Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2010, 21:45   #7
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Do tawerny "Pod wzgórzowym olbrzymem" obaj młodzieńcy dotarli dość późno. Więc Haveloc miał nieco posępną minę. Wszak, ileż można kazać damie czekać? No cóż... przeszli przez próg karczmy, Arthru pełniący rolę ochroniarza jako pierwszy, Haveloc za nim. Arystokrata zacząl się rozglądać po karczmie szukając szafranowej barwy jaką charakteryzował się strój egzotycznej czarodziejki.
Dzień spędzony w karczmie przyniósł zasłużony odpoczynek. Oczywiście poza tym jednym atakiem zielonoskórych, Karima nie miała wiele do roboty, ale i tak nieprzyzwyczajona do ciągłego siedzenia w siodle z ulgą przywitała miękkie łoże i ławy na jej prośbę wyłożone poduszkami. Nim nadszedł wieczór była już po drzemce, kąpieli i kolacji. Z zainteresowaniem przy bocznym stoliku wsłuchiwała się w pianie młodego barda, którego maślane oczy jednoznacznie wskazywały komu dedykuje pieśń.
Dostrzec czarodziejkę nie było trudno, wyróżniała się pod wieloma względami od tutejszej klienteli. Wedle Haveloca, wyróżniała się na plus. Przez chwilę szlachcic się zapeszył. Może jednak nie powinni przeszkadzać dziewczynie. Może pod zaproszeniem, kryła się jedynie grzeczność. I Karima wcale nie zamierzała ich zapraszać, obciążając swoją kiesę dodatkowymi kosztami. Ale już tu zaszli, więc... Haveloc chwycił za rękaw rycerza i pociągnął w kierunku Karimy.
Musieli teraz wyglądać wyjątkowo głupkowato. Ale cóż...
Gdy podeszli do stolika czarodziejki, Haveloc spytał.- Nie przeszkadzamy?
Speszony poufałością młodego szlachcica Arthru nie bardzo wiedział przez chwilę co ma począć, jednak szybko się opanował i głęboko ukłonił się siedzącej czarodziejce.
Czarodziejka zauważyła ich jak tylko weszli i z uśmiechem na twarzy przywołała do stolika.
- Oczywiście, że nie przeszkadzacie, proszę siądźcie. Kolacja zaraz zostanie należycie podana.
Kobieta klasnęła dwa razy w dłonie, zdecydowanie obcym zwyczajem, ale dziewki karczemne w mig pojęły. Zresztą już wcześniej Karima złożyła stosowne zamówienie, z prośba by zrealizować je jak pojawią się jej goście. Na ławie zaczęły pojawiać się proste, ale syte i smaczne dania, plus dzbany miodu tutejszego.
- Załatwiliście wszystkie swoje sprawy?
Zapytała grzecznościowo zamaczając usta w kielichu.
- Nie... wygląda na to, że skorzystam z gościny tutejszej karczmy do jutra. A ty Karimo, masz jakieś plany związane z tym miastem? - odparł Haveloc posilając się odrobinę, zaraz po tym jak usiadł.
Arthru rad z zaproszenia odpiął pochwę z mieczem od pasa i zasiadł za stołem. Miecz oparł o brzeg stołu obok siebie, a sam siedział wyprostowany niczym na oficjalnym balu.
- Pobędę chyba w mieście kilka dni, a później ruszę dalej z jakąś karawaną -kobieta mówiąc to wzięła jeden z owoców leżących na tacy i wsadziła go do torby, skąd rozległo się zadowolone mlaskanie.
-Czyli jednak nie będziesz chciała odwiedzić mojej posiadłości.- rzekł nieco...zawiedzionym tonem głosu Haveloc. Po czym dodał weselej.-Rozumiem, nie ma tam wszak nic wartego zwiedzania. Stary zamek, parę wiosek i las.
-Panie, jest pan nazbyt skromny
.- Wtrącił rycerz. - Zamek rodziny Deneith, jest niczym klejnot pośród otaczających go złotych pól. Byłem tam, krótko jednak może mi pani wierzyć, jest to jeden z najpiękniejszych zamków jakie widziałem.- Powiedziawszy to z rozmarzeniem spojrzał na wstążkę przymocowaną do jego płaszcza.
A Haveloc uśmiechnął się kwaśno. Już on tam wiedział, o jakim "klejnocie" rycerz mówił. Niech no się tylko Alhana dowie. Będzie miała ubaw po pachy... z drugiej strony, siostrzyczka robiła maślane oczka do tego rycerza. Kto wie co z tego wyniknie.
- Nie wątpię i nie powiedziane przecież, że jakaś karawana nie będzie zmierzać w tamtym kierunku. -Karima uśmiechnęła się lekko, a korzystając z nieuwagi opiekunki małpka wyskoczyła z torby i wskoczyła na stół. Błyskawicznie zjawiła się na przeciwko rycerza i poczęła przeglądać się w jego zbroi szczerząc zęby i robiąc głupie miny. - Jakaś... na pewno.- mruknął tylko Haveloc po czym dodał głośniej.- Chimarion leży na uboczu. Pies z kulawą nogą nie raczy tam zaglądać. Jesteśmy zaściankiem królestwa.
Spojrzał na małpkę Karimy, zastanawiając się kto z siebie robi większego głupka? Dwaj szlachcice czy ta małpka. Zapytał jednak wskazując na pupilka Karimy.-Chowaniec?
- Raczej przyjaciel, Abu!
- przywołane zwierzątko tylko na chwilę wskoczyło na ramię medyczki, by zaraz znaleźć się przy Havelocu i dość bezczelnie zaglądając mu w talerz.
-Szczęściarz z niego.- mruknął cicho Haveloc, odruchowo delikatnie drapiąc małpkę za uchem, jak to zwykł czynić w przypadku kotów. Te zamkowe lubiły tą pieszczotę. A zorientowawszy się że swe myśli wypowiedział na głos. Lekko się zaczerwienił i dodal szybko.- Propozycja gościny w Chimerionie jest nadal aktualna Karimo. Mam nadzieję, że jutro już będę mógł wrócić do domu i miło być mieć towarzystwo... -spojrzał na Arthru i sprecyzował.- ...liczniejsze towarzystwo. Choć nie chciałbym byś się czuła przymuszona do czegoś.

- Wcale nie czuje się...

Magiczka nie zdążyła dokończyć zdania, gdy do karczmy wszedł herold w otoczeniu dwóch gwardzistów. Wesoły młodzian w kapeluszu z piórkiem odchrząknął skupiając na sobie wszystkich gości.
- Niech wiadomym będzie, iż Dom Helma poszukuje śmiałków płatnych o różnorodnych dyscyplinach do zadania najwyższej wagi i chwały Lorda Strażnika. Świątynia Helma czeka na ochotników od południa do wieczerzy.
Po tych słowach skłoniwszy się lekko udał się do następnego przybytku.
- Oh, słyszeliście panowie coś więcej o tej misji? - na policzki Karimy wystąpiły wdzięczne rumieńce.
-Coś tam ludzie gadali.- rzekł w odpowiedzi Haveloc, którego uwadze nie umknęły rumieńce czarodziejki, poniekąd urocze. Wzruszył ramionami dodając.- Ale wiadomo, szczegółów nikt nie zna.
- To trzeba będzie wypytać
- Karima w ogolę nie zwróciła uwagi na Abu, który wachlował się ze zblazowaną miną piórkiem podkradzionym z czapki herolda - Wszak to może być interesujące i służące czemuś dobremu.
-Czemu nie. Popytać zawsze można.-
rzekł w odpowiedzi Haveloc. Wszak nie miał nic ciekawszego do roboty, poza czekaniem. Spacer w towarzystwie Karimy był więc ciekawą alternatywą. A od pytania, do zgłoszenia długa droga. Arystokrata, jednak zgłaszać się nie zamierzał. Pomijając fakt, że nie potrzebował pieniędzy, to nie miał czasu na misje helmitów, o doświadczeniu w takich robotach nie wspominając.
Rycerz przez cały ten czas tylko siedział wyprostowany od czasu do czasu podjadając coś z półmisków. Skacząca wokół małpka trochę irytowała Arthru, nie przyzwyczajonego do takich "atrakcji" podczas posiłków.
-Chyba w takim razie najlepiej będzie od razu udać się do świątyni - powiedział widocznie zadowolony z tego pomysłu. Zastanawiał się już jakiś czas na czym ma polegać to tajemnicze zadanie, chociaż z drugiej strony, jeśli to zadanie byłoby naprawdę ważne to zapewne Sir Adam, albo któryś inny z starszych rycerzy został by do niego wyznaczony.
- To skoro już zjedliśmy, nie ma co marnotrawić reszty wieczoru. Jesteście konno czy piechotą?
-Konno.-
odparł krótko Haveloc, spoglądaj na towarzysza dodał bez przekonania w głosie.- Ponoć tak najlepiej poruszać się w Hillmarch.
- W takim razie ja wezmę Zoraj, raczcie chwilę poczekać
- czarodziejka oddaliła się. by szepnąć coś karczmarzowi, by po chwili powrócić ze swoją torbą, do której zaraz wskoczyła małpka - Myślę, że możemy już ruszać.
Przy wejściu do karczmy klacz już czekała na swą panią, która zgrabnie dosiadła jej grzbietu.- To w którą stronę do domu Helma?
Haveloc wsiadł na grzbiet Mędrca i spojrzał na sir Arhtru, po czym dodał wskazując jeden z kierunków.- O ile się nie mylę, tam powinniśmy się udać. Prawda?
Po tym pytaniu spojrzał ponownie na rycerza oczekując... odpowiedzi od niego.
Gdy Arthru potwierdził, arystokrata spytał czarodziejkę.- Jak to jest być awa... poszukiwaczką przygód?
- Awanturnicą? -
roześmiała się głośno - Nie wiem, póki co byłam przy kilku karawanach i jedyne interesujące wydarzenie to był ostatni atak, w którym nas uratowaliście.
-Awanturniczką... chciałem powiedzieć.-
zaczął bronić się Haveloc. Po chwili wzruszył ramionami dodając z nutką tęsknoty w głosie.- Zapewniam cię Karimo, że widziałaś więcej miast i miejsc podczas podróży do Hillmarch, niż ja w całym swoim życiu.
- Pewnie tak. O to chyba Dom Helma...
-Trudno go pomylić z czymkolwiek innym.
Wielki budynek dumnie wyróżniał się wielkością i ozdobną elewacją. Kobieta zeskoczyła z konia i oddała uzdę w pewne ręce sługi. Podziwiając jeszcze chwilę płaskorzeźby wkroczyła do środka.
A Havelocowi pozostało podążyć za nią. Arystokrata zostawił konia, sprawę opieki nad wierzchowcami zostawiając Arthru. Wszak rycerz, był z świątynią Helma obznajomiony lepiej niż Haveloc. Po czym ruszył za egzotyczną czarodziejką, planując nie wtrącać się w jej sprawy i ograniczyć się do roli widza.
Arthru rozejrzał się po placu w poszukiwaniu akolity pod pieczą którego mógłby zostawić wierzchowce. Po chwili dostrzegł chłopca, który przywitał ich przed bramą świątyni poprzednio. Przywołał chłopaka, po czym sam udał się, za towarzyszami, do świątyni.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline