Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2010, 23:58   #16
Eileen
 
Reputacja: 1 Eileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputację
Wszyscy przeszli do porządku dziennego. Ktoś umarł, ktoś przeżył - ważne, że my żyjemy. Tylko rodziny ofiar szły w ciszy. Chwaliła los i wszystkich bogów za to, że nic jej się nie stało. Ból był do zniesienia, przecież nie raz w życiu upadała podczas ćwiczeń w akrobacjach. Przyzwyczajenie górowało nad nim. Bardziej dręczył ją fakt, że to wcale nie musiało się tak dobrze skończyć. Byli już daleko od miejsca, gdzie zaszła walka z ogrami, a przed jej oczami jeszcze stały obrazy zmasakrowanych ciał. Gdyby Konrad wtedy nie wkroczył, wyglądałaby tak samo. Na sam widok tych szczątków przewracała się w niej cała zawartość żołądka.

Połamani i obici Eberholt z Feliksem pojękiwali cicho na ledwie turkoczącym po drodze wozie. Droga mijała jej monotonnie. Nagle dzieci uspokoiły się, pochód jakby się skurczył. Szli ze świadomością, że to może nie być ostatnia przeszkoda na ich drodze. Wieczór nagle wydał jej się spokojniejszy. Choć warty z powodu niedyspozycji dwóch osób były dłuższe, nie wadziło jej to. Zamknęła się szczelnie w sobie, starając się wypłoszyć wspomnienie zmiażdżonych wieśniaków sprzed oczu. Sen zlał się jakoś w jedność z końcem warty - po prostu zawinęła się szczelnie w koc. Uspokoił ją trochę, jednak nie była zbyt skora do rozmów z towarzyszami.”Człowiek był i człowieka nie ma. Pozbieraliby wszystko co zostało i poszli dalej...” - myślała, utkwiwszy wzrok gdzieś w głębi krajobrazu. “Do tej pory żyłam w kolorowym świecie. Wiadomo, gdzieś tam była śmierć, ale jakoś tak zasłonięta. Po części każdy wierzył w kolorowy świat Ahrtystów, widząc życie przez jego blask. Te kolory, te stroje, maski, oszustwo i bajki - to było dla nas wszystko. Śmierć przychodziła na starość, albo chodziła bokiem. Mamma każdej cyrkowej duszy zabijała kota i dodawała do posiłku trochę jego krwi, by darować tej osobie jego dziewięć żyć. I każdy wierzył w te dziewięć żyć... Każdy chciał wierzyć te urok, skacząc z trapu, idąc po linie, rzucając nożem w drugą osobę. Teraz... Teraz to prawdziwe życie i prawdziwa śmierć...” - myślała, wlokąc się razem z innymi ku wymarzonemu Brietblatt.

Miasteczko przywitało ich radośnie, nieświadome ostatnich zdarzeń. Żyło jakimś swoim miejscowym świętem, rozświetlone małymi lampkami wśród złocistych liści. Mieszkańcy wskazali im cyrulika, gdzie wkrótce trafiła dwójka rannych kompanów i owa teściowa. Willaminie skojarzyła się z żywym trupem. Nawet zaczynała już zielenieć ze złości, na widok własnego zięcia. Jednak mieszkańcy już wiedli grupę ku miejscu zakwaterowania, zapraszając jednocześnie na świąteczną zabawę. Uchodźcy zdążyli już zdać sprawozdanie z podróży wizytującym Brietblatt templariuszom, bowiem przybyły do nich Horst Kellerbach poinformował ich tylko, iż otrzymają pismo, potwierdzające ich czyny, jednak nie wspomniał nic o wydźwięku jego treści. To martwiło Willaminę. Z jednej strony mógł napisać, iż grupa była tak nieudolna, iż pozwoliła, by ogry zabiły część wieśniaków. Z drugiej strony mógł napisać, iż grupa dzielnie walczyła, jednak nie udało im się uchronić kilku wieśniaków. Will obeznana ze sztuką manipulacji słowami dobrze wiedziała, że każdy kot ma dwie strony i łatwo można owo zwierzę odwrócić ogonem. Chociaż cały czas to będzie ten sam kot.

Zabawa trwała. Zostali uraczeni dobrymi trunkami i solidnym posiłkiem. Will nie odmówiła sobie sutej kolacji i odrobiny miodu. Nie sposób było też powstrzymać ją od tańca. Swoim talentem wzbudzała spore zainteresowanie. Była w pełni świadoma zauroczonych męskich oczu, wpatrujących się w nią. Jednak po jakimś czasie czuła przesyt i czar tej nocy prysł. Coraz więcej osób zmieniało się w zapite świnie, racząc wszystkich dookoła karczemnymi żartami. Była niemal pewna, że obróciwszy się w tańcu raz jeszcze zobaczy swego ojca, radośnie bełkoczącego po zbyt dużej dawce wina. Gdy zaś usiadła, zaczepił ją Gerhard, zapraszając na kolejną porcję trunku. Nie za bardzo wiedziała co powiedzieć. Łowca już wcześniej mógł sobie o niej pomyśleć zbyt wiele. Nie miała też ochoty zatapiać ostatnich wrażeń w alkoholu. Uśmiechęła się najżyczliwiej jak potrafiła.

- Bardzo chętnie, ale... ale ciągle mnie jeszcze trochę boli głowa. Musiałam się nieźle obić, bo teraz jeszcze zaczęło mi szumieć. Lepiej pójdę już, odpocząć przed dalszą drogą. Chyba nie chcesz mnie nieść w drugą stronę na rękach, co? - zaśmiała się i pożegnała z pozostałymi biesiadnikami.


Tak oto wymigawszy się zręcznie od kłopotliwej propozycji udała się na świeże powietrze. Rozświetlone miasteczko miało magiczny urok. Niewielkie lampki wśród drzew nie przysłaniały blasku gwiazd. Ludzie bawili się nieco nawet na podwórku, gdzieś w cichszych miejscach widać było świętujące pary. Zapatrzyła się chwilę w gwiazdy, stojąc samotnie na uboczu. Po chwili jednak ruszyła raźnym krokiem w stronę ich kwatery. Tam ktoś wcześniej zasłał posłania i zostawił im sporą misę wody, w której można było obmyć twarz. Zmęczona szybko znalazła się w łóżku, na tę noc powierzając się tylko objęciom Morra.
 
__________________
Zapomniane słowa, bo nie zapisane wierszem...

Ostatnio edytowane przez Eileen : 29-09-2010 o 00:04.
Eileen jest offline