżyło do trumny. Wziąwszy ją na ramiona ruszyli za arystokratą i dwoma rycerzami do zamkowej kaplicy.

Kaplica była spora, a sporą jej część zajmowały umieszczone po bokach płyty nagrobne, z imionami przodków. Ród Deneith wielce się przysłużył Cormyrowi, płacąc za to często wysoką cenę. Trumna została ustawiona przed ołtarzami trzech bóstw, Cahuntei, Lathandera oraz Helma.
Świątynia w zamku Chimerion, służyła kapłanom tych trzech obrządków, jako że były to najpopularniejsze bóstwa w okolicy. Sam Haveloc jednak wyznawał inną wiarę.
Zgodnie jednak z poleceniem arystokraty trumnę ze zwłokami zmarłego ustawiono głową w kierunku ulubionego bóstwa Gordrica, Helma.
Po załatwieniu tej sprawy Haveloc rzekł.- W zamku nie ma stałej posady dla kapłana, więc muszę posłać sługę po niego do pobliskiej świątyni Helma, a i wy pewnie jesteście drogą znużeni. Pozwolicie zatem, że zaprowadzę was do sali jadalnej, gdzie podany zostanie posiłek.
Arystokrata zaprowadził ich do sporej sali jadalnej. Była ona jednak dość skromnie i staroświecko urządzona. Pasowała jednak klimatem do całego zamku rodu Deneith, świadczyła o dawno zapomnianym i mocno zakurzonym splendorze tej szlacheckiej rodziny. Cały Chimerion był taki, jak i jego obecni właściciele. Niemniej służba dość szybko przynosiła kolejne półmiski mięsiwa i wina srebrnych dzbanach. Uczcie daleko było do wspaniałych uczt na królewskim dworze, ale po długiej podróży wszystko smakuje wspaniale. A i była wszak przygotowana naprędce. Gospodarz zjawił się wkrótce i usiadł przy stole w milczeniu. Wkrótce dołączyła do nich siostra Haveloca, ubrana w piękną złocistą suknię przyozdobioną srebrnymi wstążkami.


Chociaż starała się to ukryć pod makijażem, musiała płakać. Widać mężczyzna musiał przekazać jej złe wieści dotyczące brata. Przez chwilę szeptali coś między sobą, aż wreszcie Haveloc rzekł.- Ja i moja siostra wdzięczni jesteśmy, za przywiezienie zwłok mego brata. Wybaczcie tak skromne ugoszczenie, niegodne tak szlachetnych osób, ale gości się nie spodziewaliśmy.
Alhana zaś nieśmiało się uśmiechała milcząc.

Gdy weszła lady Alhana, jak na komendę wszyscy siedzący przy stole wstali. Zasiedli ponownie do uczty dopiero gdy szlachetna pani zasiadła przy stole obok swojego brata.
-Panie, jesteśmy wdzięczni za twe dary.- Młodszy rycerz zwrócił się do gospodarza. - Tak pysznej gęsi nie jadłem od lat.- Dodał wesoło.
Haveloc uśmiechnął się tylko nieco kwaśno i zaczął w głowie szukać jakiejś dyplomatycznej odpowiedzi, ubiegła go jednak siostra mówiąc wesołym głosem.- Na pewno na królewskim dworze uczestniczyłeś rycerzu w wystawniejszych ucztach, a i jadłeś bardziej smakowite potrawy.
Po czym uśmiechnęła się promiennie.
Starszy rycerz skarcił młodzika wzrokiem za zbytnie spoufalenie, po czym zwrócił się do lorda Haveloca - Panie, proszę o wybaczenie, ale nie mieliśmy jeszcze okazji się przedstawić.- Wstał i ukłonił się lekko. - Jestem sir Adam herbu Srebrnej Pięści, dowódca pierwszego hufca zakonu Rycerzy Purpury, ten nieokrzesany młodzik -Nagana rycerza spowodowała, że teraz młody Arthru siedział wyprostowany niczym gdyby połknął kij. - to sir Arthru herbu Złotego Miecza. Zastępowy z mojego hufca. Obok niego siedzi Maksymilian, mój giermek.- Wskazał tu na piętnastoletniego chłopaka o długich ciemnych włosach, ubranego w lekkie skórzane szaty. - Na końcu mój stary przyjaciel kapitan Tom Ravenwood, dowódca piątej drużyny piechoty.- Każdy z obecnych po wywołaniu oczywiście wstał i ukłonił się głęboko okazując szacunek gospodarzowi i jego siostrze.
Zakończywszy prezentacje stary rycerz usiadł na swoim krześle i upił łyk wina. -Chciałbym jeszcze raz złożyć kondolencje Tobie Panie i Tobie Pani i przeprosić, że w takiej chwili muszę prosić o pośpiech, ale Miłościwie Nam Panująca w Imieniu Króla Azouna V Regentka Alusair Obarskyr prosi ciebie o panie, abyś spotkał się z Lady w Hillmarch.-
Haveloc spoglądał ze zdziwieniem na przywódcę rycerzy. Przez chwilę nerwowo pocierała palcami lewej dłoni po prawym nadgarstku. Wreszcie rzekł. -Tak... nagle? Dopiero co przywieźliście mi sir Adamie trumnę z moim bratem. Jeszcze nie zdołałem go pogrzebać. Alhana powiadomiła ojca przed kilkoma minutami o śmierci najstarszego syna. Nie powinienem teraz wyjechać.
Zaś siostra Haveloca spytała wprost sir Adama. -Kim jest owa tajemnicza Lady?
-Moja pani, chciałbym móc spełnić życzenie damy w żałobie, jednak Lady uważa, że pierwsze wrażenie jest ważne i prosiła mnie o dyskrecje w sprawie jej osoby, bardzo mi przykro. -
Pozostali w ciszy przegryzali swoje dania. Stary rycerz wzdychnął po czym spojrzał na pana zamku.
-Wiem panie, że ciężko ci opuszczać rodzinę i proszę o wybaczenie tak śmiałej prośby jednak Lady była pod tym względem stanowcza prosiłbym, więc o ile to możliwe aby pogrzeb odbył się jutro o świcie. -
-Jedź, ja się zajmę pogrzebem i zamkiem. Jestem wystarczająco duża.-
szepnęła cicho Alhana. A brat pokiwał smętnie głową, mówiąc.- Nie podoba mi się ta cała sytuacja, ale dobrze. Postaram się wrócić jak najszybciej. Nie narozrabiaj tutaj, gdy mnie nie będzie.
-A teraz może szlachetni goście opowiedzą, co się dzieje na świecie. Do Chimerionu tak rzadko docierają nowiny.-
młodsza siostra Haveloca, szybko przejęła rolę pani tego zamku.
-Niestety, jeszcze minie sporo czasu, o pani, zanim życie w Cormrze powróci do normy.- Tym razem to blond włosy młodzieniec przemówił. - Wielu wspaniałych ludzi oddało swe życie, a co gorsza wielu jeszcze będzie musiało je złożyć na ołtarzu Wolności. Zaiste krwawa jest to pani i jak pisze poeta Darminish "Z pośród całego narodu, tylko krew dzielnych, sprawiedliwych i odważnych może ją zadowolić".
-Piękne słowa.-
rzekła dziewczyna patrząc na młodzieńca roziskrzonym spojrzeniem. Tak bardzo różnił się od synów właścicieli ziemskich majątków sąsiadujących z rodem Deneith. Różnił pozytywnie w dodatku. Haveloc mógł tylko bezsilnie westchnąć, podsumowując zachowanie Alhany.
Nastąpiła chwila smutnej ciszy, gdy wszyscy rozważali wypowiedziane wcześniej słowa. -Panie, w naszym zakonie śmierć gości często.- Przerwał cichą kontemplacje Arhtru.- Mówi się wręcz, że ona nigdy go nie opuszcza, czasem tylko po ciężkich żniwach odpoczywa gdzieś pod drzewem. - Tu chłopak zrobił przerwę jakby się nad czymś zastanawiał. - Mamy więc taką tradycje. Wieczorami, gdy zasiadamy do wieczerzy wspominamy poległych towarzyszy. Wsłuchujemy się w opowieści o ich czynach, życiu i o ich wartościach.-w tym momencie się uśmiechnął lekko rozbawiony myślą - Tak jakbyśmy prosili ich o jeszcze jedną radę, jeszcze jedną lekcje, jak my którzy przetrwaliśmy mamy iść przez swe życie.- Sir Adam spojrzawszy na młodszego rycerza z dumą pokiwał głową, lecz mu nie przerwał. - Tak więc, chciałbym prosić cię o kilka słów o twym bracie, panie. Chciałbym aby i on udzielił mi tych kilku cennych rad, abym mógł tak dzielnego człowieka nazwać swym nauczycielem.
Na pytanie sir Arthru na temat Gordrica Haveloc wyraźnie się zmieszał.-Nie wiem co mógłbym powiedzieć. Ojciec szkolił mego brata w sztuce wojennej i walce mieczem. Gordric jest... był osobą szlachetną, odważną i wesołą. Był świetnym wojownikiem i dobrym bratem. Ale, odkąd udał się na królewski dwór, rzadko się zjawiał w Chimerionie. Częściej przychodziły do nas jego listy. Myślę, że jego towarzysze broni, mogliby powiedzieć więcej o mym bracie, niż ja.

Rycerze słuchali z przejęciem. Te kilka zdań, tak błahych dla większości, dla nich wyczerpująco opisywało życie Gordica, który może i nie nosił rycerskiego pasa, jednak z pewnością miał rycerskie serce. Oni sami od ponad roku nie zawitali w swe rodzinne strony. Rzucani z jednego frontu, na drugi. Z twierdzy do twierdzy. Walczyli, zabijali, ginęli. Ich rodziny pozostawione w odległym Espar mogły jedynie liczyć na strzępy wiadomości zawarte, w krótkim liście wysyłanym każdego tygodnia.
- Dość już może zmartwień na dziś.- wtrąciła Alhana, pokręciła głową dodając.- Na żałobę jeszcze przyjdzie czas.
Spojrzała po rycerzach, szczególnie długo spoglądając na młodego Arthru.-Może któryś z panów uraczy nas dla odmiany jakąś radosną historyjką, w ten i tak już dość ponury dzień?
-Hana zachowuj się.-
rzekł cicho Haveloc zażenowany mało dyplomatycznym zachowaniem siostry, przy okazji zdrabniając jej imię.

Arthru niepewnie spojrzał na sir Adama. Ten lekkim kiwnięciem dał mu znak, aby usłuchał życzenia panienki. Młodzieniec pociągnął jeszcze łyk wina z kielicha zanim rozpoczął opowieść.
- Tę historię usłyszałem od jednego ze starszych rycerzy, który z racji swego wieku nie brał udziału, już w czynnej służbie. Jakkolwiek zaklina się, że cała historia wydarzyła się naprawdę, to choć nie chciałbym wątpić w słowa tak dzielnego rycerza, czasem zastanawiam się, czy to wszystko nie jest tylko bajką opowiadaną młodym paziom późnymi wieczorami.
Wydarzyło się to wszystko, gdy ów rycerz był jeszcze młodym giermkiem i razem ze swoim rycerzem pełnił służbę w twierdzy Moenia, położonej na zachodnich stokach Burzowych Rogów.
Pewnego dnia w twierdzy pojawił się tajemniczy wędrowiec ubrany w kolorowe łachmany.-
Tu zrobił krótką przerwę, po czym ponownie podjął opowieść, jednak lekko zmienionym głosem - Jestem Examplar Niepokonany, najpotężniejszy mag Fearunu, władca Ognia i Lodu! Poddajcie się, albo posmakujecie gniewu Examplara!- Tu wrócił do swojego normalnego głosu. - Dowódca twierdzy tylko wyśmiał dziwnie ubranego jegomości i kazał usunąć go z twierdzy i tak też zrobiono. - Następnie jeszcze raz zmienił głos. - Popamiętacie mnie! Jutro, gdy w samo południe, niebo spadnie wam na głowy będziecie błagać Examplara o zmiłowanie!- Arthru lekko podniósł głos wypowiadając te słowa, gestami sugerując grożenie nie widzialnemu wrogowi. - Następnego dnia rycerze, którzy nie przejęli się zbytnio groźbami wędrowca prowadzili normalny rozkład zajęć, gdy w południe z odległego szczytu usłyszeli głośny wybuch. Niebo nagle poczerniało. Wiatr zaczął się wzmagać. Rycerz przeklinając samych siebie i wędrowca, rozpoczęli naprędce wypełniać wiadra wodą i wzmacniać konstrukcje twierdzy dodatkowymi belkami. Wtedy się zaczęło. Zamknięci w twierdzy rycerze usłyszeli stukanie o bruk, coś tam spadało. Wyjrzeli przez otwór strzelniczy i zobaczyli spadające na ziemie..- tu zawiesił głos- Kurze jajka. -Teraz bardziej wesoło dodał- Z nieba spadało setki jajek rozbijających się o mury i plac twierdzy. I tak przez pół-godziny. Jajko za jajkiem. Później podobno przez miesiąc szorowali mury. I rzeczywiście biedni giermkowie, na których barki spadły najgorsze prace, późnymi wieczorami błagali Przepotężnego Examplara o zmiłowanie. - Zakończył lekkim śmiechem.

Alhana wydawała się chłonąć słowa młodego rycerza patrząc na niego roziskrzonym spojrzeniem.
Jej brat w tym czasie, dyplomatycznie siedział cicho popijając wino.
Ale sama opowieść rozbawiła oboje rodzeństwa. Perlisty śmiech śmiech Alhany rozbrzmiewał głośno w sali jadalnej, a i Haveloc chichotał cicho.
Później jednak zwrócił się do rycerzy.- To o której i kiedy, planujecie wyruszyć w drogę powrotną ?
Teraz ponownie zabrał głos starszy z rycerzy. - Panie, nie śmielibyśmy podejmować takich planów bez konsultacji z Tobą, jednak sugerowałbym aby nie zwlekać zbytnio. Jeżeli udałoby się zorganizować pogrzeb jutro o poranku, jak zaproponowałem wcześniej, to moglibyśmy wyruszyć jeszcze przed południem.-
-Nie zostaniecie na dłużej ? Tak rzadko mamy gości, poza sąsiadami wpadającymi od czasu do czasu.-
wyrwało się Alhanie, a Haveloc zaczął jej tłumaczyć.- Rycerze mają swoje rozkazy Alhano, nie przyjechali tu dla przyjemności.
-Niestety, pani, rad jestem z tego zaproszenia, jednak Lady wyraźnie zaznaczyła, że sprawa jest pilna.-
Spokojnie odpowiedział sir Adam.
Nagle Arthru wstał, wyminął zaskoczonego rycerza i pana zamku i klęknął przed Alhaną. -Pani- Odezwał się patrząc w podłogę. -Racz wybaczyć śmiałość, lecz widzę, że wciąż obawiasz się o życie swego szlachetnego brata. Wiedz więc, że Ja, Arthru herbu Złotego Miecza dowódca zastępu "Wilczków" pierwszego Hufca Rycerzy Purpury nie dopuszczę, aby twemu bratu, Haveloco'wi Deneith, stała się jakakolwiek krzywda. Tak mi dopomóż Helmie Obrońco!-
Sir Adam zastanawiał się przez chwilę czy by czegoś nie powiedzieć. Powinien to wcześniej przewidzieć. Młody rycerz widzący kobietę w smutku gotów jest jej przyrzec gwiazdę z nieba. Miejmy nadzieje, że nic nieprzyjemnego z tego nie wyniknie.
Haveloc omal się nie zakrztusił winem, ale Alhana uśmiechnęła się łaskawie i przez chwilę rozmyślała nad odpowiedzią. Po czym zerwawszy wstążkę ze swej sukni, zaczęła mówić poważnym tonem.- Przyjmuję twe śluby sir Arthru herbu Złotego Miecza. A żeby uczynić je bardziej pamiętnymi...- z kolejnymi słowami zaczepiła wstążkę swą o zapięcie płaszcza rycerza.-...przyjmij tę wstążkę jako znak twego ślubowania i pamiątkę po po mnie. I noś ją z dumą zawsze przy sobie.
-Tak, Pani, będę ją nosił z dumą-
Młodzieniec podniósł głowę i spojrzał jej w oczy.
A oczy dziewczyny promieniowały radością, dumą i szczęściem. A na jej ustach błąkał się delikatny uśmiech, gdy mówiła. -Wierzę, że tak uczynisz, dostojny rycerzu.
Arystokrata westchnął cicho. Po czym rzekł głośno.-Co do pokojów, służba dostała polecenia. Niestety, w tej chwili na zamku nie ma zbyt wielu komnat przeznaczonych dla gości, więc będziecie się musieli pomieścić parami.
-Nie będzie to żaden kłopot, panie
- Odpowiedział sir Adam, nie okazując w żaden sposób, aby takie rozwiązanie go uraziło, w końcu sypiał w gorszych warunkach.
Wkrótce wieczerza dobiegła końca i zarówno goście jak i gospodarze udali się na spoczynek.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 28-09-2010 o 21:43.
abishai jest offline