Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2010, 21:52   #16
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Opowiastki hrabiny słuchała z uprzejmą uwagą zastanawiając się jednocześnie czy jej propozycja wynika z rzeczywistej chęci dyskusji o obrazach, czy z czegoś zupełnie innego.
Na puentę historii zareagowała rozbawionym uśmiechem.
- Z chęcią oprowadzę Panią po mych dziełach, ale nie przepadam za dokładnym mówieniem co miałam na myśli tworząc dany obraz. - uśmiechnęła się lekko. - Wszak sztukę każdy powinien odbierać osobiście, w ten sposób taki odbiór jest pełniejszy choć nie zawsze zgodny z zamysłem autora. A czyż tak nie jest piękniej, kiedy każdy widzi co innego?
W dyskusję włączyły się kolejne osoby i napięcie unoszące się nad stolikiem powoli słabło. Nawet baronowa de Chavaz podjęła temat, gdy rozmowa zeszła na dokonania naukowe. Atmosfera uległa polepszeniu, choć temat najważniejszy zręcznie omijano.
Jedna rzecz zaintrygowała Isabell - posłaniec z wiadomością do hrabiego Berlay, jednakże prędko o nim zapomniała, gdyż przemówiła królowa. Z każdym kolejnym zdaniem Jej Królewskiej Mości na twarzy baronessy uśmiech stawał się nieznacznie większy. Na końcu klaskała z równym entuzjazmem co sam hrabia.
Cóż teraz zrobisz drogi hrabio? Dostosujesz się do polecenia Twej królowej?
Polecenie władczyni Cynazji sprawiło, iż baronessa zaczynała ją lubić i coraz mniej rozumiała niechęć swego męża.
Trzeba będzie w końcu z nim na ten temat porozmawiać...

***
Gawot okazał się być jednym z jej najgorszych tańców. Przyklejenie się do niej Hershteta jeszcze zignorowała, ale jego propozycja kompletnie wytrąciła ją z równowagi. Dłoń niemal sama uderzyła w policzek mężczyzny.
- Wolałabym już udać się na stronę z prosiakiem, który z pewnością zachowywałby się lepiej od Pana. - powiedziała ostro, ale tak by słowa były tylko słyszalne przez niego.
Nim zdołała się w pełni uspokoić pojawił się kapitan Felerhar. Propozycję tańca już chciała odrzucić, ale wyraz oczu mężczyzny ją przekonał. Walc w jego wykonaniu okazał się być
równie żywiołowy jak sama Agaria, ale uległa jego urokowi.
Chyba zbyt długo nie bywałam w towarzystwie...
Schodzili z parkietu, na jej twarzy wykwitały delikatnie rumieńce a piersi nadal dość szybko unosiły się w z trudem tonowanym oddechu.
- Aż trudno mi wyrazić, jak bardzo wdzięczny jestem za ten taniec. Teraz nie jestem w stanie już powiedzieć, czy lepiej Pani tańczy, czy maluje. Ja ... muszę się przyznać - nie znam się na malarstwie. A jednak Pani "Krajobraz matrański" bardzo mi się spodobał. Przypomina mi Agarię. Tą część, która graniczy z Valdorem - dziką i nieokiełznaną. Matra też jest tak niebezpieczna? Przecież w tym pejzażu ... tak niby spokojnym ... coś czyha. Przepraszam. Pewnie ośmieszam się teraz przy Pani baronowej ... - nie wyglądał na niepewnego, a raczej na zmieszanego czymś co próbował wyrazić i ... najwyraźniej szło mu nieudolnie.
Przysłuchiwała się kapitanowi z uwagą. Na jego stwierdzenie o Matrze uśmiechnęła się lekko.
- Nie wiem jaka jest Agaria. - powiedziała spokojnie. - Ale moja ojczyzna rzeczywiście bywa niebezpieczna i tajemnicza. - uśmiechnęła się ponownie i spojrzała na mężczyznę poważnie.
- Nie ośmiesza się Pan. Dojrzeć ukryte w tym obrazie, to spora sztuka. - powiedziała spokojnie.
- Och - niczego w nim nie dojrzałem a raczej ... poczułem? To chyba lepsze słowo. Sam nawet nie wiem, o co dokładnie mi chodzi. - mina zdecydowanie świadczyła, że nie są to ani kłamstwa ani nawet słowa wyliczone na jakiś konkretny efekt.
Spojrzała na niego z zainteresowaniem.
- Nie często spotyka się tak wrażliwego żołnierza... - powiedziała z namysłem. W głosie nie było kpiny. - Zaintrygował mnie Pan. - uśmiechnęła się delikatnie. - Czy poczuł Pan w tym obrazie coś jeszcze?
- W obrazie? Chyba nie ... - tu w głosie kapitana dało się wyczuć pewne wahanie. - Tyle ... że nagle poczułem ogromną tęsknotę za domem. Dziwne prawda? A ... Pani baronowa nie tęskni za swoją krainą?
- Tęsknię... - odpowiedziała szczerze głosem przepełnionym tą tęsknotą. - Sporo czasu minęło od kiedy byłam ostatni raz w Matrze. - powiedziała lekko rozmarzona, by po chwili powrócić do zwykłego tonu. - Czy wszyscy żołnierze w Agarii potrafią tak intuicyjnie odbierać sztukę? - łagodny, ale prawdziwy uśmiech.
- Nie wiem. Tam ... nie rozmawia się na takie tematy. Brak jest zarówno czasu jak i artystów. W moim rodzinnym dworze były tylko trzy obrazy - popiersia przodków. Przyzna Pani, że to dość mało, aby zdobyć rozeznanie ... Wychowanie i nauczanie też opiera się raczej na mieczu i muszkiecie a nie pędzlu i piórze. A jak wygląda to w Matrze? Słyszałem, że tam kobiety wiodą prym w polityce, władzy, sztuce i ... właściwie we wszystkim. Cynazja bardzo się różni?
- Z królową na tronie coraz mniej. - powiedziała z uśmiechem. - Ale istnieje sporo różnic, choć podejrzewam, że to zależy od towarzystwa, w którym się przebywa... - dało się wyczuć, iż ostrożniej dobiera teraz słowa. - W Cynazji kobiety i mężczyźni bywają na równi, choć częściej, to mężczyźni wiodą prym.
- To w Agarii by się Pani baronowa nie odnalazła. Tam tylko mężczyźni noszą spodnie. Chyba przez tą wojnę. A ... jaka jest Matra? To, że taka jak na obrazach, to już wiem. Potrafi Pani opisać coś więcej?
- Matra jest.. kobietą. - powiedziała poważnie. - Równie dzika i niebezpieczna, ale pełna uroku i tajemnic. Najważniejsza dla nas jest Królowa, a później rodzina. Nasze miasta są wyspami w morzu lasu, wydzieranymi mozolnie i z uporem. - spojrzała na kapitana spokojnie. - Czy taki opis daje pojęcie o mej ojczyźnie?
Zamyślił się na moment i popatrzył w kierunku wiszących w oddali obrazów - Chyba tak. Chciałbym tam kiedyś pojechać. Na świecie jest tyle miejsc wartych zobaczenia, nie sądzi Pani? Góry Gordyjskie, surowość Kary, zielone i krzykliwe wyspy Eskrii. Miałem w oddziale kapelana, który tam wszędzie był i dużo opowiadał. Strasznie mu zazdrościłem. Pani pewnie też dużo podróżowała ...
- Niestety... Nie miałam okazji. - zamilkła na moment. - Moją najdłuższą podróżą była ta którą odbyłam z Matry do Cynazji. - w jej oczach przez chwilę dało się zauważyć smutek. - Niestety wtedy nie byłam jeszcze zainteresowana podziwianiem mijanych krajobrazów... - znów zamilkła zamyślając się na moment. - Teraz żałuję, ale co zrobić. Czasu się nie cofnie. - uśmiechnęła się łagodnie. - Mogłabym mieć prośbę?
- Oczywiście. Proszę traktować ją, jakby już była wykonana. Cóż to ma być?
Uśmiechnęła się ciepło.
- Gdy będzie Pan zwiedział te wszyskie interesujące kraje, gdyż jestem pewna, że tak się stanie. Proszę o mnie wtedy pomyśleć. To będzie tak jakbym i ja się tam znalazła.
- Och, jestem pewien, że i Pani będzie miała jeszcze okazję zobaczyć w życiu wiele interesujących miejsc. - rzucił, nie przeczuwając nawet jak prorocze wypowiedział słowa - Wszak chcieć to móc. Pani wygląda, jakby mogła dokonać w zasadzie wszystkiego a czas dla Pani się zatrzymał.
Zaśmiała się cicho, a w jej oczach błysnęły iskierki radości.
- Zapewniam Pana, iż to ta maseczka czyni cuda. - powiedziała z uśmiechem, by po chwili przykryć dłonią usta, jakby powiedziała coś niestosownego. - Ale chyba nie powinnam mówić takich rzeczy. - kolejny rozbawiony uśmiech. - Jednakże Pana słowa są niezwykle miłe i chciałabym żeby rzeczywiście tak było. Długie siedzenie w domu, nie wpływa na artystów zbyt dobrze. - zamyśliła się na chwilę. - A z tych miejsc, jakie Pan już zwiedził, które wydało się najbardziej interesujące?
- Kindle - odpowiedział z wyraźnym rozbawieniem. - Bo podróżowałem mniej więcej tyle co Pani. Z Agarii do Cynazji i na tym koniec. A Cynazja jest doprawdy szalonym miejscem. I straszliwie przywiązanym do dworu. Czasem mam wrażenie, że nie sposób tu kroku zrobić, nie dodawszy dziesięciu ukłonów, pięciu dygów i kwadransa popisów krasomówczych.
Uśmiechnęła się rozbawiona.
- Taki jej urok, a niektórzy bez tych wszystkich niuansów etykiety nie potrafiliby się odnaleźć.
Panu jednak musi być ciężko w tym sztywnym gorsecie właściwych zachowań.
- powiedziała spokojnie i zaraz dodała. - Mam nadzieję, że nie uraziłam tym stwierdzeniem, po prostu zdaje się być Pan zupełnie innym od większości gości. - w tonie dało się się wyczuć nutkę uznania.
- Aj tam, takich wojskowych zakapiorów jest tu zapewne wielu. Tylko ukrywają się pod maskami dworzan. Ja się zaś swoich korzeni nie wstydzę. Nie wiem tylko zupełnie, czemu mnie tu zaproszono ... - tu westchnął - Żaden ze mnie tancerz, rozmówca czy myśliciel. Mam swój honor i rapier - co prawie na jedno wychodzi - i tych dwu rzeczy odebrać sobie nie pozwolę. Po co jednak one tutaj na balu - nie wiem i nawet nie próbuję dojść.
- Co do tancerza i rozmówcy muszę się nie zgodzić. - uśmiechnęła się delikatnie. - Pański walc, choć odważny... - zawiesiła głos na chwilę. - był naprawdę dobry. Rozmowa z Panem jest interesująca i z pewnością hrabina musiała być podobnego zdania zapraszając Pana tutaj. - ostatnie słowa nie brzmiały zupełnie pewnie, bo czy rzeczywiście mógłby pojawić się tutaj bez jakiejś głębszej przyczyny? - A wracając do tańców. - uśmiechnęła się lekko. - Czy wszystkie w Agarii są tak żywiołowe?
Ukłonił się nieznacznie przyjmując komplement - Większość z nich, nawet bardziej. Mamy dosłownie kilka powolnych i rozedrganych melodii a reszta - to czysty ogień. Tyle w tańcach. Za to agaryjskie pieśni nadrabiają swą zwykłością. Ktoś u nas powiedział, że taniec jest jak wojna, więc musi toczyć się szybko i gwałtownie, zaś potem należy pieśnią opłakać zmarłych towarzyszy. I jest w tym dużo prawdy. Gdybym miał bałałajkę, zaprezentował bym kilka z nich, ale bez niej się nie odważę. Ach ... bałałajka to taka mniejsza, trójkątna gitara. Tą chyba Pani zna, bo kordyjczycy rozpowszechnili ją już chyba wszędzie ...
- Owszem, widziałam ten instrument. - pokiwała lekko głową. - W Matrze uwielbiamy pieśni, szczególnie wszelkie przyśpiewki. Sama byłam szkolona i w śpiewie i grze, ale wolę jednak muzyki słuchać. - uśmiechnęła się lekko. - Od dawna Pan w Cynazji przebywa?
- Ledwie drugi miesiąc. I udało mi się zwiedzić tylko Kindle jak na razie, bo obowiązki odrywały mnie od wszelkich innych przyjemności. Teraz dopiero wolno mi było przyjść bawić się.
- Wybaczy Pan kobiecą ciekawość, ale cóż tak Pana zajmowało, iż przez dwa miesiące czasu na żadne przyjemności nie było? I to w Kindle.
- Organizowanie pułku. Nakazano mi przeprowadzić rekrutacje i szkolenie oddziału piechoty, która teraz pojedzie do Agarii walczyć z Valdorem. Szczegółami nie będę zanudzał. To .. nie jest chyba temat na salę balową ... ale gdyby miała pani życzenie oddział zwizytować, wystarczy gest z Pani strony.
- Nie sądzę, by wizytacja w moim wykonaniu była dobrym pomysłem. Zupełnie na wojsku się nie znam. - uśmiechnęła się lekko. - Poza tym nie zabawię w Kindle zbyt długo - czyżby smutek wyczuwalny w głosie? - ale nie mówmy o tym. - znów uśmiech. - Wypiję za zdrowie i pomyślność Pana oddziału.
Sprawnym gestem przywołał kelnera z tacą wina. - To nie mieszka Pani tutaj? Myślałem, że wszyscy sławni ludzie Cynazji zamieszkują właśnie Kindle. - Tu nieznacznym ruchem uniósł kieliszek do góry.
- Sławna jestem dopiero od dzisiaj, o ile można tak to nazwać. - uniosła również lampkę wina. - Zatem za Pana oddział. - upiła łyk i westchnęła cichutko. - Niestety muszę Pana przeprosić, karnet zabrania mi poświęcić więcej czasu tej miłej rozmowie. - obdarzyła kapitana pięknym uśmiechem. - Dziękuję za mile spędzony czas.
W tym wypadku nie kłamała, rozmowa z kapitanem okazała się prawdziwie przyjemna, a wszystko dzięki temu, iż w jego słowach nie trzeba było się doszukiwać dziesięciu różnych znaczeń. Zastanawiająca była jednak przyczyna zaproszenia go na ten bal. Tak bardzo nie pasował swą naturalnością do całego towarzystwa...
Odchodząc od kapitana zauważyła, iż orkiestra szykuję się do kolejnego tańca.
Nie dobrze... Pozwoliła Felerharowi na zbyt długą rozmowę, a nie chciała aż tak zwracać na siebie uwagi. Jeszcze jakieś niedorzeczne plotki dotarłyby do Edwarda. Powstrzymała się od wzdrygnięcia na myśl o tym, jak mógłby się zachować pod wpływem zazdrości.
- Baronesso? - znajomy głos wyrwał ją z ponurych myśli. Popatrzyła na stojącego przed sobą mężczyznę i ze zdumieniem ujrzała ponownie Shane.
- Kawalerze?
- Zatańczy Pani?
Była pewna, iż w karnecie figurowało pod tym tańcem inne nazwisko, ale skoro tylko kawaler Movey nie przestraszył się jej długiej pogawędki z kapitanem... Podała Shanowi rękę dygając z gracją i dołączyli do stojących par na parkiecie.

YouTube - English Baroque Festival Part VII

Kroczek w przód, króczek w tył, obrót, ukłon w stronę partnera stojącego naprzeciw w sporej odległości, kolejny obrót i powtarzamy. Po ognistym walcu rollel zdawał się być niemal senny.
Podejście do partnera, dotknięcie swych dłoni, wspólne obejście wokoło. Wzrok kawalera Moveya sugerujący najszczersze oddanie i jej delikatny uśmiech. Odejście do swych rzędów, obrót i ukłon.
Bal trwał.

***

Po skończonym tańcu Shane odprowadził ją do stolika, przy którym zauważyła hrabinę Sherazai. Uśmiechnęła się łagodnie do kobiety i podziękowała kawalerowi za odsunięcie krzesła. Tym razem Movey nie próbował zostawać dłużej. Ukłonił się i oddalił nim Isabell sama zdołała go odprawić.
 
Blaithinn jest offline